sobota, 25 stycznia 2025

Od Pinezki – "Plaga Nagiego Serca: Pacjent Zero" (AU) cz.2

Choć Xivo mówiło o tajemniczym przybyszu jako ofierze zero, to Szalce ostatecznie został przyznany ten tytuł. Biedaczka nie miała nawet czasu wypłakać z siebie emocje po nieprzyjemnym spotkaniu.

Wszystko zaczęło się od podniesionej temperatury, czyli tak samo, jak rozpoczyna się każda infekcja. Szalka narzekała na nieznośny ból głowy, jakby coś rozpychało ją od środka, wręcz próbowało z niej wyjść. Nikt nie przyłożył do tego szczególnej uwagi, ot, zwykła choroba, jednak ilekroć Pinezka widziała Xivo, ono wspominało ponuro o swoich podejrzeniach i przekonywało ją, że to początek końca.

Potem groźby wilcza stały się bardziej realistyczne. Szalka zaczęła ciągle żalić się w jaskini medycznej, że piecze ją klatka piersiowa. Delta nie potrafił wymyślić, co mogło być źródłem takich objawów. Podawał waderze leki przeciwbólowe, przynajmniej tak długo, jak było to możliwe. Potem Szalka musiała radzić sobie sama, jednak patrząc na to, że objawy nie chciały ustąpić, Pinezka poczęła szczerze wierzyć w słowa młodszego brata.

To były ostatnie wieści na temat dobrostanu Szalki, przez kolejne kilka dni, może nawet dwa tygodnie, Pinia nic o niej nie słyszała. Z ciekawości była nawet zapytać Deltę, czy coś wie, ale stary medyk tylko ją zbył, zbyt zajęty jakimś wilkiem z odmrożeniami. Xivo też od niej nie słyszało, ale było zbyt czymś zajęte. Nie wiadomo, czym, po prostu powiedziało, że nie ma czasu rozmawiać. I w ogóle Pinezka powinna trzymać się od nieno z dala, a nie cały czas się z niem kontaktować. To było nierozsądne, wilczę mówiło. Przecież wiesz, czym to grozi.

Podobno już wszyscy i tak jesteśmy w dupie, cisnęło się na usta Citlali, ale postanowiła przemilczeć decyzję rodzeństwa. Zamiast tego wypełniała swoje obowiązki strażniczki, polowała, opiekowała się Yolotlem, zwyczajnie starała się czymś zająć i zapomnieć o Szalce oraz ostrzeżeniach Xiva. Jeno teoria i tak nie powinna się sprawdzić.

Szkoda, że ta teoria zdążyła obrócić się w piach, zanim na dobre zakorzeniła się w sercu Pinezki.

Przybył po nią Xochicoatl, goniec, z którym znała się jedynie z widzenia. Częściej kontaktował się z nią Hiekka, ale najwyraźniej tym razem nie jemu przypisano misję. Wraz z białą waderą sprowadzony został Luka, drugi z trzech funkcjonujących strażników. Sprawa musiała być całkiem poważna, choć zazwyczaj przecież wilki radziły sobie same. Po co byli potrzebni aż dwaj strażnicy? Co takiego się stało?

Nere’e pożałowała swoich pytań bardzo szybko.

Xochi zaprowadził ich do miejsca, gdzie próbowała dojść do siebie Szalka. Była odizolowana przez długi czas, aż w końcu ktoś przyszedł sprawdzić, czy jeszcze żyje, bo bardzo długo się z nikim nie kontaktowała. Ta odważna osoba z pewnością nie spodziewała się widoku, który na nią czekał, ale nie spodziewali się tego też Pinezka i Luka. Sam Xochi wydawał się zaskoczony po dotarciu na miejsce, jakby najpierw usłyszał komendę, a dopiero teraz miał okazję zobaczyć powód, dla którego ją dostał.

To, co zastali, z grubsza pokrywało się z opisem istoty, którą spotkało Xivo podczas patrolu. Przypominało jeszcze Szalkę, miało resztki jej brązowego futra, a także strzępy włosów, choć teraz brakowało zgrabnie zaplecionego warkocza. Gałki oczne niemal całkowicie sczerniały, jednak wciąż widoczna była oliwkowa zieleń. Pysk był już zdeformowany, rozdzielony na pół, wykrzywiony w grymasie bólu, a uszy sterczały ku górze, nieruchome i smukłe, niczym małe, płaskie rogi. Niegdyś całkiem jędrne, a teraz chude ciało dotknęła kacheksja z pewnością spowodowana głodówką. Nogi wydłużyły się, do tego wyglądały, jakby zostały połamane w kilku miejscach, jednak Szalka poruszała nimi bez problemu. Złamania musiały być w takim razie dodatkowymi stawami.

Na środku klatki piersiowej widniała rana ciągnąca się idealnie po linii środkowej ciała, a z niej wyciekała dziwnie rzadka pomimo ciemnego koloru krew. Po zapachu Pinezka nie miała wątpliwości, że była to krew, choć ciecz pachniała w dużej mierze chorobą i zepsuciem.

Kawałek od zdeformowanej Szalki leżała Flora, która sama musiała być ranna, sądząc po czerwonej plamie na śniegu wokół niej. Pinezka poprosiła Lukę, by trzymał oko na bestię, jednocześnie trzymając się od niej z daleka, podczas gdy wadera poleciała zająć się starą medyczką.

– Flora? Słyszysz mnie? Co się stało? – Citlali w tym momencie próbowała sobie przypomnieć wszystkie porady, jakie przekazali jej jej ojciec, Tia i Xivo, dotyczące pierwszej pomocy.

– Chciałam odwiedzić Szalkę, żeby zobaczyć, jak się miewa. – Emerytka ledwo mogła oddychać, ale była zdeterminowana, żeby odpowiedzieć na pytania. – Zobaczyłam to… coś i poprosiłam Xochicoatla, żeby przyprowadził jakichś strażników. Spróbowałam podejść bliżej, zobaczyć, czy Szalka mnie rozpozna, czy mogę jej jakoś pomóc, a ona… ona mnie ugryzła. – Flora podniosła łapę, by pokazać ugryzienie wycelowane w bok. – Nie rozumiem, co się stało.

– Nie powinnaś była do niej podchodzić. Musimy cię zabrać do jaskini medycznej.

Pinezka rozejrzała się dookoła. Szalka się nie ruszała, choć oczami nieustannie podążała za białą, co dodawało jej jeszcze bardziej przerażającej aury, zważając na to, że nie mrugała. Było też słychać szloch, choć bardzo zniekształcony i ledwo wyłapywalny. Ten bezruch nie oznaczał, że bezpiecznie było zostawić chorą bez nadzoru.

Może zdąży wrócić, zanim stanie się coś też Luce. Szalka zaatakowała Florę, dopiero gdy ta się do niej zbliżyła.

– Xochi, choć tu – zarządziła w końcu. – Tylko powoli. Pomożesz mi zaprowadzić Florę do Delty. Ty, Luka, zostań i miej na nią oko. – Ruchem głowy wskazała Szalkę. – Pod żadnym pozorem się do niej nie zbliżaj, a jakby sama zaczęła się ruszać, uciekaj od niej. Ale tylko tyle, by nie stracić z niej oczu. Zwołam kilku szeregowców i spróbujemy przetransportować ją do jakiejś odizolowanej jaskini, by tam ją zamknąć. Nic innego nie jesteśmy w stanie zrobić.

– Niee…

Niewyraźny głos brązowej wadery zjeżył włos na karkach wszystkich zgromadzonych. Po policzku dawnej Szalki spływała łza, w jej oczach tkwił strach i ból. Była przerażająco wilcza w swojej potworności. Pinezka przełknęła ślinę. Może powinni uwolnić ją od cierpienia, zamiast ją zamykać i zostawiać na powolną śmierć.

Nie. Nie, to nie było rozsądne. Zaatakowała Florę, zaatakuje też innych, którzy za bardzo się zbliżą. Poza tym wilki umieją zabijać tylko zębami, a jakikolwiek kontakt z krwią chorej spowoduje rozniesienie choroby dalej. Flora już była prawdopodobnie chora, ale dopóki nie pojawiły się żadne objawy, reszta watahy miała obowiązek jej pomóc. Nie mogli się tak po prostu na niej poddać przez zwykłe “prawdopodobnie”.

Po kolei. Wszystko po kolei. Najpierw zabierze się Florę do jaskini medycznej, potem zaprowadzi się Szalkę do jakiejś roboczej izolatki. Może nawet nie roboczej, może zrobią tam izolatkę na stałe i będą tam wkładać każdego, kto wykazuje objawy tej przedziwnej choroby. O ile nauczą się, jakie są te objawy.

Xochicoatl i Pinezka podnieśli wspólnie Florę i ostrożnie zaczęli prowadzić ją do jaskini medycznej, podczas gdy spłoszony Luka starał się zachować spokój. Szalka wciąż tkwiła bez chociażby drgnięcia, jedynymi śladami życia pozostawały ledwo widoczne oddechy i ruch oczu uparcie podążających za wilkami. Strażniczka nie mogła pozbyć się myśli, że coś złego się stanie i ta akcja nie zakończy się pomyślnie. Coś się zepsuje. Czymkolwiek Szalka się stała, było to cholernie groźnym drapieżnikiem. Informowały Pinię o tym wszystkie zwierzęce zmysły.

Z niechęcią zostawiała Lukę samego z bestią. Próbowała się pocieszać, że gdy tylko odstawią Florę do medyka, od razu przyleci z powrotem wraz z grupą szeregowców i zrobią coś z biedną Szalką. Ale ile mogło zająć samo zaprowadzenie rannej Flory? Ile czasu mogła szukać wystarczającej grupy ochotników? Mogłoby być już za późno. Ale w tym czymś były jeszcze resztki Szalki, a ona nie zabiłaby swojego. Mogła zaatakować Florę z bólu i strachu, ale nie miała na celu zabicia starej medyczki. To nie skończy się niczym złym.

Z tym że ledwo odeszli od Szalki i Luki na tyle daleko, by dwie grupy się nawzajem nie widziały i Pinezka usłyszała wrzask basiora. Wrzask pełen przerażenia. Poruszona emocjami, wzleciała w górę, zostawiając Florę z Xochim, przyglądając się, co się stało. Ze swojej pozycji widziała, że Szalka nie zbliżyła się do Luki, ale z jakiegoś powodu czarny wilk odsunął się od niej i wycierał twarz w śnieg.

O nie.

Citlali wylądowała obok Luki, stojąc bokiem na tyle, by Szalka nie mogła jej opluć, ale jednocześnie by mutantka była na widoku. W śniegu, w który przed chwilą wycierał się basior, widniały ciemnoczerwone, wręcz niemal czarne plamy. Strażniczka je powąchała. Zgnilizna i choroba, dokładnie to, czym według Xiva pachniała przybyła ofiara choroby. Luka wcierał łapami śnieg w futro, by pozbyć się resztek posoki.

– Kurwa. Najpierw otworzyła jej się rana na piersi, a zaraz po tym napluła we mnie tym czymś. Wszystko za szybko, żeby zareagować.

Biała odwróciła się na szybko, by zerknąć na bestię i faktycznie, klatka piersiowa była otwarta, a w środku widniało ledwo bijące serce. Po krawędziach dziury spływała zepsuta posoka, dokładnie taka sama jak ta, co wylądowała na twarzy basiora. Zanim Szalka zdążyła wycelować i w Nere’e, wadera schowała głowę.

– Mogłam cię nie zostawiać – wymamrotała, pomagając Luce w ścieraniu śmierdzących glutów.

– Chuj, według Xiva i tak jesteśmy martwi. – Strażnik zdawał się zaskakująco pogodzony z zaistniałą sytuacją, jakby wizja przemienienia się w takie coś go nie przerażała. – Przemienienie się zajęło Szalce z trzy tygodnie, ale z tego, co wiem, Xiv nie przejawia objawów. Jakby było odporne.

– Xiv przybyło z zaświatów, to może go chronić.

– Czyli wszyscy jesteśmy martwi z wyjątkiem nieno. Świetnie.

– Ono od początku jest w teorii martwe.

– Nie w oczach wszystkich dookoła.

Pinia zamilkła, nie mając już nic do dodania do rozmowy. Usłyszała za sobą jakieś posapywanie, jednak bardzo nie chciała się dowiedzieć, co jest jego powodem, więc pociągnęła Lukę za sobą i opuścili otoczoną skałami polanę. Basior westchnął.

– To co, izolatka, żebym nie zarażał dalej?

Ponure poczucie humoru nie zadziałało i obydwoje pozostali chmurni. Cała ta sytuacja wydawała się tak paskudnie nierealistyczna, wilki zmieniające się w mutanty, zgniła, płynąca krew, zapach choroby roznoszący się w powietrzu. Ile wilków stracą, zanim uda się to opanować? Czy wystarczyło wsadzić każdego, kto miał kontakt ze zgniłą posoką do izolatki i poczekać, aż umrze w męczarniach, żeby powstrzymać plagę? Xivo by wiedziało, choć patrząc na jeno ostatnią fiksację, zaprzeczyłoby tym domysłom.

– Gdy już mnie zamkniecie, zostawcie mi nóż albo sznur. Wolę umrzeć niż zmienić się w to coś.

Pinezka tylko w milczeniu kiwnęła głową, ledwo rejestrując wypowiedziane słowa.

CDN

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz