Nie bardzo mnie to z resztą obchodziło. Wzrok mój wbity był w tylko jeden punkt. W zamknięte na zawsze oczy wilka. Głębokie i błękitne, od dzisiaj nieistniejące.
- Oleandrze? - ktoś prawie bezgłośnie szepnął i w ostatnim tchnieniu dnia, który odszedł wraz z Berylem, ujrzałem drobny cień stojącego za mną stworzenia.
- Co się stało? - nie odwróciłem się, przymykając ze smutkiem oczy.
- Czemu siedzisz tutaj?
- Zastanawiam się, jak teraz będzie. Co mam zrobić.
- Pomożemy ci. Nie zostajesz sam.
- Czy to nie dziwne, że umarł właśnie teraz? - zapytałem, w zasadzie nie wiedząc, po co.
- Nie. Wszyscy umrzemy, a to był dzień, w którym miał umrzeć Beryl - powiedział Mundur łamiącym się głosem.
- Nie chcę zostać zupełnie sam...
- Pamiętam, jak jego ojciec był tak młody jak ty.
- A ojciec jego ojca? - mruknąłem beznamiętnie.
- To już nie moje czasy. Obawiam się, że urodziłem się zaraz po tym, jak umarł. Mogę powiedzieć ci jedynie, że i Beryl, i Hiacynt, i Narcyz, i wszystkie inne wilki z WSC i za całego świata mają, lub miały myśli, marzenia, dążyły do celu, a później i tak wszyscy umrą. A jedyne co po nich pozostanie, to wspomnienia bliskich i to, co zrobili dla świata. Jeśli jedyne, co myślą o nich żyjący to zło, a jedyne, co robili, było złe, widocznie nie byli nigdy więcej warci, niż zeschnięte drzewo, które straciło całe swoje znaczenie.
Wyszedłem przed jaskinię, nie mając nawet pojęcia, co stanie się z ciałem poprzedniego samca alfa. Od dzisiaj tylko martwego wilka, który odszedł w nieznane, którego już zawsze będę dobrze wspominać.
Maxa nie było w pobliżu.
Maxa nie było w pobliżu.
< Max? >
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz