Kolejny gorący dzień, spędzony na wędrówce. Powoli zaczynałam odczuwać, że mam dosyć. Wprawdzie od dobrych paru minut wyczuwałam zapach wilków, ale nie jestem pewna czy natknięcie się na watahę, podczas wędrówki po ich terytorium, będzie najlepszym rozwiązaniem. Znalazłam spore drzewo w lesie, z dość nisko osadzonymi gałęziami. Wskoczyłam na nie, a potem wspięłam się jeszcze wyżej, a żeby to przypadkiem ktoś mnie nie dostrzegł. Zamknęłam oczy, potrzebowałam odpocząć.
Ze spokojnego snu, zbudził mnie deszcz. 'Za jakie grzechy...' - pomyślałam. Deszczyk nie był moim ulubionym zjawiskiem pogodowym. Zeskoczywszy z drzewa, stanęłam jak wryta. Przez nos przeszył mi się znajomy zapach. Conquest.
Ruszyłam biegiem w stronę, z której dobiegał. Był coraz wyraźniejszy. Przeskakiwałam kałuże, krzaki, pędziłam przed siebie, płosząc zwierzynę w pobliżu. Gnałam, najszybciej jak mogłam, aż nagle.. powalony konar drzewa. Wybiłam się z całą siłą skupioną w swych chudych łapach, Cudem przeleciałam na drugą stronę, chociaż brzuchem delikatnie zaryłam po drzewie. Oczywiście lądując, upadłam z piskiem, brudząc cały lewy bok i pysk. Wstałam obolała, lecz zapach był tak wyraźny, że mogłabym powiedzieć iż... go widzę... tak, to on. Stał kilka kroków dalej, patrzył w mą stronę. Wyglądał znacznie doroślej, niż gdy ostatni raz się widzieliśmy. Szukałam chociaż jednego słowa, aby mnie rozpoznał, lecz nic nie miałam. Podszedł do mnie.
- Conquest.. - wykrztusiłam szorstko, wręcz jakbym gryzła szkło.
- Kim jesteś? Skąd mnie znasz? - basior cofnął się o krok, przybierając bardzo nieufny wyraz pyska. Czy naprawdę się tak zmieniłam?
Nie odpowiedziałam. Podniósł łapę, po czym otarł błoto z mego pyska. Przekrzywił łeb.
- Wyglądasz znajomo. - odparł dość sucho.
Nie odpowiedziałam. Wyraz pyska samca zaczął się zmieniać, wręcz do lekkiego szoku.
- Wuwuzela. - rzekł tonem, który zabraniał sprzeciwu.
- Bingo. - rzuciłam cicho, z obawą, że jeszcze ktoś usłyszy. Lekko się uśmiechnęłam. - Odnalazłam Cię, nieodpowiedzialny braciszku.
Basior zaprowadził mnie do swej jaskini, gdzie oczyściłam futro. Cały czas mi się przyglądał, jakbym była duchem. Powoli mnie to zaczynało irytować. Usiadłam przed nim, karcąc wzrokiem. Tęskniłam za nim, chociaż nie umiałam tego powiedzieć.
- Zaraz wracam... - powiedział wychodząc z jaskini, cały czas mając wzrok na mnie. Od kiedy on taki.. nieswój. Po kilku minutach wrócił z wilkiem o puszystym futrze, barwy białej. Jego zapach... alfa. Wstałam gwałtownie, patrząc to na brata, to na ważniejszego samca. Cofnęłam się. Zwykle jestem dość bezinteresowna, ale oni, ajaj, co chcieli zrobić. Szukałam słów by przeprosić za wtargnięcie na terytorium, ale (jak na złość) kompletnie mi wypadły z głowy.
- To jest moja młodsza siostra, Wuwuzela. Mówi dość... niewiele. - Conquest zmrużył oczy.
- Witaj, nazywam się Oleander. Jestem głową tej watahy. - przedstawił się dumny basior. Odpowiedziałam delikatnym uśmiechem. Chyba drżałam. O co może chodzić? Wilk nie wyglądał na zmieszanego z powodu mojego braku odpowiedzi. - Conquest mówił, że możesz poszukiwać watahy.
Przytaknęłam. Zrozumiałam do czego dąży rozmowa.
- Oto jest Wataha Srebrnego Chabra, może zechciałabyś zatrzymać się na trochę? - uśmiechnął się Oleander. Odwzajemniłam tą samą mimiką.
- Bardzo chętnie - odparłam cichym, zachrypniętym głosem. Dostałam propozycję przejścia się po terenach, zobaczenia co gdzie jest. Z racji, iż deszcz ustał, zgodziłam się i wyruszylam powolnym krokiem na spacer po okolicy. Los chciał, że naprzeciw mnie ujrzałam kolejnego, nieznanego mi wcześniej wilka. Westchnęłam ciężko, w sumie moznaby kogoś poznać.
< Ktoś? c: >
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz