niedziela, 5 lutego 2023

Od Hyarina - "Cień przeszłości"

Jeden z ośnieżonych szczytów majaczył w oddali, skrywając w swym cieniu całą rozległą dolinę. Słońce schowało się już za cielskiem potężnej góry, która nawet z tej odległości wyglądała trochę przerażająco. Jej zbocze porośnięte było dywanem sosen, co z daleka nie było takie oczywiste – ciemnozielone korony ciężko było odróżnić od ziemi, która w cieniu przybrała podobny odcień. Różowo-złota poświata zawisła w powietrzu, ubierając cały świat w bajeczne kolory. Więc tak patrzy się na świat przez różowe okulary? Wysoko na niebie można było dostrzec blady jeszcze cień księżyca w trzeciej kwadrze. W złotych oczach Hyarina ten cień odbijał się bardzo wyraźnie. Zerknął w bok, gdzie siedział trochę mniejszy, płowy wilk z wzrokiem utkwionym w oddali. Na jego wargach błąkał się lekki uśmiech. Pierwszy basior także uśmiechnął się nieznacznie i przekrzywił głowę.
- Coś cię męczy – zaczął mimochodem, bezwiednie kreśląc kółko w piasku. Czy po tym wszystkim, co się stało, mógł go nazwać przyjacielem? Nie chciał, by Szkło czuł do niego szacunek tylko ze względu na pozycję, którą zajmował. Hyarin nie wiedział czy została mu wybaczona ucieczka z Kali. Miał poczucie, jakby zdradził zaufanie ojca swojej ukochanej. Ale wrócił. Wrócił gnany przeczuciem i przyzwoitością. Jakąś dziwną, niezrozumianą troską. Takie rozterki nie były do niego podobne, gryzło go sumienie, wyżerało dziurę w mózgu jak kornik.
- Słuchaj... - odezwał się ponownie, ale nie zdążył dokończyć, bo towarzysz przerwał mu znienacka.
- Czy to się kiedyś skończy? - Czuł, że Szkło nie zwraca się bezpośrednio do niego, a pyta wszystko wokół. To połamane drzewo, wypaloną przez ognisko dziurę w ziemi, wydeptaną z ziemi ścieżkę, którą przyszli. Wszystkich bogów. Hyarin widział jak jego uśmiech zamienia się w pełen bólu grymas, a w oczach zaszkliły się łzy. Skierował pysk w stronę horyzontu. Nie wiedział, kiedy. Nie wiedział czy w ogóle nadejdzie koniec. Każdego już to przytłaczało. Każdemu posiwiało, choć parę włosów na grzbiecie z powodu tej wojny.
- Nie chciałem, by moje dzieci musiały przeżywać coś takiego. Patrzeć jak... - głos uwiązł mu w gardle, nie dokończył. Nie musiał. Hyarin doskonale wiedział, o co chodzi. Martwili się przecież o tę samą osobę.
- Żadne z nas tego nie chciało. Może oprócz tych, którzy do tego doprowadzili. Płacimy tego najwyższą cenę.
 
 
- Nie pozwalam Ci tego robić. – Stanowczy głos odbił się echem od ścian jaskini. Hyarin patrzył na płowego basiora, a jego pysk wykrzywiał się coraz bardziej w niemym gniewie. Uszy położył po sobie, zjeżona na karku sierść wskazywała jak silne targały nim emocje. Szkło stał spokojnie w progu, gotów do opuszczenia groty.
- Jako twój generał, zabraniam ci. - Jego głos zabrzmiał zbyt rozpaczliwie. Wciąż miał przed oczami mglisty obraz niedawnej wizji. Oczy po raz kolejny zasnuł całun krwawej czerwieni.
- Muszę, Hyarin. Ta wataha... to wszystko, co mi pozostało. - Odwrócił się. Wyszedł. Jego sylwetka zniknęła za rogiem. Tak, jakby nigdy go tutaj nie było, jakby był tylko snem na jawie.
Osamotniony generał stał pośrodku jaskini wojskowej. Jak pionek króla, który jako jedyny pozostał na szachownicy, niezdolny do żadnego ruchu, choć wokół nie było żadnego przeciwnika. Tym razem szach mat wypowiedział on sam.
Chciał się mylić. Chciał, aby tym razem to był tylko objaw jego paranoi albo jakiejś choroby psychicznej. Jednak ciężko mu było oszukać samego siebie. Znowu tam był, czuł mokrą od krwi trawę pod łapami i drażniący w nos zapach krwi. W jego ślepiach odbiły się rozpalone piekielnym ogniem pochodnie, które dzierżył opętany nienawiścią tłum. Ta wizja sprzed kilku godzin obudziła w nim wspomnienia, tamten widok mieszał się z makabrycznym obrazem poszarpanych zwłok leżących, gdzieś w trawie jak szmaciana lalka. Jak nigdy chciał się mylić.
 
 
Czy już wtedy wiedział, że widzi go żywego po raz ostatni? Jego zdezorientowane spojrzenie, szukające w jego twarzy potwierdzenia, wyznaczenia mu drogi, jakiegokolwiek autorytetu. Jednym tylko nieznacznym skinieniem łba, błyskiem niepewnych oczu, skazał go na wyrok śmierci. Powiedział mu: Idź. Idź i czyń, co należy. Ruszaj, Szkło i nie oglądaj się za siebie. 
Głuchy tupot dziesiątek par łap brzmiał jak żałobny marsz. Dostrzegł to krótkie spojrzenie na jego osobę, gdzie stał na wzniesieniu, a przy jego lewej łapie Hiekka. To ty powinieneś tu stać, Szkło. Wiedział, że brzemię tego uczynku, będzie ciążyć na nim aż do śmierci i jeszcze dłużej. Kolejna strona jego kroniki zapisana czerwonym atramentem. Ach, żeby tylko. Powinien paść na kolana jak Rejtan, który zamiast koszuli rozrywa sobie żyły, by własną krwią spisać akt zgonu swojego plutonowego. Żołnierza. Przyjaciela.
Leżał tam. Pokryty krwią, poszarpany i zagryziony jak ofiara polowania, którą psy gończe potraktowały zbyt brutalnie. Hyarin ponownie poczuł pod łapami nasiąkniętą krwią trawę. Coś ścisnęło go w środku aż cały zadrżał. Starał się nie patrzeć w zasnute mgłą, puste oko płowego wilka. Z trudem przełknął ślinę, ale nie czuł się na siłach, by się poruszyć i odejść. Widok martwego Szkła odebrał mu władzę w nogach. Czy już zawsze będzie musiał być odpowiedzialny za czyjąś śmierć? Czy w ten sposób okrutny los postanowił go katować, zrobić z niego mesjasza, którego zadaniem jest zbawienie każdego z kim ma styczność? Nie czuł się na siłach, by to uczynić. Zacisnął powieki, a jego ciałem wstrząsnął kolejny dreszcz. Nigdy nie poprosił go o wybaczenie. Nie zdążył zebrać się na odwagę, a teraz patrzył na jego ciało. Ten mizerny wrak wilka, którym się stał. Już mu nie odpowie. Nie dowie się czy chował do niego urazę. Nie pobłogosławi związku jego córki. Kali. Kali wybacz mi. Odebrałem ci kolejną rzecz, być może jedyną, dla której warto było tu wrócić. Mam krew na rękach. To ja... To ja zabiłem Szkła.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz