Wstawanie co rano jest bardzo nieprzyjemną rutyną, która jednak jest wymagana od wszystkiego co chodzi i oddycha. I tak wstałem, z kacem koszmarniejszym niż miałem w ciągu ostatniego tygodnia, bo dwa tygodnie temu miałem gorszy, i tak pomyślałem że możnaby odwiedzić watahę. Nadal mam focha, ale to nie znaczy że nie mogę się tam pojawić. Pewnie spotkam po dordze Misunga. Zaskakująco dobrze się z nim konwersuje na różne tematy, chociaż ciężko go pojąć, bo pierdzieli od rzeczy tym swoim poetyckim językiem czy innymi hieroglifami, ale i tak. To lepsza interakcja niż ja mówiący do siebie po dobrze zachlanej nocy w gospodzie.
W watasze przywitała mnie woń taka sama jak w każdej innej. Jebie wilkiem, nic nowego. Spotkałem po drodze Miodełkę, ale ona tylko rzuciła mi krzywe spojrzenie i poszła w swoją drogę. Odnoszę czasem wrażenie że ona to mnie jednak nie lubi. Ale niech tak będzie. Jak będzie chciała dzieci to jej nie odmówię. Spotkałem też tego Elzebuba, z tą czapą na łbie. Eliaza? Emuza? Eilert! Właśnie. Takie dziwne imię, nie do zapamiętania. Ale to nie ma zamczenia. Przez chwilę pohadałem z Misungiem jak onbiecane i on mi opowiedział o Szkliwie i Kwace. Naprawdę tragedia. Doprawdy. Nie zasłużyła. To powinien być on. Szkliwo powinien był zdechnąć, a nie ona! Nie zasłużyła! Życie jest niesprawiedliwe. Już się z nią nie pogodzę. Nie powiem jej że jest mi przykro że to wszystko tak wyszło i że chciałbym naprawić tą relację. Że kochałem ją może trochę bardziej niż pijawka kocha swoje ciało, które ja nosi i karmi. Że chciałem być przy niej, może nawet z nią. Jaka szkoda. Jej dzieci widziałem tylko z daleka, a wtedy przyuważył mnie też Agrest. Ten stary wilk znowu miał dla mnie robotę! Dla mnie! Oburzające, ale jak odmówić komuś tak negocjującemu. Więc znowu. Musiałem znaleźć polankę tutaj, a jaka lepsza niż ta Szkliwa... i Kawki. Jak tak czekałem aż Szkliwo się wyniesie w pizdu, spotkałem Mezularię. Wariatka, powiadam wam, wariatka. Z wilkiem chodzi za łapkę jak z małżonkiem. Obrzydliwe! ... Powinno być prawda? A jednak jakoś mnie tak w sercu kole, że to wcale nie tak, i że ja też powinienem mieć kogoś takiego, blisko, do serca własnego. Kochać i być kochanym, a nie... To zależne i powierzchowne kochanie jakie wszyscy wokół mu dają. Nie jego kochają, a to co ma do zaoferowania. Skrzydła i dziób, mowę, a za to tylko zapłata w jedzeniu i spaniu. Przykro tak jak każdy wokół znajduje miejsce swoje w tym świecie, a ja sam. Sam jakby przeklęty, eh. Mezularia jednak wiedziała w czyje łapy spaść przy tych swoich lądowaniach. Szkliwo wiedział, że warto walczyć o Kawkę. Misung znalazł sobie pannę większą od siebie o 4 razy. Farciarz. No i tylko Eilert sam, ale jak długo? Kto wie.
No i może jeszcze puchło. To samo obok którego się ułożyłem do snu, dziwnie melanholijny i smutny. To nie w moim stylu, muszę to zapić.
CDN
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz