Z dość wielką niepewnością zaczęliśmy podchodzić do "tego czegoś" leżącego pod krzakiem. Z każdym krokiem robiło mi się ciężej na barkach, jakby to powiedzieć... jakby niepewność naciskała na moje nerwy. W końcu stanęliśmy przed krzakami. Wymieniliśmy się stanowczymi spojrzeniami po czym powoli odkryłam gałęzie zasłaniające posturę osobnika. Kiedy już to zrobiłam zrobiło mi się lżej. Jak się okazało był to ranny wilk, a przynajmniej wygląd miał podobny do wilka gdyż nosił obrożę na szyi
-Pies..? - Beryl skrzywił się z niedowierzania
-Nie, to znaczy.. sama nie wiem - Pokręciłam niepewnie głową
-W takim razie, kto? - Spojrzał się na mnie
Zaraz po słowach Beryla ciało poruszyło się a z pyska owego stworzenia wyleciała krew. Z zaskoczenia odsunęłam się kawałek powtórnie zakrywając go gałęziami
-Trzeba go stamtąd wydostać - Powiedział po czym uchylił się ku ciału
Chwilę potem postura niby wilka leżała na otwartej przestrzeni przez co mogliśmy łatwo go obejrzeć. Niby wilk (tak go będę zwała) był prawie że cały we krwi. Przez jego klatkę piersiową przechodziła włócznią
Choć by się mogło wydawać, że nie żyje to było całkiem odwrotnie. Jeszcze oddychał, ociężale ale oddychał. Po krótkiej chwili otworzył oko i spojrzał się na nas. Chwile tak trwał po czym poprawił głowę i zaskomlał powtórnie zamykając oko
-Pomożemy mu? - Spytałam nie zrywając oczu z Niby wilka
-Czemu by nie. W końcu, raczej nic nie zrobi - Beryl wzruszył ramionami podchodząc bliżej do Niby wilka
Po chwili wziął go na swoje barki a następnie ruszyliśmy z powrotem do watahy. Kiedy w końcu doszliśmy do lecznicy odstawiliśmy go tam a następnie wyszliśmy przed jamę w której owa lecznica się znajdywała. Wtedy Beryl rozpoczął rozmowę...
<Beryl?>
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz