wtorek, 27 grudnia 2022

Od Cykorii CD Piwonii - "Wrzesion" cz.3

 Umrę

Pomyślałam, patrząc na rozrywaną przez niezmierzone pokłady energii nową koleżankę. Mimo jakże krótkiej znajomości, zaczynałam kwestionować swoje wszelkie wybory życiowe prowadzące do tego momentu. Co prawda lepsze to, niż nie do końca zrozumiałe bluzgi i błyskanie kłami, ale ile da się wytrzymać w takim jazgocie? Można by dojść do wniosku, że Piwonia, jak się przedstawiła, otrzymała od losu możliwość wokalizowania myśli za nas obie. Niestety równowaga w przyrodzie została widocznie zachowana wysuszając do połowy strumień jej myśli, który teraz zdawał się zatrzymywać na coraz większych głazach, które z trudem przychodziło mu pokonać.

Kiwnęłam głową, co moja towarzyszka ledwo zdążyła zarejestrować, gdyż już kłusowała w sobie tylko znanym kierunku. Westchnęłam cicho. Sama zgotowałam sobie taki los. Z drugiej strony, jakie ja miałam prawo narzekać? Ta wilczyca nie znała mnie kompletnie, a już zdążyła zaproponować mi jedzenie, towarzystwo i mimo trudności w komunikacji, odgadła moje imię.

Przynajmniej tyle.

We względnym spokoju spożywałam swoją zdobycz, obserwując brązową kulkę futra tarzającą się w wodzie. Nie do końca rozumiałam jej podejście do życia, ale nie poddawałam w wątpliwość jej metod. Najwidoczniej do tej pory się sprawdzały, co uważałam za najważniejsze. W końcu to wynik, a nie obrana strategia liczy się najbardziej. Mimo, że teoretycznie jedno wpływa na drugie...

— Masz. Pasują ci takie? Mogę złapać jeszcze więcej, oczywiście jeśli chcesz!

Czy ja naprawdę jeszcze wczoraj skarżyłam się na ciszę? Dzisiaj to jedyne, czego pragnę.

Wadera rzuciła przede mną kilka ryb, po czym sama złapała jedną do pyska. W tym momencie zaczęłam się zastanawiać, ile z jej masy to faktycznie futro, a ile obżarstwo. Jak można zjeść jakąś... Sarnę, by zaraz potem opychać się sandaczami i innymi okoniami?

Co nie zmieniało faktu, że wciąż hipnotyzowała swoją przedziwną urodą. Miała przyjemny pysk, wzbudzający automatycznie zaufanie. Jak gdyby nie musiała wymówić ani jednego słowa, co oczywiście trudno byłoby wyegzekwować w rzeczywistości, aby oddać pod jej opiekę swojego partnera, dzieci i cały dobytek. Miała w sobie coś ciepłego, a zarazem jakąś dziwną aurę dostojności, mimo ewidentnego roztargnienia i gadulstwa. Jej futro, teraz w połowie mokre i przez to poprzyklejane do siebie, opadające w dół, mimo wszystko wciąż wydawało się imponująco miękkie. Może gdyby trochę o nie zadbać... 

Na pewno przyjemnie byłoby się do niej przytulić w chłodne noce.

Zatrzymałam swoje myśli od marszu w tamtym kierunku. Nie chciałam, nawet tylko w swojej głowie, przekraczać granic wciąż jednak nieznajomej wilczycy. Brakowało mi ciepła drugiej istoty, która mogłaby ponieść na duchu samą obecnością. Wspomnienia poleciały w stronę mojej siostry, z którą tak często spałyśmy razem wtulone w siebie, szukając ochrony przed górskimi temperaturami i pocieszenia po kolejnej kłótni z matką. Nietaktownym byłoby wymagać takiego przywiązania i takich samych odruchów od innych. Na własne życzenie pozbawiłam się tego, do czego teraz wołało moje serce. Musiałam w końcu wziąć się w garść i przełknąć fakt, że moje życie tak teraz będzie wyglądać.

Poczułam świdrujące spojrzenie wbite w moją osobę. Nie musiałam nawet podnosić oczu, żeby wiedzieć, kto powiesił na mnie swoje oko. Nie, żebym miała duży wybór w zgadywaniu.

— Wiem, że nie mówisz, ale widzę, że także za bardzo nie słuchasz — powiedziała w końcu. Zdziwiła mnie jej nagła umiejętność obserwacji — Zdążyłam złowić więcej ryb, a ty wciąż patrzysz na jedną i tą samą, zamiast ją zjeść.

Och. Tak, cóż, to wiele tłumaczy. Ile ja musiałam być zagubiona w myślach? 

,,Wybacz"

Otworzyłam pysk, z którego wydał się raczej dziwny świszczący dźwięk, niż jakieś słowo. Nie był to nawet szept. Zmarszczyłam pysk. Nie pamiętam, kiedy ostatni raz zdarzyło mi się zapomnieć o mojej nowej przypadłości. Jeszcze na początku żałośnie i desperacko próbowałam wydobyć z siebie jakikolwiek dźwięk podobny do słowa. Ale nigdy się mi nie powiodło.

Potrząsnęłam głową, próbując się przywrócić do rzeczywistości. Ryby. Piwonia. Drzewa dookoła nas. Strumień. Tak, powoli świat stawał się coraz wyraźniejszy w moich oczach, gdy ciemne, gęste chmury myśli powoli i niechętnie odsłaniały pola mojego umysłu. Skinęłam głową w stronę nowej koleżanki, żeby poinformować ją o tym, że w tym momencie ma już moją uwagę. W prawie tym samym momencie jednak złapałam nowy zapach na wietrze. Patrząc po Piwonii ona również to wyczuła. Wilki.

Wskazałam pyskiem na niebo i już po chwili unosiłam się w powietrzu, próbując z daleka wypatrzeć, kim mogli być przybysze. Ku mojemu zdziwieniu, tuż za linią drzew spory kawałek od nas zauważyłam jakąś... watahę? Jeśli tak, nie wydawało mi się, aby byli tam wcześniej. Duże wędrujące grupy nie były częstym widokiem. Z doświadczenia zdarzało mi się wpadać na rodzinę, dwie. Tutaj, oceniając z tej odległości, oceniłam liczebność na tuzin, max 16 sztuk. Stanęłam ponownie przy boku mojej towarzyszki.

— Wataha? — kiwnęłam głową — Duża? 11, 12? — ponownie kiwnęłam, jednocześnie szybko machając pyskiem w górę - Lub więcej? - przytaknęłam, od razu wskazując kierunek.

— Idziemy? — wadera nie czekała nawet na moją odpowiedź. Radośnie kłusowała w stronę obcych, pomijając całkowicie, jakie niebezpieczeństwo może to za sobą nieść.

Zatrzymałam ją skrzydłem i wyrazem pyska, na tyle na ile się dało, próbowałam przekazać swoje obawy. Z poprzednich sytuacji udało mi się wyjść dlatego, że umiałam latać a i ilość przeciwników była mniejsza. W tym przypadku wolałam dmuchać na zimne.

< Piwonia? >

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz