-Katarka!- Zawołał głos najstarszej z sióstr z wnętrza jaskini
-No coo?- Biała zatrzymała się z impetem wzburzając sypki piach, dając spokój siostrze.- Przecież to tylko zabawa!
-A widzisz jakby dobrze się bawiła?- Smoła dogoniła Kataraktę i wskazała łapą na siostrę bliską płaczu.
- To tylko zabawa w rekina…
-Nie lubię rekinów!- Załkała Domael.
-Nie lubi rekinów. -Powtórzyła, jakby to był niezbijalny argument w sprawie.- Więc nie wkręcaj jej.
Katarka wywróciła oczami, nie bardzo chcąc słuchać się nikogo, ale jeszcze bardziej nie wyrządzać bliskim krzywdy szkody.
-Dobrze.-Westchnęła i zwróciła się do młodszej siostry.- Nie jestem rekinem.
Pyszczek Domael rozjaśnił się nagle.
-Kto pierwszy ten zgniła szprota!
-DOMA!- Krzyknęła w akcie protestu.- Smoła noo!
-Jest młodsza, odpuść jej.-W jej głosie nie było rozkazu, a przyjazne, miękkie upomnienie.- A ty smarku, spadaj stąd zanim jakiś obcy cię porwie.
Miodowa zachichotała i pognała z powrotem do domu. Katarka obrzuciła starszą spojrzeniem, zdolnym zabić nieboszczyka. Smoła w odpowiedzi prychnęła i machnęła skrzydłami, dmuchając na białą kłębem piasku.
-Bardzo zabawne.- Katarka odpowiedziała tym samym.
Nie minęła chwila a jedna pogodziła ze śmiechem drugą w powietrze.
-No już, przestań! -Zaśmiała się biała i próbowała wzlecieć ciut wyżej od siostry.
Smoła opadła na ziemię, nie dlatego, że posłuchała prośby, a nie miała już siły utrzymać się w powietrzu ani sekundy dłużej. Zdziwiło ją, jak jej siostra może machać skrzydłami tak długo i tak intensywnie.
-Wracam do domu.-Odparła.- Tobie radzę to samo, zanim się zgubisz.
***
Katarka przewróciła się leniwie na bok posłania i omiotła wzrokiem zaciszny dom. Rodzice znów wyszli na polowanie zostawiając ich samych na parę godzin. Kazali im grzecznie przespać ich nieobecność i pod żadnym pozorem nie chodzić na wycieczki, a już na pewno nie nad wodę. Tego dnia miały być wysokie fale. Waderze się to oczywiście nie spodobało, ale nie mogła protestować. Jej siostry smacznie spały, ona jednak nie potrafiła wytrzymać, żeby nie zacząć wiercić się w miejscu. Wiercenie zmieniło się w przeciągnięcie, a to w krótki spacer na rozprostowanie łap. Podreptała między skórami, które wyłożone były po sypialnianej stronie jamy aż na sam środek, gdzie nieco niżej pod poziomem podłogi ustawione było palenisko. Pokusa zamoczenia łap w popiele była aż nazbyt silna. Czerń sadzy posłużyła jej za cienie do twarzy, przez co wyglądała jak indianin przed wojną. Skwitowała to cichym chichotem.
-Jestem Smoła.-Wyszeptała głosem o ton niższym, imitującym siostrę.-A teraz rób co mówię, jestem starsza i mądrzejsza.
Spuściła wzrok na krzesiwo odłożone na bok. Pamiętała, że tego właśnie używała mama do rozpalenia ognia. Wyciągnęła ciekawską łapkę. O niedotykaniu jej rzeczy nic nie mówiła. Krzemień był gładki i chłodny w dotyku. Waderze spodobał się jego szklano-mleczny ciemny kolor z okazyjnymi jaśniejszymi krawędziami. Zbliżyła nos do kamienia, poznawała ten siarkowy zapach. Towarzyszył im zawsze, gdy przygotowywali razem obiad. Mama zawsze mówiła, żeby trzymać się z daleka od ognia, bo może piec, ale biała uwielbiała patrzeć na jego jaśniejące języki, które falowały gdy tylko na nie dmuchnęła. Dlaczego nie pozwalali jej nigdy rozpalić go samodzielnie? Przecież jest tak samo odpowiedzialna jak Smoła, a jej już wolno. Zawsze tylko Smoła to, Smoła tamto. To niesprawiedliwe- westchnęła. Może jak pokaże mamie że samodzielnie dała sobie radę to zmieni zdanie.
Spróbowała wykrzesać iskrę, charakterystyczny trzask rozległ się w jaskini, za nim kolejny.
-Kata…- Ziewnęła Domael.- Nie hałasuj.
Tym razem spróbowała ciszej. Iskra poleciała na niedopalone drzewo. Zobaczyła żar, więc dołożyła trochę chrustu. Buchnął płomień.
-Kata!- Trzask ogniska zbudził Smołę.- Co Ty wyprawiasz, wiesz że nie można!
-Przestań siostra, to tylko na chwilę.
- Nie.- Wstała z posłania.- Zgaś to, ale już.
Podeszła do ognia, ale Katarakta zagrodziła jej drogę. Smoła spiorunowała ją wzrokiem
-Odsuń się.- Syknęła.- Zgaszę to.
-Spróbuj tylko. - Biała stanęła w pozycji grożącej.
Czarna próbowała ominąć siostrę, ta jednak ciągle stawała jej na drodze. Próbowała ją odepchnąć, ta jednak się wyrywała. Do szarpaniny nie wystarczyło wiele. Dziewczyny syczały na siebie i warczały, pazury drapały miękkie futro, dwa ciała przepychały się niebezpiecznie blisko paleniska. Katarakta rzuciła się na bok Smoły, próbując ją popchnąć jak najdalej od siebie, ta jednak była większa i stabilniejsza. Odepchnęła ją skrzydłem, trochę zbyt mocno. Biała zachwiała się i runęła zadem w ogień. Okropny wrzask przeszył powietrze, mała zaczęła biegać w panice z płonącym ogonem. Domael patrzyła na to wszystko w niemym szoku, również zaczęła panikować. Smoła oszołomiona tym co właśnie zrobiła, próbowała opanować siostrę, ta jednak wiła się z bólu, nie dając się zatrzymać. Biała przetoczyła się po skalistej posadzce jaskini, ogień jednak nie gasł. W końcu Smole rozjaśniły się myśli.
-Do morza, szybko! - Wzięła w zęby puste wiadro i pognała na zewnątrz.
Katarka wybiegła wraz z nią, tocząc się po plaży. Ogień zaczął przygasać, a gdy Smoła wróciła i oblała jej ogon solidnym chlustem, kompletnie zgasł.
Biała leżała wyczerpana na piasku, z bólu prawie że mldejąc.
-Kata, nie umieraj…- Wyszeptała Smoła rzuciwszy się na jej szyję.
Mewy tego dnia załkały razem z nią.
C.D.N
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz