Łapy Bleu przesunęły po materiale, po czym zarzuciły go na kark. Sprawnie zawiązał je na kokardkę i ustawił w odpowiednim miejscu. Tak aby bandana mu nie przeszkadzała. Zadowolony przejrzał się w lustrze, jakie sobie zorganizował. Kosztowało go to wiele wyrzeczeń i niebezpiecznych sytuacji, ale warto było. Nie było to lustro wielkie, aczkolwiek wysokie na tyle, aby mógł przejrzeć się w nim cały. Ledwo zmieściło się pod stropem, już i tak niskiej jaskini. Całość pomieszczenia od progu wskazywała na rzemieślnika i jego dom. Skóry, tkaniny, nici czy nawet papier leżały w przeznaczonych na to miejscach. Bleu na upartego zorganizował sobie nawet własny kąt na łóżko, kiedy akurat nie miał ochoty spać w rodzinnej jaskini.
—A witam śliczną panią. — ktoś zagadnął któregoś chłodnego
dnia. Przez próg do niewielkiego, aczkolwiek gościnnego miejsca wkroczył nikt
inny jak spory basior o imieniu Romeo. Skąd Bleu wiedział. Otóż, od siostry. Co
nie jest zaskoczeniem. Pelasza bardzo lubiła narzekać i szykanować ludzi za
którymi nie przepadała lub którzy jej podpadli. Zapamiętywała ich sobie wtedy
co do szczegółu, a opowiadając o tym mamie, jej brat siłą rzeczy poznawał jej
wrogów z dokładnym opisem.
—Pana. Co cię tu sprowadza? — Te niebieskie młode oczka uniosły się na gościa.
Uszy powoli stanęły do pionu, a pysk rozjaśnił niewinny uśmieszek.
—A szukam torby. Wiesz… takiej ładnej… — wilk nonszalancko przeszedł się po
włościach zbliżając nieco za bardzo do Bleu w efekcie końcowym. Niedawny
szczeniak, z kilkunastodniowym stażem dorosłości zerknął na wilka, jednak nie
skomentował tego zjawiska.
—Dużą tą torbę? — zagadnął. Jego łapy sięgnęły po kawałek wolnej kartki. Nie
umiał pisać, ale wystarczały mu małe rysunki aby stworzyć pełny projekt.
—Taką aby pomieścić… wszystkie serca jakie skradam. — pysk prawie obcego
basiora znalazł się przy uchu młodszego, powodując, że ten zjeżył się i
spłoszył nieco. Skulił się nasz nieszczęśnik i speczył, jednak nie uciekał.
Tylko ruchem łapy odsunął od siebie starszego. Ten z kolei wzruszył ramionami,
a jego ogon przesunął pod brodą niebieskiego samca.
Ta cała sytuacja był niezwykle niekomfortowa i młody Bleu nie bardzo wiedział jak sobie z nią poradzić. W końcu dopiero szukał swojego prawdziwego „ja” i miał cichą nadzieję znaleźć je szybko. Jednak, Romeo złapał go nieprzygotowanego na nagłe flirty i zaloty. Dlatego kiedy basior wyszedł młodzik odetchnął z ulgą. Zamrugał parę razy i otrząsnął się z resztek dreszczy na plecach.
Następne ich spotkanie odbyło się dwa dni po złożonym
zamówieniu. Był wczesny poranek kiedy Romeo zjawił się w wejściu. Tym razem
młodzik raczył się lepiej mu przyjrzeć. Młody dorosły był mniejszy gabarytowo
od samca. Miał jasne, gęste futro, z pokrytym brązem brzuchem. Jego pysk
szczerzył się w ciągłym, szarmanckim uśmiechu, na który łapało się tak wiele
dam. Dodatkowo jego ogon zdawał się żyć własnym życiem i wił się niczym wąż
ubrany w perukę z miękkiej sierści. Starszy samiec wszedł do wnętrza jak do
siebie. Bleu akurat składał w całość okładkę do jednych z aktów jakie otrzymał
od jaskini wojskowej, z ogromną prośbą na zrobienie tego na wczoraj. Dlatego
teraz z największą precyzją przyszywał papierek do papierka dla trwałości
konstrukcji. Za jego plecami leżała kupka zdobycznego lnu, czekającego aż
skończy pracę i raczy znaleźć mu miejsce do spokojnego suszenia się na nici.
—Jak tam moja torba? Gotowa? — zagadnął Romeo zbliżając się i bezceremonialnie
opierając o młodszego. Ten zaskoczony i zirytowany poruszył znacząco barkiem,
jednak ciężar nie zniknął.
—Nie. Znaczy… Prawie. Ale najpierw muszę skończyć to.— mruknął cicho. Wiedział,
że basior i tak to usłyszy, zwłaszcza będąc zaraz przy jego twarzy. Sekundy
czekał na odpowiedź, aż nie poczuł obcej łapy zaciskającej się na jego tyłku.
Oburzony spuścił uszy po sobie i wstał, „przypadkowo” biodrami uderzając w
pewną twardą czaszkę. — Oi! Wybacz. Niezdara ze mnie! — uśmiechnął się. Podszedł
do sterty przygotowanego już materiału i wziął kawał obciętej skóry. Prawdopodobnie
jeleniej.
—Jak słodko. — Romeo zamruczał pod nosem, jednak echo poniosło ten gardłowy i głęboki
dźwięk po ścianach. Bleu zadrżał i speszył się ponownie. Nawet jego błękitna
sierść miała problem zakryć ten czerwony rumieniec.
—będzie gotowa za dwa dni! A teraz.. sio… sio. Kysz, kysz. Musze się skupić.— warknął,
nieco zły na siebie. Takie chwile słabości młodego serca nieco go przerażały.
Dwa dni później, późnym wieczorem Romeo zjawił się w jego
domu. Uśmiechnął się. Bleu odetchnął ciężko. Właśnie zbierał się do domu, do
mam i sióstr. Jednak basior wyraźnie pokrzyżował jego plany. Wszedł do środka z
szerokim uśmiechem.
—idziesz gdzieś? — zagadnął. Tym razem jego ruchy były bardzo bezpośrednie i
Bleu znalazł się momentalnie w jego strefie prywatnej. Ich ciała przycisnęły się
do siebie bokami, a łapa starszego zacisnęła na udzie wilka, który z wrażenia
sobie przysiadł. Przynajmniej tym razem nie był to tyłek.
—Tak. Chciałem iść do domu. — odrzekł w miarę spokojnie.
—A… to nie twój dom?—
—I nie i tak. Głównie pracownia, ale jest gdzie się zdrzemnąć, chociaż niewiele
miejsca. — odparł wzdychając ciężko. Oddech starszego krążył po jego
policzkach, powodując dziwne napięcie w mięśniach u Bleu. — A twoja torba jest
na wykończeniu. Jutro powinna być. —
—Miała być dzisiaj. — zacmokał Romeo, a jego ogon przebiegł pod szyję młodzika,
owijając jego ciało w niespodziewaną pułapkę.
—Oprawianie.. dokumentów zajęło mi dłużej niż się spodziewałem. Wybacz, ale wiń
wojskowych z ich rzą… Danami … na.. na wczo…oraj. — na ostatnie słowa brakło mu
już oddechu gdyż pysk Romeo zbliżył się do jego niebezpiecznie. Bleu przełknął
ślinę zaskoczony, a jego serce na chwilę pstryknęło.
—Mało miejsca… Nie szkodzi… Pokażę ci coś… — i na tym skończyła się ich
wieczorna rozmowa.
Bleu ani na chwilę nie zmrużył oczu w nocy. Cały jak w amoku
leżał zaskoczony i wpatrywał się w sufit. Nie żeby Romeo raczył go wypuścić z
objęć o normalnej godzinie, jednak, bardziej zaskoczony był samym sobą. Ledwie
parę tygodni w dorosłość, a on już został tak prosto zagarnięty w ramiona wilka
i przyjemności. Jego serce nadal biło intensywnie. Kiedy zamykał oczy widział i
czuł na ciele dreszcz przyjemności na wspomnienia, jednak… czy to było dobre?
Miał dość zastanawiania się nad tym. Jego ciało pokryte było w paru
ugryzieniach, jego stół roboczy w zadrapaniach, gdyż nie obyło się bez jego
udziału w tej zagorzałym sparingu. Bleu odetchnął nerwowo. Na trzęsących się
łapach próbował się podnieść wraz ze słońcem. Jednak przeszkodził mu w tym
Romeo.
—Mymmm… dokąd uciekasz? — zagadnął kładąc go pod sobą sprawnym ruchem.
—Oh… napić się. — szepnął. Jego głos był prawdziwie zdarty, jak nigdy przedtem.
—Hymm.. .zaraz… —
Bleu usiadł skołowany. Woda smakowała zaskakująco pysznie, jak zbawienie. Jednak jego ciało miało bardzo niewiele siły, gdyż nadchodziło już południe. Romeo naprawdę wiedział co robił, złapał sobie łatwą gąskę i skończyło się jak skończyło, a Bleu pocieszał się jedynie, że to nic zobowiązującego. I dobrze…
CND
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz