środa, 27 grudnia 2023

Od Hiekki - ,,Niedaleko Pada Jabłko od Jabłoni"

Grzyby psylocybinowe
Występowanie: rzadkie, rosną tylko na południowych 
ścianach jaskiń, o dużej wilgotności, nieopodal płynącej wody.
Wygląd: owocniki o płaskim, szerokim kapeluszu o zgniło-zielonkawym
 kolorze. Blaszki na spodzie. Trzon krótki, krępy, ozdobiony żółtymi plamkami.
Działanie: Wyostrzenie zmysłów, synestezja, możliwe halucynacje,
 nagłe skoki energii, nadpobudliwość, możliwe tendencje misyjne i prorocze.
Zastosowanie: Nieużywane w medycynie powszechnej. 

Przestrzeń wokół niego falowała jakby leżał w zbiorniku wodnym głową skierowaną ku niebu. Ledwo widoczne nitki światła, które zazwyczaj prostym snopem wpadały do wnętrza jaskini, teraz wiły się jak stado węży. Przez chwilę wydawało mu się, że w przestrzeni między każdym wężem otworzył się portal do innego świata. Próbował zliczyć ile światów mógłby odwiedzić, ale węże zbyt szybko zmieniały miejsce, zamykały przejścia i otwierały znowu. Złapał za kawałek patyka i począł maniakalnie wyrysowywać kółka jako symbol każdego policzonego przejścia. Piaszczysta podłoga zmieniła się w w wielki kołtun, więc Hiekka poprzestał. Siadł na boku i rozlał się na kamieniu w błogim jęku znudzenia. Zamknął oczy, ale nie przestawał widzieć. To było jak przekleństwo. Wlepił wzrok w sufit jaskini.
Cichutkie kapanie wody wybijało rytm w umyśle poety tak drażniący, jakby milion drobnych robaczków chodziła po jego skórze. Nie wytrzymał długo w bezruchu. A może to od chłodu. Od zeszłego tygodnia zapominał rozpalić ogniska. Albo nazbierać chrustu. I znaleźć krzesiwo. Ehh, po co komu ogień, pomyślał.
Pół przytomna towarzyszka seansu przeturlała się w jego stronę, niszcząc wyrysowywane na piasku kołtuny.
- Co kolego, masz nowe genialne pomysły?
Nie był pewien czy kiedykolwiek się jej przedstawił. Po prostu znalazła go w jednej z jaskiniowych odnóg, zbierającego dziwnie wyglądające narośle skalne. Pierwsze pytanie: Co robisz? Drugie pytanie: A po co ci one? Trzecie: Mogę spróbować? 
Myślę, że więcej wyjaśniać nie trzeba.
-Chciałbym napisać swoje magnum opus.-Zaczął.- Coś, co rzeczywiście poruszy wilkami, niezależnie od wieku. Coś, za co może mógłbym, no nie wiem, być szanowany może.
Wrona Zarechotała figlarnie, ale jej reakcje niepasujące do sytuacji poeta przypisał grzybom.
Myślam o swoim wielkim dziele od dawien dawna. Jednak nigdy nie zasiadł rzeczywiście do kartki żeby je spisać. Teraz czuł, jak w jego wnętrzu piekli się i buzuje, jak nie może usiedzieć, a jego łapy same rwą się do działania, nieważne do jakiego.
- Napiszę historię o nas wszystkich. 
- To będzie trudne.
- Ale warte.
- A wiesz, co się dzieje w świecie aktualnie? Nie widziałam cię w towarzystwie ani razu, więc skąd mógłbyś wiedzieć, na uczcie również. Żebyś Ty widział co się tam działo!- Rozłożyła łapy do góry jakby próbowała złapać ogrom jej przeżyć w jednym objęciu.
- Opowiedz więc.
I opowiadała. O wielkiej zabawie, o stu daniach, o tysiącu trunków, o magicznych skrzypkach które grały same z siebie, o wielkiej kuli ognia która spadła z nieba i zniszczyła całą zabawę. O dzielnych ratownikach, którzy musieli gasić płonące, biegające w popłochu wilki, o niebieskim bocianie z dalekich stron, który pomimo iż wilkiem nie był to jego największym pragnieniem było żeby się nim stać. I który to zawalczył z potworem zrodzonym z tej spadającej gwiazdy jego własną bronią wbitą mu w serce. A później wszyscy byli uratowani, brawa, kurtyna.
- Och...-Hiekka nie wiedział co odpowiedzieć.- Masz może więcej takich historii?
Więc opowiadała mu, ile przeżyła i widziała w swoim 8-letnim życiu. Ile było w tym prawdy, poeta nie mógł stwierdzić, ale podobało mu się jak barwne i niesamowite to były historie. Słuchał o buncie, o zamachu, w którym to wcześniej wspomniany niebieski bocian stracił życie, o tchórzliwym królu i o jego bracie i odwiecznym wrogu, przywódcy buntu. O tym jak pokój został zniszczony, jak trup ścielił ścieżki królestwa. O wielkiej bitwie w której zginął waleczny książę, o klątwie za przelaną krew jaka spadła na lud i niszczyła ich od środka.
O złotej czapli, która przybyła z jeszcze bardziej dalekich stron niż niebieski bocian i pomógł zmartwychwstać swojego pobratymca. Trzeciego dnia dokładnie. I ten ów wybraniec boży zniszczył wojnę swoim słowem i pazurem, aż wszystko wróciło do normy.  
- Świetne.- Jego oczy iskrzyły się teraz złotem.- Trzeba stworzyć historię inspirowaną tymi wydarzeniami, ale należałoby zmienić to i owo, bo zbytnia dokładność szkodzi sztuce. 
- Jestem za!  Tylko by się chciało to czytać.- Parsknęła.
- Jak to komu? Wyedukowanym indywiduum. Śmietance społeczeństwa 
-Eee.- Skrzywiła się.- Czyli nikomu.
Hiekka zmieszał się, ale nie zabijał myśli, że ta wadera mogła mieć rację. 
- Ach, wiem!- Pstryknął palcami po chwili namysłu.- Trzeba im to przeczytać na głos. Wystawimy sztukę. 
- Uuu!- Zawyła.- A ty obsadzisz mnie w głównej roli!
- Cóż, em...O ile chcesz być bocianem.
-Ach to nie.- Przewróciła się na drugi bok. - Weź ten węgielek wreszcie w łapę bo ci weny nie starczy, tak paplasz.
Hiekka biegał oszalały po jaskini, ale ani papieru ani węgielka nie mógł znaleźć. 
- Wrócę za chwilę.- Rzucił w progu, zanim nie pognał w dół zbocza. 
***
- Um...dzień dobry? My się znamy.- Wybąkała zmieszana Konstancja, gdy jakiś  delikwent przerzucał jej wszystkie rzeczy na lewą stronę.
- Szukam węgielka.
- Było tak od razu.- Uśmiechnęła się wesoło i podreptała do starem komody sklejonej dla niej przez męża.- Tu coś powinnam mieć, poczekaj ino momencik.
Wygrzebała z dolnej szafki ołówek, możliwe że zdobyty dawno temu, kiedy była jeszcze młoda, skrzętnie schowany na czarną godzinę. Zawinięty był w jedną kartkę papieru, już pożółkłego ze starości.
- Proszę.- Podała mu zawiniątko.- Niech ci służy.
- Dziękuję dobra kobieto.- Złapała ją za boki i ucałował 3 razy w policzki.
- Może herbaty?- Zaproponowała, ale tylko wiatr zawiał w miejscu,w którym przed chwilą stał, zdaniem Konstancji, ów uroczy jegomość.
*** 
Wrócił do jaskini, gdzie na pół dnia zostawił swoją towarzyszkę, jednak nikogo na jej miejscu nie zastał. Musiała gdzieś zawędrować, ale iej odnalezieniem Hiekka zajmie się potem. Rozwinął swoje zawiniątko i już miał napisać pierwsze słowo ale końcówka grafitu zatrzymała się nad powierzchnią strony. 
Mam tylko jedną stronę, pomyślał. Nie mogę jej zmarnować, muszę mieć stuprocentową pewność, że chcę napisać to co właśnie napiszę. Jaki tytuł? Powstanie WSC? Niee, zbyt proste. Może historia o dwóch królestwach? Jakbym to już gdzieś słyszał. Może nawiązać do tych plakatów reklamowych które spotkałem po drodze. Sporo ich było, coś i jabłoniach, jabłkach i przyszłości. Możliwe że to jakaś promocja sąsiada, może szuka nowych członków z naszych ziem. Tylko dlaczego nikt z nich nie sprecyzował o co dokładnie chodzi? Naprawdę dziwne. Ale skorzystać z fali popularności to nie głupi ruch. 
Zastukał parę pary czubkiem ołówka w pysk, polizał go na szczęście po czym już przekonany nabazgrał 
"Niedaleko pada jabłko od jabłoni" 
Tak, to dobry tytuł. Na tyle enigmatyczny, żeby nie zdradzał ważnych momentów w sztuce, ale na tyle tematyczny, że wpasuje się w rosnącą popularność sadownictwa bądź sąsiadów rodaków.
Spojrzał jeszcze raz na kartkę. Napisał tytuł idealnie na środku. Bez żadnego miejsca dla reszty sztuki. Szybko odwrócił kartkę by zobaczyć że jest czymś poplamiona. 
- Tak nie można pracować.- Zawył sfrustrowany. - Potrzeba mi więcej papieru. 
Znał tylko jedno miejsce, gdzie produkuje się niepotrzebne dokumenty na potęgę. Do jaskini alf nie było nawet tak daleko. Wychylił łeb z jaskini i spostrzegł że już zmierzcha. Dałby sobie łapę uciąć, że jak wchodził, słońce dopiero świtało. 
Już z daleka słyszał krzyki jakie dobiegały z wnętrza siedliska alfy, zwolnił więc kroku i zaczął nasłuchiwać. Krzyki o tak potrzebnym mu papierze spotęgowały się, a po chwili, z wnętrza wybiegł granatowy, kulejący wilk. Popędził, mamrocząc coś pod nosem o niewysłowionej wielkości tyłów alfy po czym znikł między cieniami drzew. Hiekka nawet nie zdążył zwrócić na siebie jego uwagi, ale domyślił się że o papier nie ma co sam prosić.Przysiadł zmarnowany pod drzewem i wlepił ślepia jeszcze raz w swoją kartkę. Miał mgliste wyobrażenie swojego dzieła. Jego mierna znajomość polityki nie pozwalała mu na wtłoczenie w nią takiej ilości słów o publice dla publiki jaką by chciał, nawet z całym stosem kartek gotowych do zapisania. Wyjął zza ucha ołówek i naskrobał
Powiesił ogłoszenie na najbliższym dużym drzewie, wbijając w korę różany cierń, a gdy pooceniał już prezencję wystarczająco, skierował się w stronę domu. Rano miał zamiar wybrać się do jaskini medycznej. Ta kłótnia opisana z pierwszej ręki mogałby być ciekawą inspiracją dla jednej sceny w jego sztuce.

(Delta?)

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz