poniedziałek, 6 lutego 2023

Od Oxide CD Apollo Anubisa Aina – „Ślepy traf”

- Chętna?  –  Z rozmyśleń wyrwał ją  nowo poznany głos.

Raz jeszcze zmierzyła go dokładnie wzrokiem, zanim udzieliła jakiejkolwiek odpowiedzi. Basior zaintrygował ją swoją osobą, był wyższy, ale nie jakoś bardzo masywny, ah… I jego oczy. Po wcześniejszym badaniu podłoża łapą i charakterystycznym słuchaniem żyjątek pod powierzchnią ziemi Oxide mogła śmiało wywnioskować, iż ten najzwyczajniej w świecie nie widzi. Choć korciło ją do zapytania, wstrzymała się – nie była przekonana jak delikatnym był dla niego ten temat.

- Niech będzie.  – Mruknęła, niemalże od niechcenia, gdy w międzyczasie szczęka jej nowego towarzysza zacisnęła się mocniej na pokaźnym zającu.

Czyżby znalazła na swojej drodze kogoś, kto nie oceni jej od razu, bo po prostu nie ma jak tego zrobić? Nie sądziła, że dla kogokolwiek jeszcze będzie liczyć się wnętrze, a jak widać los przydzielił jej takiego towarzysza, który nie będzie miał innego wyboru. Wreszcie znajdzie się ktoś, kto nie uzna jej za stworzenie z innego wymiaru, kto nie ucieknie z krzykiem i nie urwie z nią kontaktu z Nienacka – przynajmniej taką miała nadzieję.

Szkarłatna ciecz zaczęła spływać po bezwładnym już ciele mniejszego żyjątka, kiedy wilk upuścił je na jeden z kamieni leżących zaraz obok, niczym nakrycie stołu do wielkiej uczty. Po raz kolejny oddała się swoim przemyśleniom i nawet nie zauważyła, jak ten zdołał pooddzielać poszczególne części ciała zwierzęcia, łapki, uszka i inne możliwie najbardziej bogate w tłuszcz oraz mięso.

- Smacznego? – Zagadnął po raz kolejny, wyrywając ją z transu. 

Skinęla nieśmiało głową, którą za moment wyciągnęła i chwyciła jedno z leżących najbliżej uszu. Jej ulubiony kąsek z zająca. 

- Nieczęsto poznaję wilki w takich okolicznościach, wybacz brak manier. – Rzuciła nagle, gdy do jej żołądka dotarł pierwszy tego dnia jakikolwiek pokarm. – Jestem Oxide. A ty…

- Apollo Anubis Ain, aczkolwiek Apollo lub Ain w zupełności wystarczy.

Wadera raz jeszcze przytaknęła na jego słowa, chwytając kolejną przygotowaną przez Anubisa część zająca. Siedzieli tak chwilę w ciszy, chrupiąc kostki i inne skrawki mięsa. 

Żołądek Oxide przestał tak rozpaczliwie domagać się jedzenia. 

Delikatny wiatr kołysał koronami drzew, z których raz po raz pruszył śnieg.  Mróz powoli zaczynał gryźć nieprzyjemnie w nos oraz poduszki łap, podobnie jak podczas jej wcześniejszej wędrówki. Wadera zaczęła dreptać w miejscu, rozglądając się wokół polany, na której właśnie się znajdowani, nie sposób było określić, czy była po prostu nadpobudliwa czy był to jeden ze sposobów na rozładowanie niezręcznej atmosfery między nimi – nigdy wcześniej nie spotkała niewidomego wilka, albo po prostu tego nie pamiętała… Bliżej nieokreślone ucuzcie zagościło teraz w jej sercu, była zaintrygowana ale nie chciała zadawać niewygodnych pytań, o ile takie w ogóle istniały w takiej sytuacji.

- Nie słyszałem o tobie wcześniej. – Oxide wzdrygnęła się, wracając z powrotem na ziemię i spoglądając uważnie na swojego nowego towarzysza.

- To nawet lepiej. – Wymruczała cicho, mając nadzieję, iż tamten puści jej słowa mimo uszu. – Staram się raczej podążać własnymi ścieżkami. 

- Imponujące, zauważyłem, że nie preferujesz chodzenia na skróty.

Uśmiechnęła się na te słowa, po czym spuściła głowę i przeniosła wzrok na trzęsące się pod nią łapy. Była przekonana, że basior tak naprawdę przeszywa ją wzrokiem na wylot, cholernie dziwne odczucie. 

- Zgaduję, że nie jestem jedyna. W końcu gdyby tak było nie rozmawiałabym teraz z tobą.

Wadera od zawsze była chodzącym kłębkiem nerwów, jednak lata praktyki przyczyniły się do tego, że napięcie bijące od niej było niemalże niewyczuwalne, z kolei ona sama nawet mimo wyraźnego komfortu w danym momencie miała się na baczności. Jej ogon wędrował powoli w prawo i lewo, badając okolice za sobą, natomiast uszy zdawały się słyszeć nawet odgłosy upadających na biały puch płatków śniegu. Okolica nie zdawała się być niepokojąca, to prawdopodobnie jej własny umysł płatał jej figle, choć poświęciła większość swojego życia na poznawanie go – nie zawsze byli w stanie się dogadać. Nie była pewna, czy jej zachowanie nie zaniepokoi nowo poznanego wilka, dlatego starała się utrzymywać stały ton głosu, ba, była w nim  nawet wyczuwalna odrobina sympatii. Doprawdy do niej niepodobna. 

Ilustrowała wzrokiem siedzącego przed nią Anubisa, który pomimo swoich zamglonych oczu wyglądał najżywiej ze wszystkich stworzeń, które widziała podczas dzisiejszego spaceru. Płatki śniegu powoli opadały na jego zielonkawą, miękką, ale niedługą sierść. Niektóre utrzymywały się na niej dłużej, a niektóre topniały od razu, pozostawiając po sobie kilka drobnych kropelek. Jego smukła sylwetka była godna podziwu, długie kończyny spoczywały teraz w pozycji siedzącej, a puchaty ogon owinięty był wokół nich nadając wrażenie potrzeby ogrzania ich. 

Opady ustały, a zza zimowych chmur wyjrzało słońce, nieśmiało przedzierając się przez korony zmarzniętych drzew. Chłód powietrza walczył z ciepłymi promykami opadającymi na ich ciała, chociaż niewątpliwie przejmował przewagę, przyprawiając o nieprzyjemne dreszcze.

Zauważywszy, że Anubis zmienia swoją pozycję na stojącą, oblizując swój pysk po wcześniejszym śniadaniu, westchnęła cicho, po raz kolejny przerywając ciszę między nimi.

- Pozostali zapewne będą cię szukać, jesteś chyba dość znaną postacią w watasze. 

- Wciąż są tam ważniejsi ode mnie. – Odpowiedział jej po paru sekundach, otrzepując się z płatków śniegu.

- Nadal jesteś postawiony wyżej niż ja. – Parsknęła, a jej poczucie własnej wartości spadło nagle, gdy w głowie pojawiły się przemyślenia dotyczące jej własnej, jakże beznadziejnej osoby.

Z jej nosa ulotniła się ciepła para, przedzierając się przez mróz. Wilk podszedł do niej niepewnym krokiem, badając okolicę przed swoimi łapami, zanim stanął z nią niemalże oko w oko. W powietrzu zawisło ciężkie do opsiania napięcie, możnaby rzec, iż czas zatrzymał się na moment. Oxide wróciła myślami do wcześniej wypowiedzianych przez niego słów i postanowiła odnieść się do nich mimo faktu, że wcześniej praktycznie całkowicie obeszła temat, nie chcąc przyznawać się do tego nie tyle co przed nim, ale i również samą sobą.

- Chyba faktycznie jestem zagubioną duszą.

 

<Anubisie?> damn, chciałam dłużej ale w połowie rozbolał mnie łeb i nie mogłam się już skupić…

 

 

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz