Raisa zapytała jak tam moja łapa. Spojrzałem na wymienioną w zdaniu część ciała.
- Dobrze. - wymamrotałem dalej ze wzrokiem utkwionym w kończynie. Pobudki... - Nie boli już prawie.
- To świetnie - odparła. Spojrzałem na waderę. Wydawała się zażenowana i z lekka zakłopotana. No trudno, było nie podchodzić, chociaż chciałem dobrze.
- Jeszcze raz dziękuję - odparłem, po czym ziewnąłem. - Deszcz ustał, może Cię odprowadzę do Twojej własnej jaskini?
- No dobrze. - powiedziała po chwili zastanowienia.
Drogę pokonaliśmy w nienaturalnym milczeniu, które (bynajmniej dla mnie) było niekomfortowe. Wbrew temu, cisza w tej chwili ujawniła wspaniałe śpiewy ptaków, dochodzące z koron drzew. Te to są gadatliwe...
Jak się okazało - jaskinia wadery nie była daleko. Albo droga minęła tak szybko... możliwe.
- To miłego - uśmiechnąłem się, gdy byliśmy na miejscu, po czym odszedłem w drugą stronę. W zasadzie nie wiem dokąd zmierzałem, chyba po prostu tam, gdzie ponosiły mnie łapy. W zasadzie, nim się obejrzałem, moje opuszki ogrzewał cieplutki piasek, a morska bryza kuła w nos. Przyjemny, ciepły wiatr otulał me futro. Lato... zamknąłem oczy, pojąc całe ciało tą cudowną chwilą. Coś sprawiało, że obraz śpiącej wadery nie potrafił umknąć mym myślą. Położyłem się na przyjemnie nagrzanej od słoneczka plaży. Nie było gorąco, ani nie było zimno. Tak... idealnie.
Gdzieś za mną usłyszałem kroki innego wilka. Zapach wydał się być znajomy, a odwrócenie głowy wydawało się teraz być zbyt męczącą czynnością. Po prostu leżałem dalej, czekając aż drugi psowaty sam podejdzie.
< Ktoś? >
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz