Na spacer? Do zagajnika? Naszego? Wspomnienia na chwilę zajęły mój umysł, sprowadzając go na wąską, prawie już zarośniętą roślinnością ścieżkę pośród dużych, ciemnych paproci, ich poschniętych liści i wysokich, ostrych traw niedeptanych ani niewygryzanych przez leśne zwierzęta od, zdawać by się mogło, naprawdę długich miesięcy. Uśmiechnąłem się lekko, wyrywając się tym samym z lekkiego odurzenia, w jakie wpadłem przypadkowo powracając myślami do wszystkich tamtych chwil.
Mój wzrok nerwowo powędrował na moment gdzieś w bok, na wskroś przecinając powietrze i zawieszoną w nim, gęstniejącą szybko mgłę. Czy mam wystarczająco dużo czasu? A czy gdzieś mi się śpieszy? Dziś mogę poświęcić jeszcze chwilę na powrót od wspomnień. Tak, Duch i nasze wspólne godziny w zagajniku przez cały ten czas, w którym później nawet nie spojrzeliśmy sobie w oczy, stały się dla mnie, być może trochę wbrew mnie samemu, jedynie wspomnieniem.
Jeszcze przed chwilą świat był przejrzysty. Nagle zaczął mętnieć, nie znałem i nie chciałem poznać tego przyczyny.
- Chodźmy na spacer.
Stąpaliśmy wolno, do przodu, po zimnym, wilgotnym igliwiu, zapadając się w miękki mech. Z naszych pysków wydobywała się biała para, temperatura spadała z każdym kwadransem. Niczego już nie mówiłem. Wolałem ciszę, która była tak głęboka, że nie potrafił przerwać jej nawet wiatr opływający ostatnie wiszące na drzewach, suche liście, które trącone wszak nawet najlżejszym jego podmuchem mogłyby oderwać ogonki od sztywnych gałęzi, szeleszcząc zlatywać na ziemię i hałasować. Ale ziemia była dobra, spokojna. Ziemia była cicha. Odetchnąłem z ulgą, gdy wiatr ucichł. Nagle z jakiegoś powodu zaczęły denerwować mnie wszystkie odgłosy, które docierały do moich uszu.
Stanęliśmy. Zagajnik był równie cichy, ale być może to właśnie przez to sprawiał wrażenie dziwnie martwego. Po raz kolejny wypełniłem płuca chłodnym powietrzem.
- Co będziemy robić, Duszku? - zwróciłem ku niemu oczy - nie ma tu węży. Pewnie śpią pod ziemią. Wygląda na to, że nie ma tu kwiatów. Wszystkie już zwiędły. Tylko my i pusty zagajnik - nie chciałem, by tak to zabrzmiało. Naprawdę, nie chciałem. Zamilkłem więc, znów odwracając wzrok i robiąc dwa kroki przed siebie - ale... możemy chociaż porozmawiać. Po co węże i kwiaty, jeśli jesteśmy my, obaj? Spędzamy ze sobą tak wiele czasu, a mam wrażenie, że tak często nie zamieniamy nawet słowa - uśmiechnąłem się, jak najbardziej przyjaźnie.
< Duchu? >
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz