Dalszy fragment drogi, który upłynął nam dosyć szybko i przypuszczalnie w miarę bezboleśnie dla każdego z osobna, dał nam również trochę czasu na zastanowienie się nad swoimi ostatnimi godzinami, sensem każdej nastającej po sobie godziny i refleksją, czy oby na pewno jest sens robić to, co robimy i czy oby na pewno nie lepiej byłoby siedzieć w cieplejszej i bardziej suchej jaskini, wraz z gronem najbliższych, których niewątpliwie nie brakowało, lub nikt nie wyobrażał sobie aby brakowało na naszych, to jest, WSC terenach. Czy nie lepiej więc byłoby? Z pewnością bezpieczniej. Z pewnością przyjemniej. Cieplej i bardziej sucho. Ale co można byłoby dzięki temu zyskać? No właśnie. Odpowiedź więc koniec końców nasuwała się sama. Zdecydowałem się jeszcze tylko na krótkie, niezbyt wymowne westchnienie, które w gruncie rzeczy miało na celu chyba tylko i wyłącznie spuścić nadmiar napięcia.
- A zatem, co? - rzuciłem, gdy stanęliśmy na granicy tego czegoś, co mianowało się terytoriami podobno sporej watahy. Nic. Żadnego strumyczka, żadnej linii lasu. W WSJ wyglądało to chwilami podobnie, przypadkowy wędrowiec mógł nawet nie zorientować się, kiedy przekracza granicę wilczej społeczności. Mimo to w pamięci tego dnia miałem już raczej Watahę Srebrnego Chabra, która od sąsiadujących terytoriów odgrodzona była na znakomitej większości linii granic naturalnymi, choćby delikatnymi i niepozornymi, naturalnymi przeszkodami, który znaczyły dosyć wyraźnie, że w tym miejscu coś się kończy, a coś zaczyna.
- Chodźmy dalej - małomówny Vinys lekko kiwnął głową. Zarówno Notte, jak i ja półświadomie powtórzyliśmy jego ruch.
- Ktoś tam stoi - mruknęła czarna wilczyca. Podążyłem za jej wzrokiem, a następnie za nią, gdy dodała - to może być ich strażnik.
Tak, to bez wątpienia mógł być ich strażnik. Ale zanim dotarliśmy do jego stanowiska, zatrzymał nas inny wilk, który sprawił zgoła inne wrażenie. Niski, cienki, wyleniały i ciemny. Błyskał swoimi brązowymi oczkami i rzucał każdemu z nas przelotne spojrzenia.
- A kogo do nas sprowadziło? - zapytał chrypliwym szeptem.
- Goście - odrzekłem spokojnie - jeśli jesteś członkiem Watahy Białej Pani, być może dotarły już do ciebie wieści o oczekiwanym poselstwie z Watahy Srebrnego Chabra.
- A, goście... goście... - zazgrzytał zębami, jak gdyby intensywnie szukał czegoś w pamięci. Ogólnie, sprawiał dosyć groteskowe wrażenie, a jednak jego widok z jakiegoś powodu przyprawiał o dreszcze - być może słyszałem.
- Kim jesteś? - zapytał pospiesznie Vinys.
- A, nawet mało ważne - końcówką długiego pazura jednej z przednich łap podrapał się po nosie - jeśli potrzebowalibyście schronienia, stąd blisko do mojego domu - dodał już prawie w przelocie, wyciągając przed siebie łapę, by wskazać kierunek. Zaraz po tym, na wyglądających na słabe nóżkach potruchtał przed siebie, znikając w wysokich paprociach.
- Schronienia? Po co? - zapytałem na głos - żeby...
- Może na wypadek, gdybyśmy mieli zostać tu dłużej - odpowiedziała Notte - a przynajmniej na razie najwygodniej będzie przyjąć to za prawdę. To co, chodźmy.
- Wilk, którego wzięliśmy za strażnika, zniknął - wyprostowałem się, patrząc przed siebie, na puste miejsce między falującymi gałęziami - możemy spróbować znaleźć w pobliżu jeszcze kogoś, zanim to my zostaniemy znalezieni. Zresztą w przeciwnym razie noc nas zastanie i nic już nie załatwimy.
< Notte? >
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz