- Przepraszam. Nie powinnam tak wybuchać - powiedziała cicho i po chwili wahania, nieznacznie opuszczając głowę. Zamachałem ogonem, otwierając oczy nieco szerzej. Przez moment byłem bliski poderwania się do góry. Jak w ogóle mogła użyć takiego sformułowania? Dlaczego, po co, to... to nie tak, przecież... Konwalio.
Chrząknąłem, powstrzymując się przed objęciem ją łapą. Nie, to byłoby zbyt śmiałe. Jest przecież delikatna, jak prawdziwy kwiat.
- Wszyscy mamy uczucia - uśmiechnąłem się słabo, choć chciałem nadać tej niepewnej wypowiedzi ton jak najbardziej pokrzepiający - nie przepraszaj. Po prostu bądź sobą, emocje towarzyszą każdemu. Oj, wiem o tym najlepiej.
Wilczyca jakby nieśmiało podniosła na mnie swoje smutne oczy. Jeszcze raz spróbowałem się uśmiechnąć.
- Dziękuję - wyszeptała - żyjemy wszyscy tak szybko. A... dlaczego, po co? Łatwo można zapomnieć, kim jesteśmy.
- Dziś każdy jest zmuszony do samotnej walki. Bo życie nie jest chyba na dłuższą metę niczym innym.
- Masz rację - przytaknęła nieco niemrawo.
Być może nie byłem w stanie do końca dokładnie to zrozumieć, ale od dłuższego już czasu zawsze, gdy patrzyłem na Konwalię Jaskrę, prędzej czy później zaczynałem odczuwać to samo dziwne uczucie, czasem jedynie w mniejszym lub większym nasileniu. Mógłbym opisać je jako coś pomiędzy chęcią przyjaźni, a dziwną, psychiczną bliskością, którą czuje się czasem bez powodu do drugiej osoby. Chociaż, czy na pewno bez powodu?
- Konwalio, jesteśmy tu teraz we dwoje. W razie czego, możemy sobie ufać, prawda? Zawsze przyjemniej jest iść przed świat wiedząc, że jest się otoczonym przyjaciółmi.
Chciałem tego. Jakiś podświadomy instynkt kazał chronić ją przed trudnościami, z jakimi zdawała się toczyć wewnętrzną walkę.
< Konwalio? >
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz