Nie spotkali się jednak następnego dnia. Ani następnego.
Mijali się, nieświadomi, że dzielą ich zaledwie drzewa, kamienie, puste spojrzenia i mur, który między sobą wybudowali.
Zdawać by się mogło, że to, co stało się wcześniej, połączyło ich bliżej, jednak okazało się, że rozdzieliło ich, pozwoliło wkraść się niepewności, może nawet zakłopotaniu, które zbierało swoje żniwo w mijających minutach ciszy.
I chociaż Konwalia lubiła ciszę, to nie lubiła, kiedy cisza przerywała jej rozmowy. Niezręczne milczenie nie zawsze było jej niemiłe, jednak gdy już było, nie mogła się z niego wyplątać.
Teraz jednak, kiedy stała ze Szkłem pysk w pysk, nie mogła tak po prostu skwitować tego milczeniem.
Kim miała jednak być? Tamtej wadery znad wodospadu już nie było, miała za to do wyboru miliony różnych osobowości, które tylko czekały, aż będą mogły ujrzeć światło dzienne.
— Tęskniłam — rzuciła, uśmiechając się ni to zalotnie, ni to przyjaźnie.
— Widzieliśmy się zaledwie dwa dni temu — przypomniał jej Szkło, nieco zakłopotany tym dziwnym, nowym zachowaniem swojej koleżanki.
— No cóż, nie zmienia to faktu, iż te dwa dni dłużyły mi się okropnie. — Wadera uśmiechnęła się szerzej i, przechodząc obok basiora, musnęła jego bok ogonem. — Idziesz?
Nie wiedziała jeszcze, gdzie chce go zabrać, co chce z nim robić ani co chce powiedzieć, ale przeczuwała, że to musi być coś poważnego. Niczym fajerwerki albo Wielki Wybuch, który zmieniłby wszystko, jednocześnie zostawiając tak, jak było. O tak, dokładnie tego im trzeba dzisiejszego wieczoru.
Na niebie powoli zaczęły pojawiać się gwiazdy, ukazując wilkom swoje błyszczące oczy, dokładnie tak, jak po zimie ze śniegu wychodzą pierwsze kwiaty. Gwiazdy pozwalały się podziwiać, wiedząc, że często są jedyną radością dla swoich obserwatorów.
— Co robiłeś wczoraj? — zagadnęła Konwalia cicho, nie chcąc zbyt głośnym tonem rozproszyć atmosfery spokoju unoszącej się w powietrzu.
< Szkło? >
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz