Nowiny obiegły watahę w zadziwiająco szybkim tempie. Oczywiście, powinno się tak stać, biorąc pod uwagę, że treścią owych nowin było pojawienie się tajemniczego wilka na terenie WSC. Dla osób, które go znalazły, dzień ten został wyjęty żywcem z horroru, a przynajmniej tak sobie opowiadano.
Znalazło go Xivo podróżujące wtedy z Szalką, więc Pinezka, wciąż niedowierzająca pogłoskom, mogła usłyszeć wersję z pierwszych ust. Jeszcze przez długi czas uważała, że jej młodszy brat wymyślał, ale widząc przerażenie w żółtych – niegdyś znanych w innej, ciągle opanowanej twarzy – oczach oraz trzęsące się w niekontrolowanym odruchu ciało, zdołała bezpowrotnie zmienić zdanie. Teraz nikt nie mógłby jej przekonać, że jej braciszek zmyśla.
Podobno dzień zaczął się spokojnie. Ratownik z pomocniczką udali się na zwyczajowe obchody w poszukiwaniu możliwych rannych. Xivo służyło w ratownictwie samo, więc chętnie przyjmowało pomoc, gdy takowa nawinęła się pod łapę. Szalka bardzo chciała mieć jakieś zajęcie, ale nie była to na tyle ważna część historii, by atramentowe wilczę ją rozszerzyło ponad to. Chodząc i węsząc, wywietrzyli woń krwi, a po kilku krótkich chwilach znaleźli również czerwone ślady na śniegu, stanowiące o wiele lepszy trop do podążania. Podobno wtedy oboje zauważyli, że coś jest nie tak. Krew pachniała zepsuciem, a ślady były ciemne, jakby kapała tam stara posoka. Jednocześnie oba tropy były zdecydowanie świeże, szczególnie łapy odciśnięte w miękkim śniegu.
– Też masz wrażenie, że krzywo chodzi? Ma strasznie nierówne kroki…
– Może mieć problemy z nogami – odpowiedziało pomocniczce Xivo. – Więc moim obowiązkiem jest go zaprowadzić do jaskini medycznej.
Szalka przytaknęła, już wtedy niepewna, czy podejmują właściwe kroki. Choć nic nie mówiła, na jej twarzy jaskrawo malował się niepokój.
Podczas opowiadania Pinezce historii, Xivo w tym miejscu się rozpłakało, biadoląc do niebios, że powinno było posłuchać swojego instynktu. Waderze ciężko było no uspokoić, ale na szczęście słowa otuchy zadziałały i wilczę kontynuowało.
Zgodnie z etycznymi zasadami ekipy medycznej, ratownik podążał za śladami potencjalnie rannego wilka. Ba, nawet nie potencjalnie. Coś zdecydowanie było nie tak. Kroki były nierówne, niesymetryczne, powłóczyste, jakby wszystkie cztery łapy były połamane albo zdeformowane w inny sposób. Atramentowe wilczę przełknęło ślinę, starając się wraz z nią przełknąć narastający w gardle lęk. To mogły być tylko deformacje od urodzenia.
Jednak nie tłumaczyło to wiszącej w powietrzu gęstej, duszącej atmosfery, powodującej natłok myśli i aktywującej reakcję „Walka albo ucieczka”. Jakby dwójkę obserwował paskudnie niebezpieczny drapieżnik, albo zbliżała się nieunikniona klęska żywiołowa. Albo po prostu miała spaść na nich Śmierć w najczystszej postaci. Nawet nie w postaci Satrni, po prostu Śmierć, czysta i pierwotna.
Pomimo nawoływań swoich instynktów, kontynuowali do przodu, nieprzygotowani na to, co ich czekało na końcu tropu.
❛ ━━・❪ × ❫ ・━━ ❜
Stworzenie, które znaleźli, ciężko nazwać było wilkiem, choć do żadnego innego gatunku również nie można było go przypisać. Brakowało mu całkowicie futra, naga skóra owijała ciasno szkielet, ukazując wszystkie kości, jakie istniały w wilczym ciele. Posiadało wilczą kufę, ale podzieloną na pół tak, że otwierała się w cztery strony, a zęby w niej były tak długie i krzywe, że nie mieściły się w ustach. Nosa brakowało, w jego miejscu ział otwór prosto do jamy nosowej. Oczy były całkowicie czarne i gdyby nie biała kropka czegoś, co prawdopodobnie było źrenicą, Xivo podejrzewałoby, że gałek ocznych to coś nie miało. Uszy wąskie, sztywne, tkwiły nieruchomo na głowie niczym dwa mięsne kolce albo rogi diabła.
Nogi. Te cholerne nogi. Długie, zdeformowane, posiadające patologicznie dużą ilość stawów, choć żaden z nich nie był złamaniem. Żadna kończyna też nie posiadała takiej samej ilości zgięć. Wszystkie zaś były zakończone talonami, których nie powstydziłby się dorosły orzeł. Były tak wyolbrzymione, że nie mieściły się wcale w palcach.
Gdy potwór odwrócił się w stronę wilków, ratownik zobaczył coś, co zmroziło mu ostatki płynnej krwi w żyłach. Szalka gdzieś obok wrzasnęła z przerażenia, ale Xivo nie zwróciło na to najmniejszej uwagi.
Skóra na klatce piersiowej była rozerwana, a dziura ujawniała ledwo bijące, zgniłe serce i jeszcze bardziej zgniłe, niemrawo poruszające się płuca. To z tej dziury kapała zepsuta posoka, stara i ciemna, a jednocześnie wciąż płynąca. Krople spływały po krawędziach rany, kumulując się w jej najniższym punkcie, po czym grawitacja zmuszała je do odczepienia się od ciała i upadnięcia na biały śnieg.
Stworzenie patrzyło na nich w milczeniu, wzrok wypełniony nie tylko bólem, ale i wściekłością, dlaczego wszechświat pozwolił mu tak cierpieć. Pysk otwierał się i zamykał, jakby jakieś dźwięki miały się z niego wydostać, jednak milczenie nie zostało przerwane, może z wyjątkiem niepowstrzymanego szlochania Szalki, u której przerażenie wzięło całkowitą górę. Xivo było bardziej opanowane, jako że w zaświatach zdarzały się spotkania z tego typu demonami i widok nie był nu tak bardzo obcy. Co jednak no martwiło to zapach stwora. Nie pachniał śmiercią. Nie był demonem. Zamiast tego bił od niego duszący swąd choroby. To coś było chore. Te wszystkie patologie spowodowane były chorobą. Jako wilczę władające żywiołem śmierci i jednocześnie ratownik, Xivo nie miało co do tego żadnych wątpliwości.
To właśnie to spowodowało u nieno wybuch paraliżującego strachu.
Nie odwróciło wzroku, gdy pokraka zaczęła się do nich zbliżać, nawet nie potrafiło mrugnąć. Pewnie w końcu by się ruszyło, ale zanim zdążyło to nastąpić, potwór się zatrzymał, wrzasnął skrzekliwie niczym cierpiąca sroka, co przeszyło unieruchomione wilki wskroś, po czym opluł je gęstą, zepsutą krwią. Niemal czarne kropki wylądowały na twarzach, wdarły się do oczu, pokryły usta. Xivo poczuło smak zgnilizny. Choroby. Cierpienia. Nadchodzącej śmierci.
Istota padła nieruchoma na ziemię. Nawet atramentowe wilczę nie potrafiło ocenić, czy była martwa. Po prostu trwało w bezruchu, czując na twarzy brud. Szalka gdzieś obok ścierała to z siebie łapami i śniegiem, wciąż popłakując. Próbowała coś powiedzieć, ale szloch blokował jej słowa. Zresztą Xivo i tak by jej w obecnym stanie nie usłyszało.
❛ ━━・❪ × ❫ ・━━ ❜
Pinezka słuchała tej historii z sierścią sztywno najeżoną na karku. Znała swojego brata i wiedziała, że nie potrafił tak dobrze grać, dlatego w pełni mu wierzyła. Zresztą, odkąd powiedział o zapachu choroby, strażniczka wyraźnie czuła ją bijącą od basiora. Uparcie żywiła nadzieję, że były to pozostałości po posoce, a nie samo Xiv.
– Jaka jest szansa, że ta… choroba jest zaraźliwa? – zapytała w końcu, choć szybko pożałowała swojej odwagi.
Xivo spojrzało na nią z trudną do opisania emocją, która jasno wskazywała, że na jakąkolwiek nadzieję już, niestety, za późno. Jeszcze kilka minut temu złote oczy zostały całkowicie wyprane z koloru.
– Porównując to, co widziałom w swoich podróżach poza ciałem? Jesteśmy w czarnej dupie. To kurestwo już się zaczęło roznosić.
– Nie wiesz nawet, w jaki sposób się roznosi. – Pinezka starała się walczyć. – Może to być tylko krew.
– I ślina. I droga kropelkowa. Ofiary mogą być trzymane przez patogen przy życiu tak długo, jak nie znajdą kogoś do zarażenia. – Usta Xiva były zasłonięte chustą, ale mięśnie wokół jeno oczu były wystarczająco spięte, by świadczyć o narastającym stresie. – Zwierzęta, które miały kontakt z krwią, mogą być nosicielami i możemy się zarazić poprzez polowanie na nie. – Wilczę wzięło głęboki oddech. – Widziałom takie infekcje w innych światach. Widziałom chodzących zmarłych pokrytych grzybami. Zdeformowane, umierające na stojąco kucyki ze skostniałymi naroślami na czole przypominającymi rogi i opierzonymi podróbkami skrzydeł. Zgniliznę pożerającą swoje ofiary żywcem. Nikt się przed tym nie uratował. Nikt. Cywilizacje dotknięte tymi infekcjami upadły, zdmuchnięte niczym płomień świeczki. Naprawdę myślisz, że nas to oszczędzi?
No patrząc na twoją ekscytację, to nie, pomyślała gorzko Citlali. Wciąż chciała wierzyć, że wszystko będzie dobrze, ale wzrok Xiva na to nie pozwalał. No ale przecież to niemożliwe, żeby jakaś dziwna, domniemana choroba wybiła całą watahę wilków, szczególnie tak wielką jak Wataha Srebrnego Chabra.
Prawda?
CDN
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz