- Amber - odwróciłam się w kierunku wadery idącej w stronę, z której nadeszłyśmy - poczekaj, idę z tobą.
- Idziesz? - Amber popatrzyła na mnie z nadzieją.
- Nie zostawię cię teraz. Nie powinniśmy się rozdzielać, jeśli nie musimy. Szczególnie, jeśli planujesz wyjść z lasu. Na otwartej przestrzeni może być szczególnie niebezpiecznie.
- Jeśli chcesz - uśmiechnęła się Amber - razem raźniej, nieprawdaż?
- Z pewnością.
Wyjrzałyśmy na łąkę. Są zarośla, w których znalazłyśmy ciało. Jest też Mundus. Siedzi obok zwłok ze wzrokiem wbitym w ziemię. Westchnął głęboko. Po chwili przetarł skrzydłem oczy i spojrzał w górę.
- Czy mi się wydaje, czy on... - przerwałam, nie wiedząc, jak dokończyć wypowiedź.
- Jest bez dwóch zdań bardziej przejęty niż jeszcze przed chwilą, gdy z nami rozmawiał - szepnęła Amber.
- Będzie tak tam siedział? - skrzywiłam się.
Nie powiedziałyśmy nic więcej, bo na łące oprócz naszego przyjaciela pojawił się ciemny, nieznany mi wilk. Podszedł do czapli i powiedział coś, po czym wskazał łapą na trupa.
- Jesteśmy za daleko. Nic nie usłyszymy - mruknęłam.
- Tam! - Amber wskazała na krzewy rosnące kilka metrów dalej. Skryłyśmy się za nimi, w końcu mogąc usłyszeć ciche głosy obserwowanych.
- Zrób coś z tym truchłem - Mundus nadal siedział na ziemi - trzeba go zakopać.
- Podczas gdy ty będziesz tutaj siedzieć i czekać, aż ta cholera pojawi się znów i rozwłóczy twoje kości po polu.
- Muszę przez chwilę dojść do siebie - jęknął Mundus.
- Poczekam. A potem pójdziesz ze mną i pomożesz mi to gdzieś ukryć.
Po chwili Mundus wraz z obcym wzięli ciało i zaczęli mozolnie taszczyć je w stronę lasu. Ruszyłyśmy za nimi, w odległości, z której żaden nie mógł nas usłyszeć. Trochę to trwało, aż wreszcie wszyscy znaleźliśmy się na Stepach. Nie mogłyśmy dalej iść za nimi, zatrzymałyśmy się więc w zaroślach. Na szczęście oni również zatrzymali się gdy tylko znaleźli się na piasku.
- Zacznij tu kopać - nakazał wilk, kładąc ciało na ziemi - jak ziemia będzie miększa, wezmę się do roboty - to mówiąc położył się na ziemi, zamykając oczy.
Mundurek zmarszczył brwi, po czym wbił szpony lewej nogi w ziemię, po czym przejechał nimi po piasku. Przez następne kilkanaście minut ze zdwojoną siłą drapał ziemię kilka razy jedną, kilka razy drugą nogą, po czym, gdy dziura w ziemi zrobiła się dostatecznie głęboka, podszedł do leżącego towarzysza i powiedział głośno:
- Możesz zacząć. Zrobisz to bez wątpienia szybciej, niż ja.
- Już wstaję. A ty idź się wyczyścić. Jesteś cały we krwi i w kurzu. Jeśli w tym stanie spotkasz swoich biednych znajomków z watahy, mogliby zacząć o coś cię podejrzewać - zaśmiał się chrypliwie.
- Prosiłem cię, żebyś tak ich nie nazywał - odrzekł posępnie Mundus, odwracając się i równocześnie kierując w naszą stronę. Przywarłyśmy do ziemi. Byłyśmy co prawda dosyć daleko, a ponadto schowane w gęstwinie drzew, jednak wprawne oko mogłoby nas dojrzeć. Błękitny ptak z początku nie patrzył jednak w naszą stronę. Dopiero, gdy przeniósł wzrok z wilka rozkopującego ziemię do przodu, tam, dokąd zmierzał, stanął w bezruchu. Przełknął ślinę i chyłkiem jeszcze raz spojrzał na swojego towarzysza, zajętego jednak pracą. Mundus wzbił się w powietrze i szybko znikł nam z oczu.
- Myślisz, że powinnyśmy iść za nim, czy zostać tutaj i sprawdzić, czy ten basior zakopie ciało? - zapytałam, nie bardzo wiedząc, co teraz ze sob zrobić.
< Amber? >
DALSZY CIĄG TEGO OPOWIADANIA MOŻECIE ZNALEŹĆ TUTAJ.
- Tam! - Amber wskazała na krzewy rosnące kilka metrów dalej. Skryłyśmy się za nimi, w końcu mogąc usłyszeć ciche głosy obserwowanych.
- Zrób coś z tym truchłem - Mundus nadal siedział na ziemi - trzeba go zakopać.
- Podczas gdy ty będziesz tutaj siedzieć i czekać, aż ta cholera pojawi się znów i rozwłóczy twoje kości po polu.
- Muszę przez chwilę dojść do siebie - jęknął Mundus.
- Poczekam. A potem pójdziesz ze mną i pomożesz mi to gdzieś ukryć.
Po chwili Mundus wraz z obcym wzięli ciało i zaczęli mozolnie taszczyć je w stronę lasu. Ruszyłyśmy za nimi, w odległości, z której żaden nie mógł nas usłyszeć. Trochę to trwało, aż wreszcie wszyscy znaleźliśmy się na Stepach. Nie mogłyśmy dalej iść za nimi, zatrzymałyśmy się więc w zaroślach. Na szczęście oni również zatrzymali się gdy tylko znaleźli się na piasku.
- Zacznij tu kopać - nakazał wilk, kładąc ciało na ziemi - jak ziemia będzie miększa, wezmę się do roboty - to mówiąc położył się na ziemi, zamykając oczy.
Mundurek zmarszczył brwi, po czym wbił szpony lewej nogi w ziemię, po czym przejechał nimi po piasku. Przez następne kilkanaście minut ze zdwojoną siłą drapał ziemię kilka razy jedną, kilka razy drugą nogą, po czym, gdy dziura w ziemi zrobiła się dostatecznie głęboka, podszedł do leżącego towarzysza i powiedział głośno:
- Możesz zacząć. Zrobisz to bez wątpienia szybciej, niż ja.
- Już wstaję. A ty idź się wyczyścić. Jesteś cały we krwi i w kurzu. Jeśli w tym stanie spotkasz swoich biednych znajomków z watahy, mogliby zacząć o coś cię podejrzewać - zaśmiał się chrypliwie.
- Prosiłem cię, żebyś tak ich nie nazywał - odrzekł posępnie Mundus, odwracając się i równocześnie kierując w naszą stronę. Przywarłyśmy do ziemi. Byłyśmy co prawda dosyć daleko, a ponadto schowane w gęstwinie drzew, jednak wprawne oko mogłoby nas dojrzeć. Błękitny ptak z początku nie patrzył jednak w naszą stronę. Dopiero, gdy przeniósł wzrok z wilka rozkopującego ziemię do przodu, tam, dokąd zmierzał, stanął w bezruchu. Przełknął ślinę i chyłkiem jeszcze raz spojrzał na swojego towarzysza, zajętego jednak pracą. Mundus wzbił się w powietrze i szybko znikł nam z oczu.
- Myślisz, że powinnyśmy iść za nim, czy zostać tutaj i sprawdzić, czy ten basior zakopie ciało? - zapytałam, nie bardzo wiedząc, co teraz ze sob zrobić.
< Amber? >
DALSZY CIĄG TEGO OPOWIADANIA MOŻECIE ZNALEŹĆ TUTAJ.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz