piątek, 3 lutego 2023

Od Domino CD Kamaela - ,,Kochanie, bądź moja! Dzieci'' cz. 10

Obudziła się z długiego snu. Musiała być naprawdę wyczerpana. Głowa ciążyła jej, jakby wypchali ją ołowianym śrutem. Pisk w uszach, który był tylko złudzeniem uszu, postanowił ją poddenerwować. Przetarła łapą piekące powieki. Świat zaczął być dla niej powoli znajomy. Leżała w komorze porodowej. Coś w tej sytuacji było niezwykle zabawnego, spędziła tu wcześniej mnóstwo czasu - ale nigdy w takich okolicznościach. Wprostowała obolałą szyję i rozejrzała się w poszukiwaniu jakiejkolwiek położnej. Parsknęła sama do siebie ,,głuptasie, ty jesteś tu jedyną położną przecież”. Jednak swojego dobrego przyjaciela Delty również nigdzie nie było widać. Nieopisane poczucie smutku i opuszczenia przez wszystkich obezwładniło jej myśli.

- Kamael?- Zawołała. 

Zaraz poczuła drobny ruch pod kocem, który ją przykrywał. Włożyła pysk pod jedną z krawędzi i zanurkowała do miękkiego namiotu o zapachu niemytego przez 20 lat basiora. Zobaczyła 3 drobne kształty wtulone w siebie nawzajem, każdy innego koloru. Jeden kłębek koloru futra Kamaela z łatkami o barwie karmelu, drugi biały jak ona sama. Nie idealnie biały, ale z ledwo widocznymi chlapnięciami złota tu i tam. Można było powiedzieć, że była nakrapiana, chociaż kolor futra ojca skrzętnie ukryty był pośród tej wszechobecnej biel. Trzeci był dla niej największym zaskoczeniem. 

- Cały czarny.- Wyszeptała, a ciepło jej oddechu obudziło noworodki.

Maluchu przekręciły się łebkiem w stronę oddechu i podczołgały się niezgrabnie pod brzuch matki, szukając sutka.

- Domino? - Usłyszała głos męża wchodzącego do komory.

Zaskoczona podniosła głowę, a koc spadł z niej, odkrywając również trójkę szczeniaków. Patrzył się na nie równie zszokowany, co ona parę chwil temu.

- Przepraszam, że zniknąłem. Tia musiała mnie odciągnąć i ekhem…ocucić.

Nie mogłam przestać się śmiać. 

- Zostawić mnie tak samą przy porodzie!

- Przestań, bo sobie tego nie wybaczę.- Pogłaskał ją po policzku i uśmiechnął się leciutko. 

Spuściła wzrok na jedzące dzieci.

- Widzisz je?- Nie ukrywała zachwytu. - Są takie małe.

Przysiadł obok niej, równie zahipnotyzowany. Po chwili zmarszczył brwi, nachylił się nad karmelową, tknął jej malutkie plecki i odkleił od jej ciałka przylgnięte, jeszcze nieużywane skrzydełka. 

- Dziwisz się drogi, że ma skrzydła?- Parsknęła.

- Nie, spójrz na to.- Poderwał od jej ciałka drugą parę mniejszych skrzydełek.

-No widzisz, wykapany tatuś.- Zanim zdążyła poklepać go po ramieniu z gratulacjami, zobaczyła że poruszył trzecią parę. 

- Jak…- Nie mogła zebrać myśli. - Jak to w ogóle możliwe?

Wlepiła wzrok 6 malutkich skrzydełek na grzbiecie szczeniaka. Dwie pary jej męża były dla niej zadziwiające, ale to? Czy to na pewno zdrowe? 

- Kamael, ja…- Przez umysł przebiły się tumany najczarniejszych myśli.- Naprawdę to nic, jeśli nie jest do końca zdrowy, takie rzeczy się zdarzają przecież, trzeba z nimi jakoś żyć i…

- Ciii, prawie zasnęły.

Zamurowało ją brak zainteresowania tym, co właśnie próbowała mu przekazać.

- N-nie martwisz się? - Nie wiedziała czy czuć ulgę czy się denerwować. Może to te środki uspokajające od Tii i myśleć racjonalnie nie może.

- Wszystko ci wytłumaczę, ale potem.


(Kamael?)


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz