Słońce powoli podniosło się na niebo. Jego promienie leniwie sięgnęły ponad szczyty drzew. Zima w całej swojej łagodności, w nocy sypnęła miękkim puchem, a o poranku sprawiała, że płuca można było sobie odmrozić we śnie. Bleu jednak nie był zbyt przejęty tak niesprzyjającymi warunkami. Otrzepał futro z osadu jakiego nabrał na kark przy biegu. Czemu biegł? Otóż. Nasz bohater, świeżo upieczony dorosły mało nie wdał się w bójkę z dwoma wilkami z Jabłoniowych włości. Stąd też zadyszka, zziajany oddech i cichy śmiech ulgi pod nosem.
Jeszcze niedawno mały Bleu uciekał tak przed siostrami,
które dręczyły go nieustannie za jego absurdalne hobby i zainteresowanie „szmatkami”.
Ganiały go po śniegach, podgryzały po ogonie i śmiały się. Jakaż szkoda, że
wilki nawet dorosłe, nie dostrzegają użyteczności w ciepłej narzutce. Młodzik
łapą poprawił zawiązaną na karku chustę i odetchnął. Jego oddech uciekł w
powietrze wraz z delikatnym wietrzykiem. Jego łapy przesunęły smętnie po puchu.
Jak tu być poważanym, kiedy ledwie skończyło się rok. Jak tu brać takiego wilka
na poważnie, prawda? W końcu szczenięta nie mogą mieć własnych wartości.
Basior prychnął. Może i był młody. Może i miał w sobie jeszcze tą dziecięcą zarozumiałość
i brakowało mu lat na karku, jednak to nie znaczyło, że jego zdanie ma być takk
rzucane po kątach. A jednak. Stał teraz przed domową jaskinią, w której nadal
mieszkał z całą rodzinką, zupełnie niegotowy na samodzielne funkcjonowanie.
—Wróciłem. — szepnął. Miał nadzieję nie obudzić nikogo jeśli nadal byliby
pogrążeni we śnie.
—Długo cię nie było. — Simone uniosła głowę w jego kierunku. Miała zaspane
oczka co wskazywało, że świeżo podnosi się z posłania. Jej podbródek jeszcze
przed chwilą leżał na jej partnerce, która spała z najlepsze wtulona w
niebieskie futro.
—Oh… Polowałem na…—
—Polowałeś? — kpiący, aczkolwiek cichy komentarz doszedł do niego od boku. Bleu
spuścił po sobie uszy i zmarszczył nos. — I co przyniosłeś? Kanarka? — Jego
siostra, Pelasza, podniosła się z posłania. Była od niego mniejsza, bardziej
krępa, wręcz grubiutka, a jednak jej charakter był brutalnie inny od tego
samca. Podczas kiedy Bleu szczeniakiem był płaczliwym i wrażliwym, to wcielenie
zła mieszało go z błotem bez najmniejszego wyczucia. I bądźmy szczerzy. Miano dorosłego
podsyciło ego tej wadery i postawiło między dwójką rodzeństwa przepaść, której
nawet najzdolniejszy ptak nie zdołałby przelecieć. Miesiące udręki i docinek odbiły
swoje piętno na tej relacji, w obie strony.
—Pf… Nie. Miałem zająca, ale … —
—Ale. Oczywiście że ale. — prychnęła. Jej ciało przeszło obok niego na zewnątrz.
Bleu warknął gardłowo w jej kierunku.
—Od rana zaczynacie? — Laponia ziewnęła zerkając w stronę wyjścia.
—Nie ja zacząłem, pragnę zauważyć. — basior bronił się. Jak zawsze. Nie mógł
ścierpieć, że przez większość swojego życia wina spadała na oboje, a nie na
siostrę, która zawsze była prowokatorką. Poza tym jednym, jedynym razem, ale to
inna historia.
—Już. Cicho. Powinniście oboje się trochę uspokoić. Weszliście w dorosłość, czas
więc dorosnąć. — rzekła ognista wadera. Bleu powstrzymał w sobie głośne
westchnięcie, jedynie wymijając je i przemieszczając się do swojego własnego
kącika. Chociaż tu mu nikt nie przeszkadzał. W końcu … był dorosły czyż nie?
Tak bardzo nie miał ochoty mówić tego na głos, że matki są takie hipokratyczne. Niesprawiedliwe. Pewnie oberwałoby mu się za to. Jednak taka była prawda. Gdy płakał, kazali mu zmężnieć. Gdy się stawiał, siedzieć cicho. Gubił się czasami w wymaganiach jakie mu stawiali, jednak świeżo po urodzinach nie mógł się wyprowadzić. Ba! Do niedawna nie miał pojęcia co chciał robić w życiu. Mama Simone podpowiadała mu, że dobrą opcją są stanowiska śledczego, jednak nie w jego głowie było latanie za martwymi ciałami. Nie przepadał za tym widokiem. Wystarczyło mu, że wychował się pod zaborami, które niedawno dopiero opadły. Jego łapa sięgnęła po kawałek tkaniny. Delikatne włókna otarły się o jego poduszki wywołując uśmiech na jego pyszczku. Ukradł kawałek tej niebieskiej „szmatki” ze śmietnika, którego z ludzi. Namęczył się z dopraniem jej z jakiegoś brudu, jednak teraz nadawała się idealnie na jakąś apaszkę. A Bleu uwielbiał swoje dodatki. W jednej z toreb jakie sklecił chwilę przed urodzinami miał swoją małą szafę, a nie zamierzał zatrzymać się jedynie na kilku chustkach. Zadowolony z siebie rozciągnął materiał na oko oceniając jego długość i cmokając. Igła i nitka leżące u jego boku zaraz miały się mu przydać.
<CDN>
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz