środa, 1 lutego 2023

Od Oxide

Pośród wysokich, okrytych cienką warstwą śniegu różnego rodzaju drzew, po jednej z wychodzonych dróżek wśród górskich szlaków, wędrowała leniwie średniej budowy wadera, o szorstkim, szarym futrze. Pomimo słońca świecącego z nieba, wciąż było bardzo zimno, ujemna temperatura biła od podłoża, a mróz nieznośnie gryzł poduszki łap, jednak nie była to jedyna irytująca w tym momencie rzecz. Pusty brzuch Oxide dawał o sobie znać odkąd tylko o samym świcie wyruszyła w trasę, głód zmusił ją do odnalezienia nawet najmniejszej istotki, a ona sama nie chcąc wyjść na sierotę pośród pozostałych wilków, postanowiła zadziałać solo. Co oni by sobie o niej pomyśleli, gdyby zapytała o jakieś „gotowe” jedzenie? Nieudacznik życiowy…

Mijała zmarznięte krzewy, oszronione kamienie, pnąc się ścieżką raz wyżej, raz niżej. Jej fioletowe tęczówki błądziły po zimowych krajobrazach widocznych z jednej z wyższych gór, na którą właśnie zmierzała, raz na jakiś czas odwracała się za siebie – tak po prostu, dla pewności. Nie chciałaby, aby ktokolwiek zabrał jej dzisiejsze śniadanie, to nie tak, że nie lubiła się dzielić…

- Nie dziwię się, że nie ma tu ani jednej, żywej duszy. – Wymamrotała niechętnie, zatrzymując się na moment.

Zwątpiła w to, czy powinna kontynuować jakiekolwiek poszukiwania, przy takiej pogodzie i na takich wysokościach jakiekolwiek łowy nie mają nawet najmniejszego sensu. Jej łapy zatrzęsły się z zimna, ale również pod jej własnym ciężarem – nie była w stanie określić jak długo już tak wędrowała, jej kondycja była dziś o wiele gorsza niż poprzedniego wieczoru, co za wstyd.

Oxide odwróciła głowę za siebie, sprawdzając przebytą trasę. Czy teraz byłaby w stanie wrócić tą samą drogą? Los ostatnimi czasy nie był dla niej zbyt łaskawy.

- Na pewno będzie po drodze inny szlak wiodący do jaskini. – Otrzepała się ze spadających na nią raz po raz płatków śniegu.

Musiała przyznać, że tereny tej watahy były o wiele większe i o wiele bardziej malownicze niż te należące do jej rodziców, praktycznie niemożliwe do porównania.

Na pewno nie czuła się tu jak ostatni wyrzutek, jak zmora, którą była w poprzednim stadzie. Przecież było tu wiele nienaturalnych, wilczych lub nawet wilkopodobnych anomalii, prawda? Może nie znała ich wszystkich, ale wiedziała, że to właśnie tutaj pasowała najbardziej ze wszystkich innych miejsc na ziemi. W pewnej chwili jednak nutka goryczy zagościła w jej sercu – a co jeżeli to po prostu iluzja? Może tak naprawdę tu nie pasowała, może to po prostu jej własna desperacja doprowadziła do tego, że teraz wmawia sobie tak idiotyczne rzeczy i tak naprawdę nigdy w życiu nigdzie nie znajdzie miejsca dla siebie?

Potrząsnęła głową, natrętne myśli obudziły irytacje własną osobą.

„Nie bądź śmieszna, Oxide” – Pomyślała, mierząc teraz wzrokiem las po swojej lewej stronie, gdyby ruszyła w głąb niego, na pewno znalazłoby się tam co nieco do jedzenia. Gdyby była bohaterką komiksu nad jej głową pojawiłaby się teraz zapalona lampka.

Młoda wadera zboczyła ze szlaku widocznego gołym okiem i ruszyła w stronę oszronionej, leśnej ściółki. Odgłos zamarzniętych patyków pękających pod jej ciężarem był nieprzyjemny, podobnie jak cisza, którą raz na jakiś czas przeszywał świst wiatru tańczącego pomiędzy drzewami. Ze względu na lekkie opady śniegu, widoczność w lesie była naprawdę znikoma, korony drzew w pewnym momencie po prostu zanikały, pochłonięte w białych obłokach. Wszystko było tak… Niespokojnie spokojne. Oxide zdecydowanym krokiem ruszyła przed siebie, warto zaznaczyć, iż znajdywała się ona nie na szczycie, ani nie na samym dole góry, ale w jej połowie – teren był nieco pod kątem, jak to las w górach. Tracenie orientacji w terenie było jedną z rzeczy, których ta szczerze nienawidziła, wiedziała tylko w tamtej chwili, iż jedyną drogą ucieczki w razie potrzeby jest droga w dół – nie wiedziała jednak jak daleko od ścieżki odeszła, gdyż w pewnym momencie podczas odwracania się, ta zniknęła kompletnie z jej pola widzenia, co zasiało w jej sercu ziarnko niepokoju.

Z jej intensywnych rozmyśleń wyrwał ją odgłos skubania kory z któregoś drzewa. Zastrzygła uszami, rozglądając się i przystanęła w miejscu. Śniegu teraz było już nieco więcej niż na szlaku, którym wcześniej szła. Najpierw błądziła wzrokiem w poszukiwaniu śladów, później jednak uznała, że nie ma to najmniejszego sensu i podniosła głowę, stale nasłuchując odgłosów łamiącej się o ząbki drobnego zwierzęcia kory, które nagle ustały i zastąpiło je skrzypienie śniegu pod kończynami.

Oczom wilka ukazała się drobnej budowy, brązowa sarna. Wciąż mieliła coś w swoim pysku, zdawało się, że nie zauważyła Oxide, co dawało jej większe pole do manewru w tamtej chwili. Chcąc wybić się ze swoich tylnych łap w kierunku upatrzonej ofiary, przywarła do ziemi tak nisko, na ile tylko pozwolił jej chłód śniegu i nie zwlekając ani sekundy dłużej, wyskoczyła niczym sprężynka w kierunku stojącej w pobliżu łani. Kto w takich momentach nie bierze pod uwagę warunków pogodowych? Gdy wadera miała wylądować na przednich łapach, te dotykając powierzchni poślizgnęły się na pokrytych białym puchem, mokrych, opadniętych liściach – nie była w stanie w żaden sposób zareagować, więc pozwoliła upaść sobie prosto na swój pysk. Zimne płatki śniegu dostały się do jej nosa, zakańczając jej popisowy numer głośnym kichnięciem.

- Jasna cholera, naprawdę? – Warknęła, wściekła na samą siebie, rozglądając się gorączkowo za swoją ofiarą, która ruszyła w dół górzystego terenu.

Przemarznięta, głodna i zirytowana wilczyca rzuciła się za nią w nerwową pogoń, raz na jakiś czas ślizgając się i klnąc pod nosem przy każdym potknięciu, a niestety, było ich podczas tego pościgu naprawdę bardzo dużo. Echo jej głosu prawdopodobnie odbijało się pośród drzew, kto wie, czy nie narobi sobie tym większego wstydu?

W najmniej spodziewanym momencie, gdy centymetry dzieliły ją od uciekającej sarny, w jej głowie rozbrzmiały dwa znajome, tak bardzo znienawidzone przez nią głosy…

„- Co to ma być, Xavio, spójrz tylko jak ona wygląda!

- Onyxie, to przecież nie moja wina…

- Przysięgam na Boga, Xavio, nie przyłożę łapy do wychowania tego demona!”

Rozmowa zdawała się odbywać niemalże obok jej uszu, niosąc się głębokim echem po całym lesie.

„- Przyniesie nam wstyd, ktoś taki ma zastąpić Twoje miejsce?”

- Nie jestem słaba… - Sapnęła, napinając swoje mięśnie, szykując się do wybicia z jednego z pagórków, gdy tylko zbliżyła się do znajomo widocznej dróżki.

Jasne, sarnie futerko wciąż świtało jej przed oczami pomimo śniegu, który sypał coraz mocniej i pomimo nieco zamazanego pola widzenia. Przebłyski z przeszłości wprawiały ją w stan derealizacji, z której bardzo ciężko było jej się wyrwać. Serce Oxide biło teraz w szaleńczym tępie, a w jej oczach oprócz bezsilności konkurowała jednocześnie agresja, czyste szaleństwo. Dotarłszy wystarczająco blisko, wybiła się już kolejny raz ze swoich tylnych łap i o dziwo – tym razem wylądowała przednimi kończynami na miękkim futrze upatrzonego przez siebie stworzenia. Pokazując swoje białe kły i warcząc pod nosem, nie czekając aż biały puch naokoło nich opadnie, zbliżyła głowę w kierunku swojej ofiary, trzymając ją mocno jedną z przednich łap, natomiast pozostałymi trzema blokując jej każdą najbardziej oczywistą drogę ucieczki. Coś tu jednak nie do końca jej się zgadzało…

- …Nie jesteś sarną? – Otworzyła szeroko swoje zdziwione oczy, ilustrując wzrokiem drugiego wilka, którego właśnie przyszpiliła do ziemi.

Jego puchaty ogon i długie, smukłe kończyny kompletnie nie przypominały zwierzęcia, które jeszcze przed chwilą zaczęła gonić.

<Apollo?>

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz