Tak więc było nas czterech, a kiedy tylko rozglądałem się wokół,
miałem okazję by zobaczyć kolejnych sześciu i przekonać się, jak
niewielu zostało z ponad czterdziestki stojącej tu jeszcze wczoraj.
-
Jest, widzę, co świętować - pośpiesznie rzucił Urelus w naszą stronę -
przyjaciele! - dodał następnie, jakby między nami już od dawna panowała
przyjaźń. Ten animusz, nawet w wykonaniu typa, który jeszcze przed
niespełna trzema godzinami próbował podstawiać mi nogę podczas walki, na
chwilę przestał się dla mnie liczyć, albowiem wszystkie moje wolno
biegające myśli pochłonął fakt, że nie tylko ja, ale i mój druh
dostaliśmy się jednak na te nad-szkolenia. To zwiastowało początek
czegoś dobrego, przedtakt udanego życia, jakie zamierzałem tutaj
rozpocząć. Odtąd wokół mnie nie będzie więcej nieszczęść, nie będzie
zła. Postaram się o to.
Kuraha odwrócił głowę, patrząc teraz na
las stanowiący granicę widoczności. Urelus zaczął coś jeszcze mówić,
jednak zupełnie przestało mnie to interesować. Kiedy zniknęła opcja
porozmawiania sam na sam z białym towarzyszem, zacząłem szukać
możliwości wykręcenia się jakoś od wymiany zdań z dwoma pozostałymi
wilkami. Przez chwilę delikatnie próbowałem wycofać się i choć nadal
byłem zatrzymywany przez Urelusa i Loksa, w końcu udało mi się oddalić i
odetchnąć z ulgą.
Pierwszym miejscem, które przyszło mi na myśl
gdy zastanawiałem się, jak spędzić resztę kończącego się dnia, było
miejsce, w którym spotkaliśmy dwie wadery, mieszkanki NIKL`u. Podobała
mi się możliwość bliższego poznania mieszkańców tego miejsca, a tam
szlaki miałem już przetarte.
Gdy jednak schodziłem z placu,
spotkałem kogoś jeszcze. Gdy zobaczyłem, że szef stoi mi na drodze,
zawahałem się i zatrzymałem mając nadzieję, że uda mi się
niepostrzeżenie skręcić w jakąś boczną ścieżkę i ominąć tę drobną
przeszkodę. Traf chciał, że basior popatrzył na mnie, a co za tym szło,
nawiązaliśmy kontakt wzrokowy.
- Wy do mnie? - zapytał energicznie. Westchnąłem w duchu.
-
Nie... ja tylko tam... - planowałem wskazać łapą miejsce, do którego
zmierzałem nie wiedząc, jak je nazwać, jednak basior uprzedził moją
wypowiedź, mówiąc:
- Nie krępujcie się, żołnierzu, powiedzcie co tam macie. Ty jesteś...
- Wrotycz - odrzekłem szybko, chcąc jak najprędzej zakończyć to przypadkowe spotkanie.
-
Świetnie - pokiwał głową przymykając oczy, jakby chciał coś sobie
przypomnieć - byłeś jednym z najlepszych wilków. W próbach wyprzedzili
cię tylko... poczekaj, niechże sobie przypomnę...
Mimowolnie nadstawiłem uszu.
- Bodajże Dusel i Kuraha, choć w zasadzie mieliście prawie równe wyniki - zakończył. Szerzej otworzyłem oczy. No to ładnie.
- Kuraha? - nie miałem pojęcia kim był ten Duszek czy jak mu tam, zainteresował mnie natomiast ten ostatni.
-
Tak, Kuraha - przytaknął - znacie się? Trochę lepiej niż ty poradził
sobie w pytaniach strategicznych, choć tobie bardziej udała się walka w
parach.
Nie wiedziałem, co mógłbym odpowiedzieć, więc tylko kiwnąłem głową.
- Możecie mi mówić "Panie Poruczniku" - oświadczył tymczasem szef.
- Tak... dziękuję, panie poruczniku - mruknąłem, kładąc uszy po sobie, na co ten zaśmiał się.
-
Idźcie już - powiedział w końcu życzliwie i dodał - banda hołoty,
wszystkiego muszą was tutaj nauczyć. Łachmaniarze - zakończył ciszej,
jednak to wystarczyło, bym poczuł się nieco nieswojo.
Ochoczo wyminąłem wilka, który zajął się już rozmową z innym, starszym żołnierzem.
Na
miejscu, w które się udałem, nie zastałem już znajomych wilczyc. Zanim
do niego dotarłem zrobiło się zupełnie ciemno. Zniknęły nie tylko one,
ale także wszystkie pozostałe wilki, które krzątały się wokół, gdy byłem
tu poprzednim razem.
No nic, poszukam ich jutro. Oczywiście tylko
po to, by podzielić się swoją radością z nowo poznanymi członkami
organizacji, w której dobrze jest mieć kontakty. I może poznać tych
członków... członkinie... trochę lepiej.
C. D. N.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz