sobota, 17 października 2015

Od Eclipse Do Beryla

Ciemność. Widzę wszechogarniającą... ciemność. Nagle jednak słyszę... słyszę śpiew ptaków. Chwilę później czuję ciepło które otacza mnie całą. Otwieram oczy a przed sobą widzę wyblakłe już liście. Chwilę tak trwałam po czym uniosłam wzrok a zaraz potem głowę. Rozejrzałam się ospale
- A co to.. nikogo nie ma? - Po wykrztuszeniu z siebie kilku słów wstałam od niechcenia - Oni synów, ani męża - Zaśmiałam się cicho - No cóż... może później któregoś z nich zobaczę
Otrząsnęłam się, wyprostowałam po czym chwiejnym krokiem wyszłam z jaskini. Przez pierwsze chwile nic nie widziałam przez promienie słoneczne lecz niedługo po tym ustatkowało się to. Powolnym krokiem szłam przez las. Na ścieżce po której szłam walały się różnokolorowe liście. Idąc tak w milczeniu nagle usłyszałam jakieś odgłosy. Poruszyłam uszami a następnie skierowałam się w kierunku wydawanych odgłosów. Po wejściu w krzaki wystawiłam lekko głowę i zaczęłam rozglądać się za tym co emituje te odgłosy. Niedługo po tym ujrzałam małe stadko saren przez co przeraźliwie zaburczało mi w brzuchu. Wzdychnęłam głęboko po czym powtórnie skryłam się w głębi krzewów
- Musze wyszukać lepszej pozycji - Mówiąc to ruszyłam bezszelestnie przed siebie
Niedługo po tym byłam dosłownie za stadem. Przyczaiłam się po czym ruszyłam jak strzała w kierunku młodej sarny. Skoczyłam na jej grzbiet a następnie przegryzłam jej szyję. Długo się nie wierciła zaś stado odbiegło w popłochu. Puściłam ją jeszcze goniąc wzrokiem za stadem lecz kiedy w końcu straciłam je z oczu wzdychnęłam przeciągle wgryzając się w ciało ofiary. Minęło kilkanaście minut a ja zjadłam już sporą część zwierzyny.- Cicho, zbyt cicho... - /pomyślałam. W końcu, w naszej watasze tyle się dzieje przez ostatnie tygodnie... Z rozmyśleń wyrwał mnie szelest liści. Zastrzygłam uszami. Definitywnie wyczułam czyjąś obecność. Zacisnęłam zęby po czym zerknęłam za siebie. Kiedy jednak zwróciłam swój wzrok w kierunku postaci, ona rzuciła się na mnie. Przeturlaliśmy się niecałe dwa metry od mojej zdobyczy a nasza końcowa poza była taka, że mój przeciwnik znajdował się nade mną. Otworzyłam powoli oczy lecz przez niefortunne promienie słonecznie nie mogłam określić kto to był. Kiedy jednak chciałam się ruszyć wilk przygniótł moje ramię do ziemi a następnie... pocałował mnie. Położyłam uszy po sobie po czym odepchnęłam wilka od siebie
- Co, co ty robisz?!
- Eclipse.. co, nie poznajesz mnie?
Wtedy kontrast w moich oczach wyostrzył się dzięki czemu mogłam zobaczyć kim była postać
- B-beryl!? - Pisnęłam wstając na równe nogi
- Oczywiście - Uśmiechnął się szeroko
- G-gdzieś ty był, hy? I co to za pomysł aby mnie tak straszyć?! - Powiedziałam lekko podirytowana
W odpowiedzi usłyszałam śmiech
- Och już przestań się tak złościć - Machnął łapą
Przewróciłam oczami
<Beryl?>

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz