poniedziałek, 6 sierpnia 2018

Od Wrotycza CD Kurahy - "Liga Beżowej Ziemi"

Tak więc było nas czterech, a kiedy tylko rozglądałem się wokół, miałem okazję by zobaczyć kolejnych sześciu i przekonać się, jak niewielu zostało z ponad czterdziestki stojącej tu jeszcze wczoraj.
- Jest, widzę, co świętować - pośpiesznie rzucił Urelus w naszą stronę - przyjaciele! - dodał następnie, jakby między nami już od dawna panowała przyjaźń. Ten animusz, nawet w wykonaniu typa, który jeszcze przed niespełna trzema godzinami próbował podstawiać mi nogę podczas walki, na chwilę przestał się dla mnie liczyć, albowiem wszystkie moje wolno biegające myśli pochłonął fakt, że nie tylko ja, ale i mój druh dostaliśmy się jednak na te nad-szkolenia. To zwiastowało początek czegoś dobrego, przedtakt udanego życia, jakie zamierzałem tutaj rozpocząć. Odtąd wokół mnie nie będzie więcej nieszczęść, nie będzie zła. Postaram się o to.
Kuraha odwrócił głowę, patrząc teraz na las stanowiący granicę widoczności. Urelus zaczął coś jeszcze mówić, jednak zupełnie przestało mnie to interesować. Kiedy zniknęła opcja porozmawiania sam na sam z białym towarzyszem, zacząłem szukać możliwości wykręcenia się jakoś od wymiany zdań z dwoma pozostałymi wilkami. Przez chwilę delikatnie próbowałem wycofać się i choć nadal byłem zatrzymywany przez Urelusa i Loksa, w końcu udało mi się oddalić i odetchnąć z ulgą.
Pierwszym miejscem, które przyszło mi na myśl gdy zastanawiałem się, jak spędzić resztę kończącego się dnia, było miejsce, w którym spotkaliśmy dwie wadery, mieszkanki NIKL`u. Podobała mi się możliwość bliższego poznania mieszkańców tego miejsca, a tam szlaki miałem już przetarte.
Gdy jednak schodziłem z placu, spotkałem kogoś jeszcze. Gdy zobaczyłem, że szef stoi mi na drodze, zawahałem się i zatrzymałem mając nadzieję, że uda mi się niepostrzeżenie skręcić w jakąś boczną ścieżkę i ominąć tę drobną przeszkodę. Traf chciał, że basior popatrzył na mnie, a co za tym szło, nawiązaliśmy kontakt wzrokowy.
- Wy do mnie? - zapytał energicznie. Westchnąłem w duchu.
- Nie... ja tylko tam... - planowałem wskazać łapą miejsce, do którego zmierzałem nie wiedząc, jak je nazwać, jednak basior uprzedził moją wypowiedź, mówiąc:
- Nie krępujcie się, żołnierzu, powiedzcie co tam macie. Ty jesteś...
- Wrotycz - odrzekłem szybko, chcąc jak najprędzej zakończyć to przypadkowe spotkanie.
- Świetnie - pokiwał głową przymykając oczy, jakby chciał coś sobie przypomnieć - byłeś jednym z najlepszych wilków. W próbach wyprzedzili cię tylko... poczekaj, niechże sobie przypomnę...
Mimowolnie nadstawiłem uszu.
- Bodajże Dusel i Kuraha, choć w zasadzie mieliście prawie równe wyniki  - zakończył. Szerzej otworzyłem oczy. No to ładnie.
- Kuraha? - nie miałem pojęcia kim był ten Duszek czy jak mu tam, zainteresował mnie natomiast ten ostatni.
- Tak, Kuraha - przytaknął - znacie się? Trochę lepiej niż ty poradził sobie w pytaniach strategicznych, choć tobie bardziej udała się walka w parach.
Nie wiedziałem, co mógłbym odpowiedzieć, więc tylko kiwnąłem głową.
- Możecie mi mówić "Panie Poruczniku" - oświadczył tymczasem szef.
- Tak... dziękuję, panie poruczniku - mruknąłem, kładąc uszy po sobie, na co ten zaśmiał się.
- Idźcie już - powiedział w końcu życzliwie i dodał - banda hołoty, wszystkiego muszą was tutaj nauczyć. Łachmaniarze - zakończył ciszej, jednak to wystarczyło, bym poczuł się nieco nieswojo.
Ochoczo wyminąłem wilka, który zajął się już rozmową z innym, starszym żołnierzem.
Na miejscu, w które się udałem, nie zastałem już znajomych wilczyc. Zanim do niego dotarłem zrobiło się zupełnie ciemno. Zniknęły nie tylko one, ale także wszystkie pozostałe wilki, które krzątały się wokół, gdy byłem tu poprzednim razem.
No nic, poszukam ich jutro. Oczywiście tylko po to, by podzielić się swoją radością z nowo poznanymi członkami organizacji, w której dobrze jest mieć kontakty. I może poznać tych członków... członkinie... trochę lepiej.

   C. D. N.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz