Ashera nie wiedziała co czuć. To co się stało, te wszystkie obrazy w jej głowie. Nie poznawała Sangre. On ją wykorzystał. Czuła jak całe ciało ją boli. Obudziła się w swojej jaskini, sama. Od sytuacji z Sangre rzadko wychodziła. Zaszyła się w swojej jaskini. Płakała, płakała wiele nocy. Została wykorzystana. Nie mogła się z tym pogodzić. Mijały dni, a ona czuła się coraz dziwniej. W końcu nie wytrzymała i wyszła. Mijała znajome wilki, lecz nie towarzyszyło jej to miłe uczucie. Czuła się tak, jakby była wyrzutkiem. Przecież to byli jej przyjaciele. Udała się do medyczki Etain. Wadera zbadała białą wilczyce.
- Z tego co widzę, to może być ciąża. - odparła medyczka. Ashera zaniemówiła. Zbladła momentalnie. - Ashero ? - spytała Etain.
- To jest pewne? - wyszeptała.
- Na razie są to tylko przypuszczenia. Musisz uważać na siebie i przyjść do mnie na kontrolę. Jestem przekonana, że te wszystkie objawy go ciąża. Gratuluję.
- Dziękuję ci. - wyszeptała zaskoczona. Udała się z powrotem do swojej jaskini. Położyła się w rogu. Spojrzała na swój brzuch. Momentalnie z jej oczu zaczęły spływać łzy. Będzie matką poraz drugi.
Czas upływał szybko. Ashera starała się jak najlepiej dbać o samą siebie. Często chodziła przygnębiona. Parę wilków zauważyło to, ale gdy pytali się czy wszystko w porządku ona im odpowiadała, że go tylko zmęczenie. Przypuszczenia Etain były słuszne. Ashera była w ciąży. Widać było, że przybyło jej na wadze. Nie wiedziała co ma czuć. Cieszyła się z nowego potomka, ale nie jest ona już młoda. Poza tym był synem tego, którego imienia wadera unikała jak ognia. Bała się, że jej miłość nie wystarczy szczeniakowi. Kroczyła ociężale po terenach Watahy. Nagle coś przykuło jej uwagę. Dwa wilki stały i rozmawiały ze sobą. Byli to Kou i sam ojciec jej dziecka. Złożyła uszy modląc się w duchu, by jej nie zauważono. Jednak na marne, gdyż zielona wadera momentalnie pojawiła się przy Asherze.
- Ashero kochana, jak tam? - zaczęła. Ashera zmusiła się na uśmiech. Nie chciała urazić Kou.
- Dobrze. - odparła. Nagle podszedł do nich Sangre. Ashera wpatrywała się w jego czerwone ślepia. Widziała w ich odbiciu tą straszną chwilę. Jej oczy zaszkliły się. Sangre wydawał się zupełnie obojętny na to wszystko. Czyli nie rusza go to, że będzie ojcem? Że ją zgwałcił? Że skrzywdził tym ich dziecko?
- Dzień dobry Ashero. - odparł obojętnym tonem. Biała zacisnęła kły. Nie, miała już dość. Nie będzie tak po prostu mu się dawała. Koniec z darzeniem każdego miłym uczuciem. On na nie nie zasługuje.
- Dzień nie jest dobry. - wysyczała, czym zaskoczyła Kou jak i Sangre. - Byłoby lepiej gdybym cię już nie zobaczyła na oczy potworze! - warknęła. Łzy spływały po jej policzkach. Poczuła ucisk w brzuchu. Natychmiast spojrzała na niego. Zacisnęła oczy i ostatni raz obdarzyła basiora lodowatym spojrzeniem. Odeszła od zaskoczonych wilków. Zaraz nadeszła Joena.
- Tutaj jesteś Ashe... Wszystko w porządku?- spytała zatroskana.
- Tak. - wyszeptała Ashera.
- Mogę zabrać cię do Etain? - spytała niepewnie Joe. Ashera przytaknęła.
Nareszcie nadszedł dzień, w którym mogła ujrzeć swojego potomka. Urodziła cudnego szczeniaka. Przypominał całkowitą mieszankę jej i ojca. Uśmiechnęła się. Jej mały synek. Jej kochany Ceres.
<Sangre?>
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz