niedziela, 17 grudnia 2023

Od Katarakty - ,,Dorastanie"

-Doma.- Nakrapiana jasna wilczyca truchtając nieporadnie, dogoniła swoją mniejszą siostrę.- Uciekłaś tak szybko z ćwiczeń, że nie zdążyłam zauważyć.
Domael odwróciła się nieśmiało, obejrzawszy się, czy ktoś inny nie patrzy w ich stronę. Całe szczęście reszta szczeniaków nie zawracała sobie na razie nimi głowy. 
- Zawsze tak robię. Wcześniej nigdy cię to jakoś nie interesowało.
Biała zdawała sobie z tego sprawę, ale wolała udawać, że to siostra ją unikała.
- Poczekałabyś na mnie czasami. - Parsknęła.- Myślałam, że nie lubisz wracać sama do domu.
- Bo nie lubię. Ale jeszcze bardziej lubię już tam być, więc im szybciej tym lepiej. - Domael nie podnosiła głowy zbyt często, zawsze trzymając wzrok na granicy ziemi, a czyiś łap.
- Więęęc...dlaczego po prostu nie polecimy?
Ta propozycja mocno zmieszała młodszą, pomimo że skrzydlatą, to wielce wycofaną w kwestii swojego urodzenia. Nic nie odpowiedziała, poszła przed siebie, co Katarka odebrała jako typowego focha. Westchnęła dosadnie i dogoniła znów siostrę.
- Czego ty się wstydzisz? Pokazałabyś, co umiesz zamiast się kryć po kątach. Jesteś szybsza od nas wszystkich razem wziętych i każdy o tym doskonale wie, bo widział. 
Wspomnienie koleżeńskiego wyścigu to nie była najprzyjemniejsza rzecz w pamięci Domael. To miała być tylko niewinna zabawa. Księżyce temu, gdy były dużo mniejsze, jeden z kolegów zaproponował wyścigi. Kwestia skrzydeł nie dyskwalifikowała żadnego uczestnika, gdyż w tak młodym wieku to nie stanowiło większej korzyści. Nawet Smoła ledwo potrafiła wznieść się  na pobliskie drzewo a co dopiero rozpędzać się na płaskiej, bezwietrznej polanie. Ale nawet jeśli wszystkie szczeniaki były już oswojone z widokiem skrzydeł na wilku co nie było znowu takim ewenementem również u dorosłych, to gdy nieśmiała, ale zmobilizowana do wygrania wyścigu Domael, w akcie dopingu, w połowie wyścigu rozwinęła drugą i trzecią parę skrzydełek, do tego czasu ciasno przytulonych do jej boków, zgromadzenie jak jedno ciało wstrzymało oddech. Wadera oczywiście wygrała wyścig, ale wiwatujących było naprawdę niewielu. Smoła jedynie posłała jej pochwalne spojrzenie starszej siostry, inni za to prychneli zmiesmaczeni. To był pierwszy raz, gdy padło określenie ,,mutant”, które szybko się przyjęło, rzucane prześmiewczo w stronę wilczego anioła. Od tego czasu Domael rzadko latała, a już na pewno nie na oczach całej wilczej szkoły. 
Młodsza oddaliła się szybko, nawet nie odwracając się na siostrę, odwdzięczając się tak za wbicie szpilki w jej stargany umysł. 
Obie zniknęły wśród brzozowych zagajników wyrosłych pośród oklapniętych, martwych czepków suchej trawy, zielonkawego mchu i opadłych, burych liści. Ich kroki kruszyły te zamarznięte, słomiane witki, przebite kolcami szronu. Tarcza słońca jakby nigdy nie wzeszła dzisiaj na nieboskłon. Światła było tak mało, że żadna z wilczyc nie rzucała nawet cienia. Domael nie odzywała się słowem, ale Katarce zbyt zależało na pojednaniu i znalezieniu sobie sprzymierzeńca. 
- Myślisz, że kiedyś się odczepią?- Rzuciła pytanie na mróz. 
Siostra nie odpowiedziała od razu. Nie czuła się komfortowo, że Katarakta znowu zaczyna ten temat, ale nie spodziewała się ujęcia go od tej perspektywy. Była zbyt przejęta własnym cierpieniem, by zauważyć, że nie jest w nim jedyna.
- Nie.- Mruknęła. - Nie wydaje mi się.
- Ty się ze mnie nie śmiejesz. Pomimo mojego ogona.
- Bo jesteśmy rodziną, nie mogłabym.- Białej nie podobało się dodatkowe brzmienie jakie kryło się za jej odpowiedzią. Tak jakby tylko dobre wychowanie powstrzymywało ją przed czynem, który uważała za zasadny.
- Co to ma niby znaczyć.- Fuknęła.
- O co ci znowu chodzi?
- Czyli śmieszy cię mój wygląd tak? Jak każdego innego.
- Ty nie miałaś jakoś skrupułów, żeby ZE MNIE się nie śmiać.- Oczy Domael zaskrzyły się bólem.
- Skrzacie...byliśmy dziećmi, to było dawno.- Jej twarz złagodniała
- I znowu to robisz. -Odwróciła się ze szklanymi oczami.- Mogłabym wrócić do domu,
s a m a, bez ciebie niszczącej mnie jeszcze bardziej.
Katarka cofnęła się o pół kroku zdezorientowana. 
- Ty nadal kryjesz złość po tylu latach? Doma, no weź…- zawahała się.- Ja…nie wiem dlaczego ci tak dopiekałam. Teraz na pewno bym tego nie zrobiła.
Domael stała w bezruchu, oglądając śnieg pod swoimi łapami. Jej wyznanie sprawiło, że poczuła się dużo lepiej, ale zmienić swoje nastawienie ze zbolałej na szczęśliwą w jedną chwilę było niemożliwie ciężko.
- Może polecimy resztę drogi.- Biała rozwinęła swoje ogromne skrzydła, chcąc jakoś przerwać niezręczną ciszę.- Tu nikt nie patrzy.
Domael podniosła zdezorientowany wzrok i dłuższa chwila minęła zanim uśmiech wpełzł na jej pyszczek. Jakby wbrew woli, a pomimo tego tak wyzwalający.
- Mówiłaś przed chwilą, że jestem szybsza.
- A sprawdzałaś to ostatnio?- Jedno figlarne spojrzenie wystarczyło, by obie wzbiły się w powietrze. 
- Falstart.- Burknęła Domael, próbując dogonić siostrę.
- Żadne falastart, po prostu zostałaś w tyle!-  Dudnienie wiatru rozchodziło się po lesie z każdym uderzeniem skrzydeł.
Doma machała zawzięcie tylko jedną parą, jednak gdy widok oddalającej się coraz dalej siostry skręcał jej kiszki na kokardkę, dwie pozostałe pary w końcu poczuły powiew wiatru między piórami. Machały naprzemiennie, a ich ruchy uzupełniały się najwzajem w momentach gdy sąsiednie potrzebowały chwili, żeby się podnieść, złożyć i uderzyć ponownie. Nadrobienie odległości do Katarakty było tylko kwestią czasu.
Doma uderzyła z impetem o miękki piasek, rozbijając mały krater, pierwsza na plaży, a biała ze śmiechem wbiła się w plecy siostry, turlając obie na mieliznę.
- Jesteś niemożliwa.- Brązowa otrzepała się ze słonej wody.
- No wiem.- Nie przestawała rechotać, również wstała na cztery łapy. 
Nie chciała jej mówić, że dała jej fory. Nie ten czas, nie ta pora. Liczyła, że jutro siostra może na nią poczeka, a ona sama będzie mogła ukryć szczurzy ogon pod czteroma parami skrzydeł.

koniec

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz