- Myślisz, że z tego wyjdzie?- Smoła przysłuchiwała się głosom przerażonej mamy za ścianą jaskini medycznej.
- Spokojnie, to tylko oparzenia ogona. Rozległe, to prawda, ale zrobimy co w naszej mocy, aby zagoiły się bez powikłań.- Odpowiedział im inny głos, głos pana medyka Delty.
Siedziała skulona na progu, odwrócona plecami od posłania jej chorej siostry. Była tak spięta, że już samo przełykanie śliny sprawiało jej ból. Do jej uszu dobiegł głos taty.
- Wszystko dobrze?- Podszedł do niej.
Ta wykręciła kark, by łypnąć na niego zeszklonymi oczami. Szybko odwróciła wzrok. Kamael zmieszany odchrząknął i przysiadł obok.
- Córko, to co się stało…
- …to moja wina.- wysyczała przez zaciśnięte zęby.
- Nie, wcale nie.- Nachylił się nad nią.- Nie powinniśmy was zostawiać samych. To było niebezpieczne.
Smoła odsunęła się od głowy ojca, nie chcąc by oglądał ją w takim stania. Ze wszystkich sił próbowała się opanować, zdusić w sobie ten piekący ból i poczucie winy, te jednak wbijały się w jej serce i gardło milionem zakrzywionych szponów i nie chciały puścić. Nie wiedziała, czy bardziej źle się czuła, za to co zrobiła, czy że teraz się mazgai.
- Smoła, ty..
- Czy ona wyzdrowieje?
Kamael wyprostował się powoli.
- Cóż, na pewno tak.
- Ale czy będzie taka jak dotychczas? - Wyjęczała, a pierwsze strużki łez popłynęły po policzkach.
Zamyślił się przez chwilę, jakby zastanawiał się, czy lepiej nie byłoby skłamać.
- Delta mówi, że jej futro w miejscach poparzeń już nie odrośnie, Smoła. Tak to niestety już jest z…
Czarna wilczyca wybiegła na dwór, nie czekając, aż usłyszy całe zdanie ojca. Nie mogła znieść jego słów, nie musiał jej uświadamiać, jak wielką krzywdę spowodował jej lekkomyślny upór. Chciała dobrze, chciała chronić siostrę przed jej głupimi pomysłami, nie chciała, aby ktoś się poparzył. Dlaczego dokładnie taki wypadek spowodowała. Czy była na tyle głupia, żeby sądzić, że potrafi wygrać? Wygrać, ale z kim? Z własną siostrą, czy może z nieuniknionym losem.
Kamael westchnął ciężko i wrócił ospale do żony.
- Gdzie Smoła? Domino, rozejrzała się po jaskini.- Myślałam, że jest z tobą.
- Musi dojść do siebie.- Mruknął.
Domino zadrżała dolna warga.
- Dałeś jej odlecieć tak po prostu?
- Potrzebowała się uspokoić, nie widziałem w tym nic przeciwko.
- Kam, właśnie pod naszą nieobecność okaleczone zostało nasze dziecko! Nie mówisz poważnie, że właśnie spuściłeś z oka kolejne!
Zanim otworzył pysk, by odpowiedzieć, wilczyca już wyszła z jaskini medycznej szukać córki. Załopotała parę razy skrzydłami i wzbiła się w powietrze, by przeszukać teren. Las był jednak gęsty i nawet w zimę ciężko było kogoś w nim dopatrzeć, szczególnie wilczka o kolorze i rozmiarach skałki.
- Smoła!- Zawołała w ciszę mrozu. -Smołaa!
Karmelowy wilk przycupnął bliżej posłania Katarki. Wilczyca oddychała równo i spokojnie. Nadal spała głęboko pod wpływem końskiej dawki środków uspokajających podanych przez Tię. Jej drobne ciałko zwinęło się w kłębek, łapki zwisały bezwładnie na rogach plecionej maty. Zatrzymał wzrok na jej ogonie, całym owiniętym w płóciennych bandażach, brązowych od krwawego osocza. Bez jej gęstego, białego futerka wyglądał teraz niekomfortowo cienko. Jak ogon szczura. Wilk ze szczurzym ogonem, pomyślał. Co jeszcze cię spotka, malutka?
- Spokojnie, to tylko oparzenia ogona. Rozległe, to prawda, ale zrobimy co w naszej mocy, aby zagoiły się bez powikłań.- Odpowiedział im inny głos, głos pana medyka Delty.
Siedziała skulona na progu, odwrócona plecami od posłania jej chorej siostry. Była tak spięta, że już samo przełykanie śliny sprawiało jej ból. Do jej uszu dobiegł głos taty.
- Wszystko dobrze?- Podszedł do niej.
Ta wykręciła kark, by łypnąć na niego zeszklonymi oczami. Szybko odwróciła wzrok. Kamael zmieszany odchrząknął i przysiadł obok.
- Córko, to co się stało…
- …to moja wina.- wysyczała przez zaciśnięte zęby.
- Nie, wcale nie.- Nachylił się nad nią.- Nie powinniśmy was zostawiać samych. To było niebezpieczne.
Smoła odsunęła się od głowy ojca, nie chcąc by oglądał ją w takim stania. Ze wszystkich sił próbowała się opanować, zdusić w sobie ten piekący ból i poczucie winy, te jednak wbijały się w jej serce i gardło milionem zakrzywionych szponów i nie chciały puścić. Nie wiedziała, czy bardziej źle się czuła, za to co zrobiła, czy że teraz się mazgai.
- Smoła, ty..
- Czy ona wyzdrowieje?
Kamael wyprostował się powoli.
- Cóż, na pewno tak.
- Ale czy będzie taka jak dotychczas? - Wyjęczała, a pierwsze strużki łez popłynęły po policzkach.
Zamyślił się przez chwilę, jakby zastanawiał się, czy lepiej nie byłoby skłamać.
- Delta mówi, że jej futro w miejscach poparzeń już nie odrośnie, Smoła. Tak to niestety już jest z…
Czarna wilczyca wybiegła na dwór, nie czekając, aż usłyszy całe zdanie ojca. Nie mogła znieść jego słów, nie musiał jej uświadamiać, jak wielką krzywdę spowodował jej lekkomyślny upór. Chciała dobrze, chciała chronić siostrę przed jej głupimi pomysłami, nie chciała, aby ktoś się poparzył. Dlaczego dokładnie taki wypadek spowodowała. Czy była na tyle głupia, żeby sądzić, że potrafi wygrać? Wygrać, ale z kim? Z własną siostrą, czy może z nieuniknionym losem.
Kamael westchnął ciężko i wrócił ospale do żony.
- Gdzie Smoła? Domino, rozejrzała się po jaskini.- Myślałam, że jest z tobą.
- Musi dojść do siebie.- Mruknął.
Domino zadrżała dolna warga.
- Dałeś jej odlecieć tak po prostu?
- Potrzebowała się uspokoić, nie widziałem w tym nic przeciwko.
- Kam, właśnie pod naszą nieobecność okaleczone zostało nasze dziecko! Nie mówisz poważnie, że właśnie spuściłeś z oka kolejne!
Zanim otworzył pysk, by odpowiedzieć, wilczyca już wyszła z jaskini medycznej szukać córki. Załopotała parę razy skrzydłami i wzbiła się w powietrze, by przeszukać teren. Las był jednak gęsty i nawet w zimę ciężko było kogoś w nim dopatrzeć, szczególnie wilczka o kolorze i rozmiarach skałki.
- Smoła!- Zawołała w ciszę mrozu. -Smołaa!
Karmelowy wilk przycupnął bliżej posłania Katarki. Wilczyca oddychała równo i spokojnie. Nadal spała głęboko pod wpływem końskiej dawki środków uspokajających podanych przez Tię. Jej drobne ciałko zwinęło się w kłębek, łapki zwisały bezwładnie na rogach plecionej maty. Zatrzymał wzrok na jej ogonie, całym owiniętym w płóciennych bandażach, brązowych od krwawego osocza. Bez jej gęstego, białego futerka wyglądał teraz niekomfortowo cienko. Jak ogon szczura. Wilk ze szczurzym ogonem, pomyślał. Co jeszcze cię spotka, malutka?
CDN
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz