Uśmiechnął się gorzko. Jego oczy powoli się przymknęły w tak
niepotrzebnym dla niego ruchu. Przestąpił z łapy na łapę. Przywykł do lodowej pościeli położonej na świecie, wiec
nie przeszkadzała mu ona tak bardzo. Jednak od strony wadery słyszał rytmiczne
uklepywanie śniegu pod jej poduszkami.
—Pozwól, że opowiem ci historię. — wyminął ją. Jego ogon zahaczył o jej brodę.
— Był kiedyś na tym świecie nie jeden szczeniak, którego dusza zagubiła się
wśród mgieł, nie mogła trafić do domu. Pozornie samotna, tak ślepo zapatrzona
we własne niedoskonałości, że zupełnie zapomniała, że nie jest wcale taka sama.
Mgła lubi przysłaniać oczy i utrudniać widoczność, jednak nie jest ciemnością
nieprzebrniętą. Na końcu każdego tunelu jest światło, chociaż nie każdy je do
końca widzi. — raczył pomachać swoją łapą przed oczyma. — Nie ważne jaką drogą
się tam idzie. W każdym razie. Mówiłaś, że będą mnie szukać. Połowa tej watahy
raczy nie znać mojego imienia, dla drugiej jestem tylko cieniem, dziwakiem
krążącym po watasze. Bez domu. Bez mienia. Bez mniemania. Milczący. Jedynymi
duszyczkami, które cenią moją obecność są zmarli oraz szczenięta. — odetchnął.
— Czasami tylko ktoś słucha z oddali moich słów, pomimo że nie do nich są
kierowane. Nie myśl jednak, że mi z tego powodu smutno. W żadnym wypadku. Moja
babcia, jedyne słowa dobrze wypowiadała zanim ją straciłem, że nie warto
zakrzątać sobie głowy tymi, których nawet nasza dusza nie zna. — jego ogon
zawinął się wokół jego łap. Odpowiedziało mu milczenie, dość długie i
niesłuchanie ciężkie.
—Zimno ? — zagadnął rozganiając napięcie. Przynajmniej na swoim karku. Powoli
wstał. Jego płuca napełniły się chłodnym powietrzem. — Im bliżej centrum tym
więcej nor, zagrzanych, gotowych Ewentualnie w jaskini medycznej zawsze mają
miejsce na parę nocy. No. Prawie zawsze. — odetchnął na wspomnienie czasów
ciemnej zagłady. Jego łapy przesunęły po
śniegu. Gdzie szedł? Kto wie, skoro sam nie do końca wiedział gdzie jest. Świat
pachniał morko, niebo śniegiem, drzewa wilgocią. Latem wszystko odróżniało się
dźwiękiem, zapachem, może i nawet wyglądem, ale przede wszystkim smakiem. Zima
miała tendencję do bycia monotonną, nudną. Anubisowi na sercu zrobiło się miło
kiedy na swojej drodze napotkał duszę odrobinę podobnej do swojej, pomimo że jeszcze
nie miał szansy jej ujrzeć. Musiałby poczekać na noc.
Dwa pełne obroty słońca minęły od ostatniej interakcji Anubisa
z jakimkolwiek członkiem społeczeństwa. Dwa razy sowy wstały do lotu trzepocząc
swoimi skrzydłami na tle nieskończonego nieba. Dwa razy ciemność otuliła
zielonkawe futro i ochłodziła temperatury wokoło. Dwa razy ciepłe promienie
zimowe zaburzyły świętość opadów, aby wesprzeć się na kosmykach poruszanych
przez wiatr. Basior nie czuł się samotny, jednak był sam. Jego łapy
pozostawiały ślady na miękkim zimowych puchu, pozostałości po poprzedniej nocy.
Jego oczy mozolnie szukały pobożnego oparcia wokół siebie. Może był ślepy,
jednak teraz kiedy trzecia peleryna nadobnej pani Nocy powoli zmykała się nad watahą, mógł zawiesić zamglone ślepia. Jedna dusza,
druga. W oddali błyszczały na szaro, pewnie w odbiciu od światła księżyca.
Jakaż to była szkoda żegnać zmarłych, a jaka radość witać narodzonych. Anubis
uśmiechnął się pod nosem, przyglądając wędrówce wilkopodobnych mgieł.
Jego futro nie zaplątało się w żaden krzak, pozostawiony przez mrozy bez
upierzenia. Jego droga była prosta, jasna wręcz. Zdało mu się nawet, że jakoś
tak cieplej niż nocami, zazwyczaj. A do pełni był jeszcze kawałek. Może
tydzień, ale jednak. Nie przejął się tym, brnąc przed siebie. Musiał całymi
garściami czerpać z tak sprzyjającej życiu pogody. Ostatnimi czasy bowiem śnieg
nie odpuszczał jego zmarzniętemu ciału i zasypywał jego ciało pod chłodną
pierzynką. Niestrudzony basior szedł przed siebie. Jak niegdyś za młodu, kiedy
stąpał przez pustynne piaski. Bez celu, bez myśli. Jednak to zmieniło się kiedy
w kąciku oczka błysnęła mu dusza, jaśniejsza nieco niż inne, a zatem zapewne
żywa. Uniósł uszy i zatrzymał swój powolny krok. Jego oba ślepia wbiły się w
tamto miejsce. Widzicie. Każdy kto widzi dusze, postrzega je inaczej i inaczej
będzie je zwykłemu wilkowi opisywać. Dla Anubisa martwi, najczęściej w swoim
żalu i tęsknocie, przewidywali się jego swoje gatunki. Wilk był wilkiem, jeleń
jeleniem. Z kolei wszystko co jeszcze miało w sobie chociaż resztkę własnego
oddechu miało tendencję do zbierania swojego dobrobytu wokół umysłu i serca. W
zależności od nasycenia łatwo było określić jakież to zwierze znajdowało się
przed nim, gdyż mino wszystko, nadal ta dusza
trzyma się sowicie swojej formy i nie wykracza poza jej ramy. Zatem w
ruchu najlepiej Anubisowi było określić na kogo patrzy.
Przysiadł sobie kawałek od tego obrazka. Dusza, na którą spoglądał z oddali,
poruszała się rytmicznie obijając o twarde ramy ciała, tworząc ułudę wilczej
sylwetki. Stworzenie przemieszczało się krążąc, niczym niespokojny duch, a
podmuchy wiatru wzmagały w nim przemieszczanie się. Anubis uśmiechnął się
szeroko. Powoli zmierzył w tamtym kierunku. W zabawie powietrze w swoim ruchu
przyniosło mu do nosa znajomy mu już zapach.
—Znowu się spotykamy. — zagadnął waderę. Jego oczy skupiły się na ciele, które
nagle zatrzymało się w miejscu i intensywnie zawróciło. Basior spuścił uszy po
sobie jednak obdarzył towarzyszkę uśmiechem. Dusza wiele o drugim ci powie, ale
wyglądu nie zdradzi, nawet jełki ma jakąś formę. — Ah. Wybacz za najście. Po
prostu krążąc tak po śniegu przypomniałaś mi moją wychowankę. Córkę można rzec,
Szklaneczkę. Też tak biegała w koło kiedy chłód brał na łap, albo świat zwalał
się na głowę. — mruknął przysiadając sobie w zimnym śniegu i nakrywając łapy
ogonem. Jego oczy zamknęły się na chwilę, pokrywając świat w mroku jaki widywał
za dnia. — A może nawet trochę Luminę. Macie bardzo podobną duszę. Taką niespokojną,
ale jakże delikatną w środku. — zadarł głowę ku górze. Zapadło milczenie
przerywane jedynie hukiem skrzydeł sowich nad głowami i oddechem dwóch wilków.
Ułamki. Sekundy.
Jak zgryzota trzymająca za serce wszystkich wokół, oprócz samego Anubisa, przywykłego do rzucania swoich słów w eter, tak aby wiatr mógł zanieść je przyszłym pokoleniom patrzących w zmarłych.
<Oxide?> powodzenia.. i sory.. nie wiedziałam jak wybrnąć, więc wepchnę ich na siebie jeszcze raz XD
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz