Znów znalazłem się niedaleko jaskini Palette. Cóż, może właśnie o to chodziło. Zapach konwalii niknął, gdy zbliżałem się do tego miejsca. Nie miałem jednak wrażenia, że coś próbowało mnie zawrócić, bardziej jakby wykonało swoją robotę. Nie zdziwiła mnie wcale obecność jej rodziców, ani Wrotycz, wyłaniający się spomiędzy drzew. Niewiele rzeczy w sumie mogło mnie jeszcze zdziwić.
Powiodłem po nich wzrokiem, mrużąc oczy w zamyśleniu. W moim umyśle pojawiło się jedno słowo, które za nic nie chciało zniknąć - pułapka. A jednak instynkt mówił mi, że to nie sprawka Gotha. Przynajmniej na razie. Chyba po prostu, właśnie tu mieliśmy się znaleźć.
Stanąłem naprzeciw Jaskra, Wrotycz trzymał się nieco boku. Nikt nawet nie próbował zacząć rozmowy, jakbyśmy wszyscy zgodnie uznali, że nie czas na to. Rozejrzałem się wokół siebie. Na drzewie, po stronie z której przyszedł Wrotycz, siedział Mundurek z miną, jakby pierwszy raz w życiu, nie wiedział co się dzieje. Dopiero wtedy zauważyłem Shino, który usiadł po mojej prawej z gałązką w pysku.
- Co wiesz, Shino? - Zaryzykowałem pytanie, mimo że mówienie nagle wydało mi się bardzo nie na miejscu. Co ten stres robi z wilkiem...
- Pojęcia nie mam, co się tu wyrabia.
Poczułem znajomą mieszankę zapachów. Więc jednak się myliłem? To od początku był demon?
- Pewnie zastanawiacie się - zaczął, wychodząc z jaskini - po co bym was tu zebrał, gdybym to zrobił, a dla ścisłości nie zrobiłem.
- Gdzie jest Palette? - warknął Jaskier, ignorując Gotha, rozpoczynającego zapewne jakiś nudny monolog.
- Na twoim miejscu, martwiłbym się o siebie - westchnął demon. - W końcu to ostatnie chwile w waszego nędznego istnienia.
- Jeszcze zobaczymy - prychnął Shino, wymieniając ze mną porozumiewawcze spojrzenie. Zapach konwalii powrócił.
Zanim Goth zdążył zauważyć tę drobną zmianę, znalazła się między nami Palette.
- Palette? Jak się wydostałaś? - zapytał zaskoczony demon. Tego się nie spodziewał, skubaniec.
- Ojcze, ewakuuj wszystkich członków watahy. Kuraha, proszę cię, broń ich, dobrze? - Myślałem przez moment, że żartuje, ale była śmiertelnie poważna.
- Co ty...- Próbowałem odwieść ją od tego pomysłu, ale nie miałem wątpliwości, że podjęła już decyzje.
-To moja walka - stwierdziła bez wahania.- To co, Goth? To tylko nasza potyczka, oni mają odejść.
Jaskier, świadomy niebezpieczeństwa w jakim znalazła się jego wataha, zaczął się powoli wycofywać.
- Shino - syknąłem najciszej jak mogłem. - Idź z nim i weźcie ze sobą Wrotycza. Ukryj ich w Wysokich Skałkach.
- Myślisz najdroższa, że możesz mną dyrygować?
Ułamek sekundy później, Jaskier cudem uniknął śmierci od demonicznego pocisku. Przestałem martwić się dalszym rozwojem tej konwersacji i rzuciłem w stronę lasu.
- Mundus! - zawołałem, widząc, że ptak najwyraźniej chce towarzyszyć Wrotyczowi. - Musisz mi pomóc.
Zatrzymałem się dopiero po paru minutach biegu. Odczekałem parę sekund, w czasie których Mundurek wylądował na ziemi.
- Biegnę na Polanę Życia, przy takim upale raczej znajdę tam większość watahy, ale sprawdź resztę terenów, tobie pójdzie to sprawniej.
- Lecę z tobą - zadecydował. - Sprawdzę kogo brakuje.
Kiwnąłem głową.
- Spotkamy się w górach.
***
Gdy wbiegłem na polanę okazało się, że Mundurek zdążył już na szybko przedstawić wszystkim zebranym obecną sytuacje. Dołączyłem do grupy, wymieniając porozumiewawcze spojrzenie z Oleandrem.
- Brakuje Carm i Megami - oświadczył Mundus bez niepotrzebnej zwłoki. - Reszta albo była tutaj, albo udało mi się złapać ich po drodze.
- Spróbujesz je znaleźć? Jeśli są przy granicy, niech uciekają jak najdalej stąd. W innym przypadku góry lub Wysokie Skałki, w zależności gdzie będą miały bliżej.
- Z przyjemnością - burknął ptak. - A ty? Co zamierzasz?
Nadszedł moment, by podjąć decyzję nad którą myślałem całą drogę. Rozważyłem wszystkie za i przeciw, po raz kolejny zignorowałem instynkt, który podsuwał mało racjonalne wyjście z sytuacji. Nie byłem jednak pewien swojego wyboru, dopóki nie wypowiedziałem tego na głos.
- Idę z nimi. - Utkwiłem spojrzenie w górach, przysłaniających horyzont. - Palette sobie poradzi, a jeśli nie - oni beze mnie zginą. Nie chciałem tak postąpić, ale coś podpowiada mi, że to jedyne społecznie akceptowalne wyjście a sprawa jest zbyt poważna, by kierować się emocjami.
- Więc widzimy się w górach? - Kiwnąłem głową, a ptak odwrócił się w przeciwnym kierunku.
- Mundurek. - Poczekałem aż spojrzy w moją stronę. - Sprawdź, proszę, jak wygląda sytuacja drugiej grupy.
- Pewnie.
Wróciłem myślami do planu ukrycia się w górach.
- Oleandrze, mógłbyś zabrać ich w bezpieczne miejsce w górach? Jakiejś jaskini czy coś takiego?
- Myślałem, że idziesz z nami.
- Będę się trzymał raczej z tyłu. Muszę zająć się czymś innym.
Tak jak powiedziałem wcześniej - trzymałem się z tyłu. Na tyle blisko, by ogarniać wzrokiem przynajmniej większość grupy, ale na tyle daleko, by ich nie słyszeć i nie czuć. Niektóre z obecnych wilków nie posiadały magicznych zdolności, inne aktualnie ich nie używały, ale było też parę, których magia po prostu była. Wystarczyło naprawdę niewiele różnych woni, by nieźle skołować moje zmysły, o czym przekonałem się wiele razy w przeszłości.
Dlatego, gdy Oleander odnalazł sporą jaskinię, szedłem dalej. Chciałem widzieć jak największy obszar, więc zatrzymałem się dopiero na dość wysoko położonej skalnej półce. Przybrałem demoniczną formę, usiadłem i starałem się rozluźnić wszystkie mięśnie. Zaczynałem się już martwić, gdy wrócił Mundus.
- Carm powinna zaraz tu być, Megami zdecydowała się ukryć w morzu - zaczął. Nie miałem zamiaru zadawać zbędnych pytań, więc zbyłem tę informację wzruszeniem ramion.- Druga grupa jest cała, znalazłem ich tylko dzięki temu, że oni mnie zobaczyli.
- Miejmy nadzieję, że Goth będzie miał podobne trudności.
- Co właściwie robisz? - rzucił Mundurek, niby od niechcenia.
- Czekam. Tylko to nam zostało, nie sądzisz? - Zrobiłem krótką pauzę. - Stąd lepiej manipuluje się wiatrem na większym obszarze. Wyczuję w ciągu paru minut każdą magię, jaka pojawi się w promieniu trzech kilometrów.
Mundurek pokiwał głową w zamyśleniu.
- Czyli czekamy?
- Czekamy.
< Paluś? >
Powiodłem po nich wzrokiem, mrużąc oczy w zamyśleniu. W moim umyśle pojawiło się jedno słowo, które za nic nie chciało zniknąć - pułapka. A jednak instynkt mówił mi, że to nie sprawka Gotha. Przynajmniej na razie. Chyba po prostu, właśnie tu mieliśmy się znaleźć.
Stanąłem naprzeciw Jaskra, Wrotycz trzymał się nieco boku. Nikt nawet nie próbował zacząć rozmowy, jakbyśmy wszyscy zgodnie uznali, że nie czas na to. Rozejrzałem się wokół siebie. Na drzewie, po stronie z której przyszedł Wrotycz, siedział Mundurek z miną, jakby pierwszy raz w życiu, nie wiedział co się dzieje. Dopiero wtedy zauważyłem Shino, który usiadł po mojej prawej z gałązką w pysku.
- Co wiesz, Shino? - Zaryzykowałem pytanie, mimo że mówienie nagle wydało mi się bardzo nie na miejscu. Co ten stres robi z wilkiem...
- Pojęcia nie mam, co się tu wyrabia.
Poczułem znajomą mieszankę zapachów. Więc jednak się myliłem? To od początku był demon?
- Pewnie zastanawiacie się - zaczął, wychodząc z jaskini - po co bym was tu zebrał, gdybym to zrobił, a dla ścisłości nie zrobiłem.
- Gdzie jest Palette? - warknął Jaskier, ignorując Gotha, rozpoczynającego zapewne jakiś nudny monolog.
- Na twoim miejscu, martwiłbym się o siebie - westchnął demon. - W końcu to ostatnie chwile w waszego nędznego istnienia.
- Jeszcze zobaczymy - prychnął Shino, wymieniając ze mną porozumiewawcze spojrzenie. Zapach konwalii powrócił.
Zanim Goth zdążył zauważyć tę drobną zmianę, znalazła się między nami Palette.
- Palette? Jak się wydostałaś? - zapytał zaskoczony demon. Tego się nie spodziewał, skubaniec.
- Ojcze, ewakuuj wszystkich członków watahy. Kuraha, proszę cię, broń ich, dobrze? - Myślałem przez moment, że żartuje, ale była śmiertelnie poważna.
- Co ty...- Próbowałem odwieść ją od tego pomysłu, ale nie miałem wątpliwości, że podjęła już decyzje.
-To moja walka - stwierdziła bez wahania.- To co, Goth? To tylko nasza potyczka, oni mają odejść.
Jaskier, świadomy niebezpieczeństwa w jakim znalazła się jego wataha, zaczął się powoli wycofywać.
- Shino - syknąłem najciszej jak mogłem. - Idź z nim i weźcie ze sobą Wrotycza. Ukryj ich w Wysokich Skałkach.
- Myślisz najdroższa, że możesz mną dyrygować?
Ułamek sekundy później, Jaskier cudem uniknął śmierci od demonicznego pocisku. Przestałem martwić się dalszym rozwojem tej konwersacji i rzuciłem w stronę lasu.
- Mundus! - zawołałem, widząc, że ptak najwyraźniej chce towarzyszyć Wrotyczowi. - Musisz mi pomóc.
Zatrzymałem się dopiero po paru minutach biegu. Odczekałem parę sekund, w czasie których Mundurek wylądował na ziemi.
- Biegnę na Polanę Życia, przy takim upale raczej znajdę tam większość watahy, ale sprawdź resztę terenów, tobie pójdzie to sprawniej.
- Lecę z tobą - zadecydował. - Sprawdzę kogo brakuje.
Kiwnąłem głową.
- Spotkamy się w górach.
***
Gdy wbiegłem na polanę okazało się, że Mundurek zdążył już na szybko przedstawić wszystkim zebranym obecną sytuacje. Dołączyłem do grupy, wymieniając porozumiewawcze spojrzenie z Oleandrem.
- Brakuje Carm i Megami - oświadczył Mundus bez niepotrzebnej zwłoki. - Reszta albo była tutaj, albo udało mi się złapać ich po drodze.
- Spróbujesz je znaleźć? Jeśli są przy granicy, niech uciekają jak najdalej stąd. W innym przypadku góry lub Wysokie Skałki, w zależności gdzie będą miały bliżej.
- Z przyjemnością - burknął ptak. - A ty? Co zamierzasz?
Nadszedł moment, by podjąć decyzję nad którą myślałem całą drogę. Rozważyłem wszystkie za i przeciw, po raz kolejny zignorowałem instynkt, który podsuwał mało racjonalne wyjście z sytuacji. Nie byłem jednak pewien swojego wyboru, dopóki nie wypowiedziałem tego na głos.
- Idę z nimi. - Utkwiłem spojrzenie w górach, przysłaniających horyzont. - Palette sobie poradzi, a jeśli nie - oni beze mnie zginą. Nie chciałem tak postąpić, ale coś podpowiada mi, że to jedyne społecznie akceptowalne wyjście a sprawa jest zbyt poważna, by kierować się emocjami.
- Więc widzimy się w górach? - Kiwnąłem głową, a ptak odwrócił się w przeciwnym kierunku.
- Mundurek. - Poczekałem aż spojrzy w moją stronę. - Sprawdź, proszę, jak wygląda sytuacja drugiej grupy.
- Pewnie.
Wróciłem myślami do planu ukrycia się w górach.
- Oleandrze, mógłbyś zabrać ich w bezpieczne miejsce w górach? Jakiejś jaskini czy coś takiego?
- Myślałem, że idziesz z nami.
- Będę się trzymał raczej z tyłu. Muszę zająć się czymś innym.
Tak jak powiedziałem wcześniej - trzymałem się z tyłu. Na tyle blisko, by ogarniać wzrokiem przynajmniej większość grupy, ale na tyle daleko, by ich nie słyszeć i nie czuć. Niektóre z obecnych wilków nie posiadały magicznych zdolności, inne aktualnie ich nie używały, ale było też parę, których magia po prostu była. Wystarczyło naprawdę niewiele różnych woni, by nieźle skołować moje zmysły, o czym przekonałem się wiele razy w przeszłości.
Dlatego, gdy Oleander odnalazł sporą jaskinię, szedłem dalej. Chciałem widzieć jak największy obszar, więc zatrzymałem się dopiero na dość wysoko położonej skalnej półce. Przybrałem demoniczną formę, usiadłem i starałem się rozluźnić wszystkie mięśnie. Zaczynałem się już martwić, gdy wrócił Mundus.
- Carm powinna zaraz tu być, Megami zdecydowała się ukryć w morzu - zaczął. Nie miałem zamiaru zadawać zbędnych pytań, więc zbyłem tę informację wzruszeniem ramion.- Druga grupa jest cała, znalazłem ich tylko dzięki temu, że oni mnie zobaczyli.
- Miejmy nadzieję, że Goth będzie miał podobne trudności.
- Co właściwie robisz? - rzucił Mundurek, niby od niechcenia.
- Czekam. Tylko to nam zostało, nie sądzisz? - Zrobiłem krótką pauzę. - Stąd lepiej manipuluje się wiatrem na większym obszarze. Wyczuję w ciągu paru minut każdą magię, jaka pojawi się w promieniu trzech kilometrów.
Mundurek pokiwał głową w zamyśleniu.
- Czyli czekamy?
- Czekamy.
< Paluś? >
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz