- Należałoby poszukać Mundusa i dowiedzieć się, co knuje.
- Nie martw się tym - stwierdziła Katia - napewno nic złego. Nie wygląda na takiego.
- Taki też nie jest. Nigdy nie robił nic podejrzanego. A teraz? - ze smutkiem pokęciłem głową. Nie wyobrażałem sobie, że Mundus, jedna z niewielku osób, której można było bezgranicznie zaufać. Tymczasem, ptak ten, stał się skryty i zamknięty w sobie.
W pewnym momencie, gdy oboje pogrążyliśmy się w rozmyślaniach, usłyszałem charakterystyczne gruchanie, którym Mundus często się posługiwał, jak sądziłem, bez żadnego powobu. Po chwili ujrzałem samego Mundusa lecącego dosyć szbko w naszą stronę. W pewnej chwili zatrzymał się w powietrzu, zagruchał znacząco dwa razy (tajniki jego wiedzy na temat krakania, gruchania, świszczenia i innych obcych języków pozostaną niezgłębione), i zaczął jeszcze szybciej pikować w naszym kierunku.
- Mundus?! - krzyknąłem - gdzie ty lecisz?!
Rublia (tak bowiem nazywał się gatunek z którego pochodził Mundus), bynajmniej nie przejmował się moim wołaniem. Delikatnie wylądował nieopodal nas i znów zagruchał, tym razem trzy razy.
Nagle z krzaków wyłoniła się...
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz