Biegłem przed siebie,niczym wicher. Co prawda, moje nadzieje że Jenny nie zauważy że mnie nie ma, były płonne, jednak było za późno żeby się zatrzymać... zniknąłem w głębinie krzaków, by pojawić się po ich drugiej stronie. Po tej drugiej stronie... nie było nikogo.
- Hmmm... - przekrzywiłem głowę - spodziewałem się czegoś innego.
Po czym wróciłem do Jenny.
- Jenny... - zapytałem - dlaczego tak bardzo nie chciałaś, żebym zobaczył czy coś tam jest? - skończyłem podejrzliwie.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz