Niebo na zewnątrz jaskini jaśniało, bielało. Straszna noc zanikała we mgle wspomnień. Mrugnąłem ociężale, by rozruszać przyschnięte do powiek gałki oczne i z trudem potoczyłem zmęczonym wzrokiem po pomieszczeniu. Było ciche jak w zwykły, spokojny dzień.
Poruszyłem łapą, unosząc ją sponad zastygłego w leżącej w połowie na boku, a w połowie na grzbiecie, ciała Nymerii. Gdy moje palce wyplątały się ze zobojętniałej sierści, pod palcami poczułem chłód. Obok słabiutkiego oddechu, nieśmiały znak, że wciąż żyła.
Poranek dawał ukojenie. Jawił się jako do cna pusty, gotowy do wypełnienia czymś nowym. Moja głowa, choć ciężka, stała się zupełnie wygłuszona. Moje myśli były niezakłócone. Tylko w pamięci wciąż rozlegał się jednostajny, dokuczliwy szum.
Lekkie kroki, przebijające się przez roślinne ściany, zapowiedziały nadejście głównego medyka. Odwróciłem pysk, dając do zrozumienia, że całym sobą oczekuję na nowe wyzwania, które miała postawić przed nami nadchodząca godzina. Delta szedł pierwszy, w pysku niosąc dwa pokaźnych rozmiarów szczenięta. Tuż za nim podążała Domino z jeszcze jednym noworodkiem. Zanim wydali rozporządzenia, ułożyli żywotne maleństwa w pobliżu chorej, gdzie szybko poczuły się one jak małe rybki w wielkiej wodzie i zaczęły czołgać w poszukiwaniu rozwiązania swoich wielkich, niewinnych kłopotów. Pustego brzucha, chłodu, być może zapachu matki, której w objęciach medyków nie dało się dotknąć już od niepamiętnych czasów.
Patrzyłem na nie jak w malowidło, siedząc zupełnie nieruchomo. Silne jak nigdy, żywe jak nigdy... Tak bardzo chciałem otworzyć przed nimi przestrzeń wystarczająco szeroką dla ich rosnących szybko stópek, posadzić drzewa, które nakarmiłyby ich swymi owocami i znaleźć światło, które oświetliłoby ich młode umysły.
- Jest coraz lepiej - oznajmia Domino. - Istnieje duża szansa, że przeżyją wszystkie trzy.
Podciągnąłem kąciki warg w górę, gestem, który, choć wiele kosztował mnie po nieprzespanej nocy, jako tako wyrażał to, co czułem.
- Musimy zmienić opatrunki. Agreście, pomóż mi odwrócić Nymerię na drugi bok. - Delta przystanął po drugiej stronie wadery i dał mi znak łagodnym skinieniem głowy. Przystąpiłem do działania wraz z nim.
- Będzie lepiej, Agrest. - Wymówił to jak zaklęcie, półgłosem, całkowicie zajęty swoją pracą, a ja popatrzyłem na niego uważniej. Jego wyważone łapy wykonywały kolejne okręgi w powietrzu, zdejmując czarne od krwi, poszarpane bandaże i zakładając nowe. Spod nich nic już nie ciekło. Gdy skończyliśmy, medycy zostawili nas samych, rzucając tylko jakąś drobną wskazówkę na temat moich potrzeb w kwestii snu. Byłem zmęczony, prawda; ale za nic w świecie nie chciało mi się spać.
Nymeria, ja i nasze dzieci.
Wszyscy razem. Było to jednako oczywiste i nie do uwierzenia. Dla mojego zajętego uciążliwym szumem umysłu, wszystko było tego dnia niepojęte... lecz dzień nadal trwał, majowe kwiaty kwitły. Wyglądało na to, że na świecie nic się nie zmieniło. Tylko wilcze życia wciąż kruche i łatwe były do stracenia. Maleńkie życia otwierające się na nowy świat, na równi z tymi większymi, starszymi, jak mniejsze i większe płomyki, w obliczu oceanu po horyzont.
„Żadnym błędnym ruchem nie zniszczymy absolutu”, mówiła niegdyś Nymeria. Przyjmując, że takowy w ogóle istniał. Istnieje. „A jeśli nie, tylko odejmuje to zmartwień o dysproporcję pomiędzy nim, a naszą małością”, mówiła.
Mętlik w głowie. Nie wiedziałem już niczego, a raczej: wciąż nie wiedziałem niczego. Patrząc na nią, tam, osłabioną i śpiącą, czułem, jakby serca nasze leżały obok siebie. Świat wymykał się nam obojgu spod kontroli. Świat wymykał się nam wszystkim spod kontroli. Oto my, wilki, wszyscy tak samo marni; zdawkowe słowa rzucone na wiatr. Rozbrzmiewające szybko i szybko gasnące.
Agrest. Mówię sam do siebie.
Czas odpocząć przez chwilę.
Och, tak. Dajcie mi odpocząć, zanim przejdę do dalszej części naszej opowieści. Ciężko jest opowiadać o niektórych rzeczach. Nawet, jeśli dziś w moich uszach rozlega się już tylko cisza, wspomnienie łoskotu tamtych dni chwilami jest wyraźniejsze niż mój własny głos. Potem usłyszycie co dalej, bo jest jeszcze trochę do opowiedzenia.
< Nymerio? >
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz