Obudziła się z długiego snu. Musiała być naprawdę wyczerpana. Głowa ciążyła jej, jakby wypchali ją ołowianym śrutem. Pisk w uszach, który był tylko złudzeniem uszu, postanowił ją poddenerwować. Przetarła łapą piekące powieki. Świat zaczął być dla niej powoli znajomy. Leżała w komorze porodowej. Coś w tej sytuacji było niezwykle zabawnego, spędziła tu wcześniej mnóstwo czasu - ale nigdy w takich okolicznościach. Wprostowała obolałą szyję i rozejrzała się w poszukiwaniu jakiejkolwiek położnej. Parsknęła sama do siebie ,,głuptasie, ty jesteś tu jedyną położną przecież”. Jednak swojego dobrego przyjaciela Delty również nigdzie nie było widać. Nieopisane poczucie smutku i opuszczenia przez wszystkich obezwładniło jej myśli.
- Kamael?- Zawołała.
Zaraz poczuła drobny ruch pod kocem, który ją przykrywał. Włożyła pysk pod jedną z krawędzi i zanurkowała do miękkiego namiotu o zapachu niemytego przez 20 lat basiora. Zobaczyła 3 drobne kształty wtulone w siebie nawzajem, każdy innego koloru. Jeden kłębek koloru futra Kamaela z łatkami o barwie karmelu, drugi biały jak ona sama. Nie idealnie biały, ale z ledwo widocznymi chlapnięciami złota tu i tam. Można było powiedzieć, że była nakrapiana, chociaż kolor futra ojca skrzętnie ukryty był pośród tej wszechobecnej biel. Trzeci był dla niej największym zaskoczeniem.
- Cały czarny.- Wyszeptała, a ciepło jej oddechu obudziło noworodki.
Maluchu przekręciły się łebkiem w stronę oddechu i podczołgały się niezgrabnie pod brzuch matki, szukając sutka.
- Domino? - Usłyszała głos męża wchodzącego do komory.
Zaskoczona podniosła głowę, a koc spadł z niej, odkrywając również trójkę szczeniaków. Patrzył się na nie równie zszokowany, co ona parę chwil temu.
- Przepraszam, że zniknąłem. Tia musiała mnie odciągnąć i ekhem…ocucić.
Nie mogłam przestać się śmiać.
- Zostawić mnie tak samą przy porodzie!
- Przestań, bo sobie tego nie wybaczę.- Pogłaskał ją po policzku i uśmiechnął się leciutko.
Spuściła wzrok na jedzące dzieci.
- Widzisz je?- Nie ukrywała zachwytu. - Są takie małe.
Przysiadł obok niej, równie zahipnotyzowany. Po chwili zmarszczył brwi, nachylił się nad karmelową, tknął jej malutkie plecki i odkleił od jej ciałka przylgnięte, jeszcze nieużywane skrzydełka.
- Dziwisz się drogi, że ma skrzydła?- Parsknęła.
- Nie, spójrz na to.- Poderwał od jej ciałka drugą parę mniejszych skrzydełek.
-No widzisz, wykapany tatuś.- Zanim zdążyła poklepać go po ramieniu z gratulacjami, zobaczyła że poruszył trzecią parę.
- Jak…- Nie mogła zebrać myśli. - Jak to w ogóle możliwe?
Wlepiła wzrok 6 malutkich skrzydełek na grzbiecie szczeniaka. Dwie pary jej męża były dla niej zadziwiające, ale to? Czy to na pewno zdrowe?
- Kamael, ja…- Przez umysł przebiły się tumany najczarniejszych myśli.- Naprawdę to nic, jeśli nie jest do końca zdrowy, takie rzeczy się zdarzają przecież, trzeba z nimi jakoś żyć i…
- Ciii, prawie zasnęły.
Zamurowało ją brak zainteresowania tym, co właśnie próbowała mu przekazać.
- N-nie martwisz się? - Nie wiedziała czy czuć ulgę czy się denerwować. Może to te środki uspokajające od Tii i myśleć racjonalnie nie może.
- Wszystko ci wytłumaczę, ale potem.
(Kamael?)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz