- Oj nie nie nie nie...- Hiekka zaśmiał się nerwowo tak, jak obśmiewuje się wszystkie inne niedorzeczności tego świata.- Nie możesz należeć do Watahy, to niemożliwe. Nie przyjmujemy kucyków w swe szeregi.
- Kucyków. -Parsknął tamten.- Przecież ci mówiłem, że nie jestem żadnym...
- Ta ta, jasne, a ja jestem Sekretarz. Już bardziej mi na jeża wyglądasz z tymi igłami.
Kucyk wyglądał na coraz to bardziej urażonego moimi komentarzami.
- Ten róg to rozumiem...po mamie?- Szturchnąłem łapą w jego grzywkę.-Mama koza, czy wróżka leśna?
- Irytujesz mnie.- Burknął i zeskoczył w głęboki śnieg. - Idę sobie stąd.
Pokręciłem na niego głową, rzeczywiście odchodził, brodził w tym śniegu po czubek własnego rogu, pomimo, że mi dosięgał on najwyżej do połowy łap. Niemożliwe, że zrodził nas ten sam gatunek.
-Przeziębisz się jeszcze malutki.
Podreptałem do niego i wrzuciłem go sobie na grzbiet, nie zważając na jego protesty.
- Sam też sobie dobrze radziłem!
- Nie martw się, już wszystko jest dobrze.- Ruszyłem na północ. - Nic tak nie rozwesela jak drobna pomoc.
Mały chyba pogodził się z losem. Chciałem go przetransportować na teren, gdzie śnieg byłby bardziej udeptany, gdzie chodziło już mnóstwo wilków. To powinno być niedaleko.
- Hiekka jestem.- Przypomniałem sobie, że się nie przedstawiłem.
-Harpia.- Odparł ochoczo.
Po chwili marszu mój krok przeciął inny szlak. Również wilczy, ale zapachu nie rozpoznawałem ani trochę. Zatrzymałem się cały spięty, węsząc w powietrzu. Jednorożec również niuchnął wraz ze mną. Zapach był dobrze wyczuwalny, ale w tym zimowym krajobrazie kilku łysawych brzóz i kostropatych krzewin nikogo nie było widać.
- O co chodzi?
- Obcy.
- Kolejny? Jakiś chyba przewrażliwiony jesteś.- Zachichotał
- Nie, tym razem naprawdę.- Wciągnąłem jeszcze jeden łyk powietrza.- Tam, patrz.
Kiwnąłem głową na ruch w krzakach jagód po drugiej stronie szlaku. Podkradłem się powoli, czując n karku przysuwającego się w stronę głowy wilczka. Wyciągnąłem łapę powoli, by odgarnąć najbliższe gałęzie i nagle poczułem pazury na swoim udzie. W panice zrzuciłem Harpię z pleców.
- Kucyków. -Parsknął tamten.- Przecież ci mówiłem, że nie jestem żadnym...
- Ta ta, jasne, a ja jestem Sekretarz. Już bardziej mi na jeża wyglądasz z tymi igłami.
Kucyk wyglądał na coraz to bardziej urażonego moimi komentarzami.
- Ten róg to rozumiem...po mamie?- Szturchnąłem łapą w jego grzywkę.-Mama koza, czy wróżka leśna?
- Irytujesz mnie.- Burknął i zeskoczył w głęboki śnieg. - Idę sobie stąd.
Pokręciłem na niego głową, rzeczywiście odchodził, brodził w tym śniegu po czubek własnego rogu, pomimo, że mi dosięgał on najwyżej do połowy łap. Niemożliwe, że zrodził nas ten sam gatunek.
-Przeziębisz się jeszcze malutki.
Podreptałem do niego i wrzuciłem go sobie na grzbiet, nie zważając na jego protesty.
- Sam też sobie dobrze radziłem!
- Nie martw się, już wszystko jest dobrze.- Ruszyłem na północ. - Nic tak nie rozwesela jak drobna pomoc.
Mały chyba pogodził się z losem. Chciałem go przetransportować na teren, gdzie śnieg byłby bardziej udeptany, gdzie chodziło już mnóstwo wilków. To powinno być niedaleko.
- Hiekka jestem.- Przypomniałem sobie, że się nie przedstawiłem.
-Harpia.- Odparł ochoczo.
Po chwili marszu mój krok przeciął inny szlak. Również wilczy, ale zapachu nie rozpoznawałem ani trochę. Zatrzymałem się cały spięty, węsząc w powietrzu. Jednorożec również niuchnął wraz ze mną. Zapach był dobrze wyczuwalny, ale w tym zimowym krajobrazie kilku łysawych brzóz i kostropatych krzewin nikogo nie było widać.
- O co chodzi?
- Obcy.
- Kolejny? Jakiś chyba przewrażliwiony jesteś.- Zachichotał
- Nie, tym razem naprawdę.- Wciągnąłem jeszcze jeden łyk powietrza.- Tam, patrz.
Kiwnąłem głową na ruch w krzakach jagód po drugiej stronie szlaku. Podkradłem się powoli, czując n karku przysuwającego się w stronę głowy wilczka. Wyciągnąłem łapę powoli, by odgarnąć najbliższe gałęzie i nagle poczułem pazury na swoim udzie. W panice zrzuciłem Harpię z pleców.
(Harpia?)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz