Tia nie mogła przypomnieć sobie nazwy Bardzo Ważnego Zioła, ale jak tu się jej dziwić, kiedy biedna wadera spała może z pięć godzin w ciągu ostatnich sześciu dni. Nie mogła sobie za nic przypomnieć, kiedy ostatni raz miała taki zapieprz w pracy. Tu przynieść to, tam przynieść tamto, tu zrobić maść, tam lek, jeszcze gdzie indziej musiała zanieść dostawę do czyjegoś domu, bo nie miał siły przyjść do jaskini medycznej. A wszystko dlatego, że watahę masowo dopadło zimowe osłabienie, które w tym roku uderzyło z jakiegoś powodu wyjątkowo mocno. Być może była to jakaś nowa choroba, ale z najbardziej niespecyficznymi możliwymi objawami, kto wie? Jakiś, cholera, koronawirus, czy co to tam było ostatnio popularne wśród ludzi. Coś tam Way opowiadał.
Cokolwiek dopadło watahę, miała tego serdecznie dość.
Była zaskoczona, że choroba nie chwyciła się jej, a z drugiej strony jej ciało było podatne na urazy, nie na infekcje. Jak już, to można by podejrzewać, że nabawiła się wyjątkowej odporności, wiecznie kalecząc się nawet o najmniejsze kamyczki. Ale wszyscy inni chorowali, nawet u niej w domu, więc od jakiegoś tygodnia zapieprzała, lewo, prawo, góra, dół, przód, tył, północ, południe i wschód, zachód, wszędzie był ktoś, komu trzeba było pomóc. Aż zaczęła się zastanawiać, czy na pewno grupa medyczna pomaga wilkom, czy chorobie w roznoszeniu się.
Usiadła pod pierwszym lepszym drzewem, w śniegu, który zdążył się nazbierać w ostatnim czasie i poczęła rozmyślać. Chciałaby jak najbardziej wziąć urlop, ale przy obecnym natłoku pracy medyk by ją chyba za to wydziedziczył. Może jakieś udawanie chorej? Przy obecnym zmęczeniu pomysł ten nie wydawał się taki głupi, chociaż trzeźwo myśląca Tia z pewnością zdzieliłaby tą zmęczoną przez łeb jakąś miotłą. Ewentualnie wadera mogła zacisnąć zęby i kontynuować pracę. Przynajmniej zdobyłaby sobie sympatię wilków, by wsparły ją, gdyby kiedyś miała szansę zostać medykiem.
Udawaj chorą
Zaciśnij zęby
Zmęczenie wzięło górę nad rozsądkiem i Tia postanowiła zaryzykować udawanie chorej. Wróciła do jaskini medycznej z podkulonym ogonem i opuszczoną głową, nieudolnie przy tym kaszląc. Postarała się przybrać jak najbardziej zmizerniały wyraz twarzy, by Delcie zrobiło się jej żal. Podeszła, córka marnotrawna, do swojego przełożonego i nawet nie zaglądając mu w oczy wypowiedziała te słowa, których nienawidziła sama słyszeć.
– Delta? Bo ja... nie czuję się dobrze. – Tia zakaszlała dla dodania powagi sytuacji. – Chyba mnie też wzięło.
Medyk odwrócił się w jej stronę, popatrzył na nią od góry do dołu bez słowa i wrócił do swojego przerwanego zajęcia, jakim było szykowanie nowej porcji mieszanki ziół. Mieszanki, do której składników miała przynieść Tia.
– Nie lisuj mnie, młoda, nic ci nie jest – mruknął, skupiony na rozdrabnianiu wysuszonych łodyg. – Przynieś mi te zioła i dostaniesz godzinę przerwy na drzemkę.
Godzina przerwy na drzemkę brzmiała jak marzenie, dlatego Tia bez dyskusji wybrała się drugi raz na śnieg, by potulnie przynieść potrzebne suszki.
<Koniec>
Nie. Nie mogła sobie pozwolić na chwilę słabości. Delta wierzył w jej umiejętności, to ona też powinna w nie wierzyć. Podniosła tyłek i skupiła się na drodze do swojej małej, prywatnej jaskini, w której trzymała własne zapasy ziół (za co Delta ostatnio był wdzięczny, bo osobom udającym mógł powiedzieć, że nie ma leków i nawet pokazać im zaplecze, podczas gdy w rzeczywistości mieli ich jeszcze sporo), starając się nie myśleć o nadmiernym zmęczeniu.
Ostatecznie dotarła, mokra, widząca podwójnie i absolutnie niepewna, co miała ze sobą wziąć z powrotem do jaskini medycznej. Do tego wszystkiego czekał ją spory kawał drogi w drugą stronę, a właśnie zaczęło padać śniegiem, przez co musiała przymeśleć kolejny ruch. Powinna wracać, ryzykując bycia złapaną przez śnieżycę, czy lepiej było przeczekać, aż wszystko się uspokoi?
Zioła same się nie zaniosą, a droga jest dostatecznie daleka. Medyk i tak z pewnością już się niecierpliwi. Tak więc Tia spakowała suszki do torby na plecach i wyruszyła w drogę. Była gotowa przedzierać się przez największą burzę śnieżną, jednak do tego na szczęście nie doszło, gdyż już po kilkunastu minutach przestało pruszyć. Do jaskini medycznej Tia doszła sucha i wycieńczona, ale za to Delta był zadowolony.
– Wielkie dzięki, młoda. – Medyk odebrał od niej zioła. – A teraz idź się zdrzemnij. Masz godzinę, potem mnie zmienisz.
Tia nie potrafiła wyrazić swojej wdzięczności za tą litość. Skorzystała z oferty niemal na miejscu, prawie zasypiając na środku jaskini medycznej.
<Koniec>
Ostatnie, czego potrzebowała, to przemokniętych suszonych ziół. Wadera postanowiła poczekać, aż przestanie śnieżyć, co na szczęście potrwało tylko parę minut. Potem wyruszyła.
No. To tyle by było z bezpiecznej, suchej przeprawy. Jakoś w połowie drogi zaatakowała ją prawdziwa śnieżyca, przez którą Tia musiała się przedzierać prawie na leżąco. Jeszcze przy okazji krwawiła z przedniej łapy, bo nadziała się na jakąś nieco ostrzejszą gałąź, bo czemu by nie? Dobrze, że nie sypało gradem, bo zaczęła by rzucać brzydkimi słowami. A w sumie chuj, już teraz miała prawo do kurw.
Do jaskini dotarła mokra i wycieńczona bardziej, niż to fizycznie chyba możliwe. Chciała przekazać te zioła medykowi, ale nie zdążyła. Jak tylko zobaczyła Deltę na horyzoncie, przed oczami zrobiło się ciemno, a mięśnie odmówiły posłuszeństwa, buntując się przeciw jakiemukolwiek dalszemu wysiłkowi. Wadera nawet nie zarejestrowała, że zemdlała.
<Koniec>
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz