czwartek, 30 sierpnia 2018

Od Palette - "To koniec", cz. 2

-WYNOŚ SIĘ Z MOJEJ GŁOWY!- Ryknęła Palette, kiedy to z pomocą przybyły jej duchy obecne jeszcze w umyśle. Przy pomocy ich sił i bytu, udało jej się pozbyć demona, który niestety zobaczył kilka tajemnic wadery i te jeszcze skrywane przed nią samą. Goth jak tylko zaparł się łapami o glebę, spojrzał na nią z lekkim zaskoczeniem.
-Ucieleśnienie pieśni? Coś takiego. Chociaż to tłumaczy twój żywioł i jego siłę.- Jednak zaraz przybrał swój zwykły wyraz do tej potyczki.- Nawet jeśli nią jesteś moja droga, to i tak nic to nie zmieni. Wasz los jest przesądzony.
-Nie byłabym tego taka pewna- odpowiedziała nazbyt spokojnie. Niespodziewanie wytworzyła potężną falę dźwiękową idącą ku przeciwnikowi. Chociaż dostał nią to zaraz zrewanżował się, ciskając waderą o odległe głazy. Akurat nieopodal zobaczyła swego bliskiego przyjaciela, Kurahę. Na jego widok zacisnęła kły i powróciła do walki, jednak demon znowu nią cisnął, tym razem brutalniej.
Mimo bariery ochronnej, pojawiły się spore rany na całym ciele. Krew zaczęła lać się niczym strumień wody. Osunęła się bezsilnie na ziemię, z ogromnym trudem łapiąc powietrze w płuca. Rozcięcie na głowie skutecznie utrudniało jej widoczność przez ciesz lejącą się jej na oczy. Nie mogła ruszyć tylna łapą, była wygięta pod okropnym kątem. Otwarta podłużna rana na brzuchu musiała być trzymana przez łapę lub ogon, ponieważ leczenie nie działało tu i teraz. Wypluła krew i bez wycierania pyska, z ogromny trudem wstała na chwiejne łapy. Przesądzenie wyniku tego było bliższe niż dalsze, a jednak ona trzymała się skrawka determinacji. Goth podszedł do niej z mrocznym spojrzeniem.
-Mówiłem, że ze mną nie wygrasz. Będę wyjątkowo łaskawy, możesz coś powiedzieć przed swoim zgonem.
-Ach... tak? Idź... do diabła- wycharkała po raz kolejny używając mocy wielu ogonów. On się uśmiechnął.
-Wiesz, że nie możesz mnie zabić, moja droga. Prawda?
-Kto powiedział... że zabić- wyrzuciła z trudem spoglądając na niego stanowczo. Jej spokój i łagodny uśmiech nie był zbyt optymistyczny.- Wystarczy mi jak znowu... znowu będziesz uwięziooo...ny
Po czym nie tracąc ani chwili, skupiła w sobie całą nową/znaną moc i skierowała nią ogromnym strumieniem w niego. Słysząc jego ryk, nasiliła promień. Zamierzała go tym zapieczętować. Sama przy tym zawyła ochryple, dopóki nie znikła ta obecność wroga. Kiedy to nastąpiło, nastała głucha cisza. Ostatkiem sił uniosła głowę do góry wpatrując się w nieboskłon, na którym pląsało kilka chmurek. Puściła łapą brzuch, gdzie zaraz poczuła ogromne pokłady ciepłej mazi. Uśmiechnęła się. Udało to się jej. Watah jest bezpieczna. Rodzina jest bezpieczna... On jest bezpieczny.
-Co za... piękny... dzień- urywanym głosem zanuciła po czym zamykając oczy, ciało jej opadło bezwładnie na ziemię wraz z zaprzestającym biciem serca.

Koniec
.
.
.
.
.
?

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz