Poranny spokój i moje śniadanie przerwał głośny dźwięk łamania się gałęzi i uderzania o ziemię. Dopiero po chwili zorientowałem się, że przede mną leży nie znana mi wilczyca. Koszmar przez chwilę nieudolnie próbował powstrzymać śmiech, jednak po chwili śmiał się tak głośno, że aż dzwoniło mi w uszach.
— Cicho… — Warknąłem pod nosem, tak aby obca wilczyca tego nie usłyszała. Mój towarzysz jednak nie posłuchał. Zepchnąłem go na drugi plan i wstałem. Powoli podszedłem do nieznajomej.
— Dzień Dobry? Potrzebuje pani może…. Pomocy? — Zapytałem grzecznie. ,,Dureń” Burknął Koszmar, chyba zawiedziony moim zachowaniem.
— Sam jesteś durniem. — Szepnąłem tak cicho, aby Czarna Wadera tego nie usłyszała.
— Nie potrzebuję pomocy, szczeniaku. — Warknęła Latająca Wilczyca, którą właśnie tak ochrzciłem w mojej głowie, na co Koszmar zachichotał. Z jej tonu wywnioskowałem, że nie przepada za dziećmi, a co za tym idzie za mną.
— Wybacz, nie chciałem Pani urazić. — Powiedziałem, cofając się na moje wcześniejsze miejsce. Wilczyca tylko obrzuciła mnie niezbyt przyjaznym spojrzeniem. ,,Na Twój ogon, chyba tylko Twoja matka była od niej wredniejsza.” Mruknął Mój jakże wspaniały towarzysz. Nie chciałem tego komentować.
— Może… Może się Pani przedstawi? — Zapytałem cicho. Coś mi mówiło, że właśnie podjąłem wręcz ogromne ryzyko. Miałem jednak nadzieję, że nie rzuci się na mnie, wydawała się ciekawą personą.
< Falvie? >
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz