— A kto, twoim zdaniem, jest tym złym? - spytałem, przerywając wilkowi przeciągający się wywód. Na moment zrobiło się na naszej małej polance zupełnie cicho, jakby sama natura zastanawiała się nad dobrą odpowiedzią. Holnir wpierw na sekundę niemalże odruchowo spojrzał mi w oczy, ale ostatecznie podniósł głowę i odparł:
— To zależy. Nic nie jest czarne albo białe. - basior zawiesił znów głos, chcąc przygotować się do pociągnięcia odpowiedzi.
— Dokładniej... jest takie, za jakie wilki je uznają. - odparłem powoli.
— Do czego zmierzasz?
— Muszę powiedzieć, że spotkaliśmy się w idealnym momencie. Słyszałeś już pewnie o ostatnich wydarzeniach.
— Zmiany są nieuchronne.
— Masz pełną rację. - pokiwałem lekko głową. - Można być ich biernym obserwatorem, albo... Kreatorem.
— Cóż można stworzyć z Chaosu?
— Chaos nie tworzy, lecz niszczy. Chaos zmiata z powierzchni ziemi stare, zapadłe dziury, by właśnie na ich miejscu postawić nowe fundamenty.
— Bogacić się kosztem innych? Świetny plan.
— A jak inaczej chciałbyś się wzbogacić, jeśli nie zabierając zdobycz komuś innemu? Nie da się bogactwa stworzyć, ani zniszczyć. Energia... krąży. Po prostu. I ciężkim grzechem jest z niej nie korzystać, gdy nadaży się ku temu okazja.
— Skoro tak mówisz... nie wolałbyś przyłączyć się do tych, którzy mają już materiały i doświadczenie w budowaniu?
— Nie masz pojęcia, co planują. - warknąłem znienacka, udając oburzenie.
— Fakt, nie mam. Może mnie oświecisz? - ciągnął coraz śmielej i z coraz większym zaciekawieniem rudy basior.
— Ogólnie rzecz biorąc... - zawiesiłem tu na moment głos - ...to temat na dłuższą rozmowę. Teraz trzeba działać szybko, w przeciwnym wypadku oberwą wszyscy. Władza nie cofnie się przed niczym, a już na pewno nie z mojego powodu, choćby było to z góry bezsensowne. Bo to juž stare, zakute łby. Rozumiesz?
— Ok, wiem, że są... Wyższe dobra. Za kogo ty mnie masz? Chciałem tylko spytać.
— Ci wszyscy wzorowi obywatele, gotowi do pomocy, na każde zawołanie, kochający ojcowie, żywi aniołowie - uważnie przyglądałem się reakcji wilka, i tym razem nie myliłem się; trafiłem w czuły punkt. - oboje znamy co najmniej jednego. Teoretycznie mają wszelkie predyspozycje, aby zmienić świat na lepsze. A jednak umierają jako podnóżki wielkich czartów, ponieważ nie zostali z natury obdarzeni jedną cechą, władzą, którą posiadają inne jednostki. Mogę cię tego nauczyć.
— Nadal nie rozumiem, dlaczego akurat miałbyś mi pomagać?
— Cóż mam powiedzieć? Co dwie głowy, to nie jedna. Oboje na tym skorzystamy i oboje dostaniemy to, czego pragniemy.
— Dobrze - mruknąłem po chwili wymownego milczenia, płynnie przechodząc do dalszej części dialogu - Tak jak mówilem, nadszedł czas, by większość przemówiła. A by nasz głos nie zlał się w jeden wielki bełkot, potrzebny jej będzie mówca. Ja mam inne sprawy na głowie.
~~~
Ponieważ mieliśmy podobny cel dzisiejszej wędrówki, większość szczegółów planu omówiliśmy w czasie drogi powrotnej. Widziałem w nim jeszcze pewną nieufność, którą jednak na tę chwilę wyparł początkowy entuzjazm i zapał do działania. Poza tym dogadywaliśmy się bez większych problemów. Rozdzieliliśmy się gdzieś pośrodku terenów Jabłoni. Nie chciałem zbyt długo pozostawać na otwartym terenie. Okrążyłem kawałek lasu i wybrałem największą jodłę w okolicy. Powoli wdrapałem się mniej więcej do jednej trzeciej jej wysokości. Dalej stwierdziłem, że nie zniosę więcej wbijających się igieł. Poza tym im niżej, tym szersze miała gałęzie. Ułożyłem się w miarę wygodnie i powiesiłem torbę w zasięgu łapy na jednym z konarów. W ten sposób zapewniłem sobie kamuflaż i po ostatnich męczących dniach wystarczyło, że moje powieki opadły, a już błądziłem w krainie snów.
~~~
~~~
— Witam kierownika! - zawołałem już z daleka, widząc nadchodzące trio z Holnirem na czele. Basior po jego prawicy o śnieżnobiałym futrze upstrzonym czarnymi i brązowymi kropkami niósł w pysku zwisającą bezwładnie, dziobami do siebie, parę gęsi.
— Witamy, witamy! To są Ulryk i Eberis, moi przyjaciele.
— Eothar. Holnir dużo mi o was opowiadał. - odparłem, przybijając łapy przybyłych. - Ale na pewno chętnie sam poznam was bliżej. Siadajcie, rozgośćcie się. - wskazałem im zachęcającym gestem miejsca pod leśnym wykrotem, który niczym parasol odgradzał nas od świata na południu.
— Daj mi tu tę gęś - mruknął rudy basior, wbijając pazury w wiotkie, zakrwawione ciało - Pomyśleliśmy, że nie godzi się rozmawiać o suchym pysku, a Eris jest świetnym pływakiem. - Holnir puścił mi oczko,
— Wspaniale! Mamy sporo do omówienia. - zaznaczyłem, przysuwając oddzielone porcje do przybyszy.
~~~
— Wstawaj.
— Mówiłem wam już, że nic ni...
— Wstawaj, Naloi. - powtórzyłem, nie ukrywając zniecierpliwienia. Odwrócenie uwagi strażników i tak już wiele nas kosztowało, oba cele znajdowały się w sporej odległości od siebie, nie było miejsca na najdrobniejszy błąd.
— Eothar? - rzekł wilk z nieskrywanym zdziwieniem, pływającym jednak po grubej tafli lodu. - Co takiego się stało, że wróciłeś do śledztwa?
— Jeśli będziesz robił dokładnie to, co mówię, ominie ono ciebie i twoją partnerkę wraz ze swoimi wszystkimi nieprzyjemnymi konsekwencjami łańcucha zdarzeń. A teraz wstawaj i biegnij. - zakończyłem stanowczo i odwróciłem się, nie czekając na jego reakcję. I nie zawiodłem się. Wilk, który jeszcze przed chwilą przeciągał się leniwie, metodycznie odstawiając każdą kończynę po kolei, teraz błyskawicznie zerwał się na cztery łapy i wybiegł z groty sprintem, mijając jednego, nieprzytomnego stróża. Już po chwili dorównał mi kroku. Zatrzymaliśmy się conajmniej dwa kilometry dalej. Naloi, dysząc jeszcze, w pozycji leżącej sapnął:
— A jakie będą konsekwencje tego łańcucha zdarzeń? - otarłem łapą grudki mokrej ziemi z pyska, po czym przeniosłem powoli wzrok na towarzysza.
— Śmiertelne - mruknąłem z błyskiem w oku. - Śmiertelnie fortunne! Co się tak drygasz? - zaraz potem zaśmiałem się serdecznie, klepiąc go łapą po łopatce. Basior również próbował się roześmiać, co mu jednak z sercem w gardle słabo wychodziło. - Ale zanim zbierzemy owoce, jest dużo do zrobienia. Idziemy.
— Czy Lipa jest bezpieczna?
— Co? - odwróciłem głowę na moment, by przeanalizować sens tej wypowiedzi.
— Czy moja partnerka jest bezpieczna? - powtórzył stanowczo, jakby była to jedyna istotna sprawa na świecie w tej chwili.
— Ach, tak, jest bezpieczna.
— Gdzie ona jest? Chciałbym z nią porozmawiać. - zasugerował wilk nieco łagodniej.
— I ściągnąć na nią gradobicie pełną gębą? - uciąłem zdecydowanie dyskusję.
— Mówiłeś, że jest bezpieczna. - mruknął basior, mrużąc oczy.
— Owszem. Chyba nie chcesz tego zepsuć? - z ulgą wsłuchałem się w ciszę zaraz po tym zdaniu.
~~~
— Więc... funkcja przewodniczącego, własna kwatera i dostęp do magazynu zbrojeń całą dobę...
— Tak, dla pierwszych członków mamy też podwójne dokładki podczas posiłków. Czy teraz ty masz jakieś pytania?
— Brzmi świetnie. Dlaczego zatem macie tak mało popleczników, Eotharze? Dlaczego nikt inny nie chciał przyjąć tej oferty?
— Och, trochę to pokręciłaś, Tris. Wszyscy ją przyjęli. Po prostu jeszcze jej nie usłyszeli. - równocześnie machnąłem łapą i uniosłem pysk ku górze, dając do zrozumienia, że więcej się w tej chwili nie dowie. - ...Lub już nie żyją. - puściłem waderze oczko.
Ona z trójki sług śmierci została ostatnia i opierała się najdłużej, ale rzecz była tego warta. Gdybym miał na to dość siły, mógłbym z łatwością za pomocą moich mocy zakończyć rozmowę ze zwykłym wilkiem w połowie, na argumencie typu będziesz mógł częściej flirtować ze śmiercią. Jednak wilki na tego typu stanowiskach muszą mieć krew nie jak wino, lecz zmrożony barszcz, by móc skutecznie pozbywać się kłopotliwych osobników. Pod ciężarem związanych z tym wątpliwości, jakich doświadczałby przeciętny wilk, załamałby się zdrowy, niespróchniały pień wiekuistego grabu z samej głębi puszczy. W końcu emocje, nieważne - miłe czy destrukcyjne, choć te drugie w szczególności, mają ogromny wpływ na zdolność do oceniania sytuacji i dobierania do niej adekwatnej reakcji. Jeśli nie jesteś w stanie ich kontrolować, byle złodziejaszek będzie potrafił zagrać ci na nerwach (lub ego czy sercu, w zależności od preferencji). A to oznacza zamianę miejsc morderca-ofiara.
Lecz oni, w przeciwieństwie do mnie, mają coś jeszcze. A może czegoś im brakuje? Czy wiesz, co to jest?
Każdy czasem potrzebuje przerwy od rozpierniczania wszystkiego dookoła.
Nawet ja
CDN
Każdy czasem potrzebuje przerwy od rozpierniczania wszystkiego dookoła.
Nawet ja
CDN
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz