Pokazywanie postów oznaczonych etykietą Cykoria. Pokaż wszystkie posty
Pokazywanie postów oznaczonych etykietą Cykoria. Pokaż wszystkie posty

sobota, 1 kwietnia 2023

Od Piwonii CD Cykorii - "Wrzesion" cz.4

—Moja kochana, ty. Nie masz się co bać. W najgorszym przypadku na nas naplują! — pocieszyła ją. Jej łapa zabrała skrzydło z drogi. Spotykała wiele watah na swojej drodze i te raczej jej nie atakowały. Być może nadal była w zasięgu posłuchu własnego ojca lub o zgrozo własnej, gdyż na swojej drodze kiedyś przypadkiem kogoś pozbawiła życia. Ale to historia na inną cześć dnia. Teraz powoli zmierzała w kierunku głosów, które powoli acz miarowo przemieszczały się pośród lasu. Jej towarzyszka bardzo niepewnie podążała za nią w milczeniu. Ale co innego mogłaby zrobić, zaprzyjaźniły się już w końcu. Taką przynajmniej Piwonia miała nadzieję. Kroki puszystej samiczki były spokojne, pod nosem mruczała piosenkę bujając biodrami na boki. Zupełnie nie bojąc się o własną skórę. W końcu kto nie sprawia wrażenia niebezpiecznego, niebezpieczny niekoniecznie jest. Pozory trzeba było robić. Zbliżyły się do nich dość mocno jednak Piwonia niewzruszona nie zatrzymała się nawet na sekundkę, tym razem zaczynając podśpiewywać pod nosem.
—kto tam idzie? — udając wielce zaskoczoną wystawiła głową z krzaków.
—Dobry. — przywitała się. Jej postura przypominała nieco szczenięcą z takiej odległości, więc dwa wilki spoglądające na nią nieco odetchnęły. Spięły się ponownie gdy cała wyszła z rośliny zdejmując z siebie listki. — Jak się macie? — pomachała im łapą. Jej koleżanka trzymała się w cieniu, pewnie przerażona, lub niepewna co ma zrobić.
—Kim jesteś?—
—Piwonia miło mi. — dygnęła delikatnie zaraz się prostując i zadzierając głowę na wyższego od siebie samca. — A tam w krzakach moja nieśmiała koleżanka, Cykoria. —
—Dobra, dobra. Czego szukacie? —
—Właściwie to nie wiem. Wskazówek na drogę. Trochę zagubione jesteśmy, ale też nie wiemy dokąd mamy iść. Z pewnością nie na wschód. Tam nie ma już po co, jednie puste kamieniołomy i wielka woda, ni widu ni słychu lepszego lądu. To pomyślałam, że może na zachód, ale z całego tego rozgardiaszu nie dość, że zgubiłam drogę w tym śniegu to jeszcze nie wiemy co tam jest. A wy stamtąd zmierzacie! — w tle rozległo się skomlenie o skałach, jednak basior przed nią wydawała się być niewzruszony.
—Daleko na zachód… długo są jeszcze lasy, ale potem przerzedzają się. Zamieniają się w śnieg. Połacie i łąki śniegu nienaruszone niczym jak paroma krzewami. Ciężko tam o jedzenie, ponieważ ziemia stwardniała jak diabli. Lód i zimo wszędzie cały rok, a potem wysokie góry. Ciężko wam będzie przewędrować przez nie. Jak zboczycie odrobinę z zachodu ku południu, a potem całkowicie w jego stronę to dojdziecie na tereny gorące, bardzo intensywnie zasiedlone przez ludzi i ich wymysły. —
—Widzę, że bardzo światowo! — jej koleżanka gdzieś w połowie tej całej rozmowy wysunęła się odrobinę w przód. Teraz stała w świetle słońca. I Piwonia musiała przyznać, że miała bardzo ładną koleżankę. Takiej jeszcze nie spotkała, zwłaszcza ze skrzydłami.
—Tak, tak. A teraz uciekajcie. Przyciągacie oczy, a nam ich nie potrzeba.—
—spoko. Uważajcie na watahę Artura. Jeszcze trochę na wschód i wam ogony poodgryzają. Nie lubią dużych.. i małych zbiorowisk i przybłęd. Mniej ich od was, ale więksi są. Pa! — pożegnała się i po prostu odwróciła do nich plecami.  — Idziemy dalej prawda? To nie wataha dla nas, uwierz mi. Za dużo samców, za mało samic. Jeszcze zmusili by nas do zostania matkami na siłę. Widziałam już takich i spotkałam. — pokiwała głową. — Na zachód i potem na południe! — podniosła łapę wskazując drogę.

Zapowiadała się długa i zimna podróż, ale jaka przyjemna, wzbogacona o przyjemność przebycia jej we dwie osoby.

 

<Cykoria?>


wtorek, 27 grudnia 2022

Od Cykorii CD Piwonii - "Wrzesion" cz.3

 Umrę

Pomyślałam, patrząc na rozrywaną przez niezmierzone pokłady energii nową koleżankę. Mimo jakże krótkiej znajomości, zaczynałam kwestionować swoje wszelkie wybory życiowe prowadzące do tego momentu. Co prawda lepsze to, niż nie do końca zrozumiałe bluzgi i błyskanie kłami, ale ile da się wytrzymać w takim jazgocie? Można by dojść do wniosku, że Piwonia, jak się przedstawiła, otrzymała od losu możliwość wokalizowania myśli za nas obie. Niestety równowaga w przyrodzie została widocznie zachowana wysuszając do połowy strumień jej myśli, który teraz zdawał się zatrzymywać na coraz większych głazach, które z trudem przychodziło mu pokonać.

Kiwnęłam głową, co moja towarzyszka ledwo zdążyła zarejestrować, gdyż już kłusowała w sobie tylko znanym kierunku. Westchnęłam cicho. Sama zgotowałam sobie taki los. Z drugiej strony, jakie ja miałam prawo narzekać? Ta wilczyca nie znała mnie kompletnie, a już zdążyła zaproponować mi jedzenie, towarzystwo i mimo trudności w komunikacji, odgadła moje imię.

Przynajmniej tyle.

We względnym spokoju spożywałam swoją zdobycz, obserwując brązową kulkę futra tarzającą się w wodzie. Nie do końca rozumiałam jej podejście do życia, ale nie poddawałam w wątpliwość jej metod. Najwidoczniej do tej pory się sprawdzały, co uważałam za najważniejsze. W końcu to wynik, a nie obrana strategia liczy się najbardziej. Mimo, że teoretycznie jedno wpływa na drugie...

— Masz. Pasują ci takie? Mogę złapać jeszcze więcej, oczywiście jeśli chcesz!

Czy ja naprawdę jeszcze wczoraj skarżyłam się na ciszę? Dzisiaj to jedyne, czego pragnę.

Wadera rzuciła przede mną kilka ryb, po czym sama złapała jedną do pyska. W tym momencie zaczęłam się zastanawiać, ile z jej masy to faktycznie futro, a ile obżarstwo. Jak można zjeść jakąś... Sarnę, by zaraz potem opychać się sandaczami i innymi okoniami?

Co nie zmieniało faktu, że wciąż hipnotyzowała swoją przedziwną urodą. Miała przyjemny pysk, wzbudzający automatycznie zaufanie. Jak gdyby nie musiała wymówić ani jednego słowa, co oczywiście trudno byłoby wyegzekwować w rzeczywistości, aby oddać pod jej opiekę swojego partnera, dzieci i cały dobytek. Miała w sobie coś ciepłego, a zarazem jakąś dziwną aurę dostojności, mimo ewidentnego roztargnienia i gadulstwa. Jej futro, teraz w połowie mokre i przez to poprzyklejane do siebie, opadające w dół, mimo wszystko wciąż wydawało się imponująco miękkie. Może gdyby trochę o nie zadbać... 

Na pewno przyjemnie byłoby się do niej przytulić w chłodne noce.

Zatrzymałam swoje myśli od marszu w tamtym kierunku. Nie chciałam, nawet tylko w swojej głowie, przekraczać granic wciąż jednak nieznajomej wilczycy. Brakowało mi ciepła drugiej istoty, która mogłaby ponieść na duchu samą obecnością. Wspomnienia poleciały w stronę mojej siostry, z którą tak często spałyśmy razem wtulone w siebie, szukając ochrony przed górskimi temperaturami i pocieszenia po kolejnej kłótni z matką. Nietaktownym byłoby wymagać takiego przywiązania i takich samych odruchów od innych. Na własne życzenie pozbawiłam się tego, do czego teraz wołało moje serce. Musiałam w końcu wziąć się w garść i przełknąć fakt, że moje życie tak teraz będzie wyglądać.

Poczułam świdrujące spojrzenie wbite w moją osobę. Nie musiałam nawet podnosić oczu, żeby wiedzieć, kto powiesił na mnie swoje oko. Nie, żebym miała duży wybór w zgadywaniu.

— Wiem, że nie mówisz, ale widzę, że także za bardzo nie słuchasz — powiedziała w końcu. Zdziwiła mnie jej nagła umiejętność obserwacji — Zdążyłam złowić więcej ryb, a ty wciąż patrzysz na jedną i tą samą, zamiast ją zjeść.

Och. Tak, cóż, to wiele tłumaczy. Ile ja musiałam być zagubiona w myślach? 

,,Wybacz"

Otworzyłam pysk, z którego wydał się raczej dziwny świszczący dźwięk, niż jakieś słowo. Nie był to nawet szept. Zmarszczyłam pysk. Nie pamiętam, kiedy ostatni raz zdarzyło mi się zapomnieć o mojej nowej przypadłości. Jeszcze na początku żałośnie i desperacko próbowałam wydobyć z siebie jakikolwiek dźwięk podobny do słowa. Ale nigdy się mi nie powiodło.

Potrząsnęłam głową, próbując się przywrócić do rzeczywistości. Ryby. Piwonia. Drzewa dookoła nas. Strumień. Tak, powoli świat stawał się coraz wyraźniejszy w moich oczach, gdy ciemne, gęste chmury myśli powoli i niechętnie odsłaniały pola mojego umysłu. Skinęłam głową w stronę nowej koleżanki, żeby poinformować ją o tym, że w tym momencie ma już moją uwagę. W prawie tym samym momencie jednak złapałam nowy zapach na wietrze. Patrząc po Piwonii ona również to wyczuła. Wilki.

Wskazałam pyskiem na niebo i już po chwili unosiłam się w powietrzu, próbując z daleka wypatrzeć, kim mogli być przybysze. Ku mojemu zdziwieniu, tuż za linią drzew spory kawałek od nas zauważyłam jakąś... watahę? Jeśli tak, nie wydawało mi się, aby byli tam wcześniej. Duże wędrujące grupy nie były częstym widokiem. Z doświadczenia zdarzało mi się wpadać na rodzinę, dwie. Tutaj, oceniając z tej odległości, oceniłam liczebność na tuzin, max 16 sztuk. Stanęłam ponownie przy boku mojej towarzyszki.

— Wataha? — kiwnęłam głową — Duża? 11, 12? — ponownie kiwnęłam, jednocześnie szybko machając pyskiem w górę - Lub więcej? - przytaknęłam, od razu wskazując kierunek.

— Idziemy? — wadera nie czekała nawet na moją odpowiedź. Radośnie kłusowała w stronę obcych, pomijając całkowicie, jakie niebezpieczeństwo może to za sobą nieść.

Zatrzymałam ją skrzydłem i wyrazem pyska, na tyle na ile się dało, próbowałam przekazać swoje obawy. Z poprzednich sytuacji udało mi się wyjść dlatego, że umiałam latać a i ilość przeciwników była mniejsza. W tym przypadku wolałam dmuchać na zimne.

< Piwonia? >

niedziela, 6 listopada 2022

Od Piwonii CD Cykorii - "Wrzesion" cz.2

Zimne powietrze ocierające się o nos, słodko przebierające lokami futra i śnieg, a raczej jego resztki, okalające poduszki łap. Czego można pragnąc od życia więcej niż niepohamowanej niczym możliwości dążenia do nieznanego duszy celu. Przed siebie, a im dalej tym lepiej. Jej łapy powoli osunęły kępkę sypkiej bieli aby spod niej uwolnić dzwonkowate kwiatuszki które z niemą radością zakołysały się na wietrze. Jej futro zadrżało przy kolejnym ruchu łap i niczym mała góra z radością przemierzała świat dalej i dalej.

Kogokolwiek spotykała na swojej drodze śmiała nazwać przyjacielem, nie ważne jak oddalone to od prawdy było. I nie przeszkadzało jej  że niektórzy nie chcieli jej obecności wokół siebie. Jednak nie pozostawała z nimi za długo. Nigdzie nie była w stanie zagrzać sobie miejsca, gdyż nigdzie go dla niej nie było. Nie należała do samotników, więc nie chciała krążyć sama, na co na razie była skazana. Z drugim samotnikiem także nie mogła chodzić, gdyż to mijało by się z definicją tego słowa i zjawiska. Takim nie można wchodzić w paradę na za długo. Kiedyś jakiś już użarł ją w ogon jak zaczęła być wkurzająca, a to zazwyczaj dzieje się dość szybko. A watahy? Nie każda potrzebowała nowych członków. Niektóre ją nakarmiły i posłały dalej, inne w ogóle zezwoliły tylko na przemierzenie po swoich terenach. Z kolei te które przyjęły ją z otwartymi łapami, były zwyczajnie w świecie identyczne do tej jej. Nudne i przesycone basiorami śliniącymi się do jej tyłka. Jakże irytujące. Politycznie wyprane sfory i zrzeszenia wilków były zaskakująco popularne wokoło. Niektóre liczyły członków których cało się zliczyć na jednej łapie ludzkiego osobnika. A inne były tak ogromne że nie dało się ich zliczyć inaczej niż w formie spisu powszechnego. Stąd Piwonia przenosiła się  miejsca na miejsce nie bardzo wiedząc gdzie na stałe może zagrzać sobie miejsce. Zapowiadała jej się długa podróż, ale ku by to przeszkadzało, bo z pewnością nie jej.
Jej krótkie nóżki przedarły się przez śnieżek, błoto, deszcz i wiatr. Cokolwiek świat rzucał w jej kierunku odbijała ze zdwojona siłą w jego stronę gotowa nawet zbić, aby móc brnąc w ten nieznany i niezmierzony świat. Więc tak szła. Właściwie gdzie jej się tylko żywnie zachciało. Jadła co znalazła i upolowała, spała gdzie popadło. I tak było też tym razem. Zadowolona ułożyła się na ziemi ,wcześniej wydeptując krąg w niewielkiej ilości trawy. Jej uszy oczywiście nasłuchiwały uważnie, jednak ciało raczyło zrelaksować się i odprężyć do reszty. Zmęczone chodzeniem łapy zawinęła pod siebie, nagle z wilka stając się kupką sierści, bez głosy, bez łap. Jakby leżało i nie istniało. Jedynie oddech zdradzał światu, że żyje. Jej „kamizelka” unosiła się i opadała miarowo. Tak spokojnie. Błogo wręcz. Dlatego też zaskoczona była kiedy powiew wiatru zbudził jej zmysły. Ten był tak inny od tego szumiącego w liściach drzew i bawiącego się w akacjach. Uniosła głowę, aby resztką zaspanego oka zobaczyć niewyraźną postać składającą swoje skrzydła. Ziewnęła. Rozciągnęła się i obejrzała za siebie skąd dotarł jeszcze jeden zapach. Jej oczy zeszły się z wilkiem , którego zupełnie nie znała, ale na którego posturę patrząc, chciał poznać ją. Niekoniecznie w dobry sposób. Zaśmiała się pod nosem. Nie była słaba, pomimo że była nieduża. Wskoczyła na równe łapy szczerząc się jak idiotka.
—Dzięki za pobudkę! — machnęła ogonem na skrzydlatego stwora, niezbyt przejęta nadbiegającym zagrożeniem. Zgrabnie za to raczyła uskoczyć w bok kiedy masa ciała wroga wzbiła się do wyskoku. I wylądowała tam gdzie przed chwilą była mniejsza z tej nowo zebranej trójki. Piwonia zaśmiała się racząc obdarzyć przeciwnika piachem w oczy.
—Uciekamy. — zawołała bokiem popychając delikatnie nowego koleżkę. Skrzydlaty wilk widocznie zachwiał się na łapach, ale pobiegł za nią. Zakołatały się między krzakami. I Piwonia prowadząc co jakiś czas oglądała się na nieznajomego. Do czasu kiedy nie była pewna, że są już bezpieczni. Kolejna polana otuliła ich dwoje słodkimi promieniami słońca i spokojem. Mokra trawa powoli moczyła sierść wokoło łap.
— To była naprawdę miła przebieżka — przyznała do siebie na głos, na sekundę zapominając o istnieniu drugiej osoby. — Oh. Gdzie moje maniery! Jestem Piwonia, bardzo miło mi cię poznać. — potrząsnęła łapą obcego, zupełnie nie przejmując się niczym i nawet nie bardzo czekając na pozwolenie. — A ty? Mogłabym poznać powód mojej pobudki i skóry w całości? —
Wilk zmarszczył delikatnie nos i wypuścił nim szybko powietrze. Piwonina przechyliła głowę w szczenięcym geście zaciekawienia i częściowo niezrozumienia. Widocznie nie dochodziło coś do niej. Wilk naprzeciw niej raczył pazurem wygrzebać coś w ziemi. Oh.
—Nie mówisz? — palnęła jakby to nie było najwyższą oczywistością. Skrzydlate stworzonko zadarło na nią głowę, a w oczach zaświeciło mu może niedowierzanie. Politowanie? Ciężko powiedzieć. Piwonia nawet nie zauważyła!  — Nie szkodzi. Ja nie czytam ! — zaśmiała się serdecznie. Jej nowy towarzysz przestał brodzić łapą w błocie i spojrzał na nią z paniką. Jednak ta kulka pozytywizmu nie widziała w tym żadnego problemu. Nachyliła się szybko ku ziemi. — O. Jesteś samicą, jak ja! — widocznie tym gestem spłoszyła swoją znajomą gdyż ta spięła się i może nawet nieco zasłoniła. Ale Piwonii brak wszystkich klepek i zmysłu społecznego. Bardziej niewinnie bezczelnym od niej być się już nie da. — To skoro ty nie mówisz, ja nie czytam to jakoś musimy ustalić twoje imię. Ale może najpierw… Jesteś głodna? Bo ja tak. Upoluję nam coś. Zostań tutaj! — pisnęła machając jej i  znikając jednym susem w krzakach. Wyczuła zwierzątko. Małą sarenkę, jakiegoś niedorostka. I nie pomyliła się bardzo! I w parę minut mogła powlec się z powrotem do miejsca spotkania i tam gdzie porzuciła prawie bez słowa nową znajomą. Zupełnie bez myśli, że mogła zostać porzucona w trakcie tych paru minut polowania, wróciła na polanę. Sarna uderzyła o trawę, a Piwonia, z ogonem machającym na prawo i lewo, podniosła głowę na nową koleżankę, która, już spokojniejsza podeszła  bliżej.
—Częstuj się. Smacznego! — panienka z kamizelką wbiła się w obiad żwawo unosząc głowę, kiedy zauważyła, że jej koleżanka węszy jedynie niepewnie. — Ah.. może nie jesteś głodna, albo nie wiesz co to. Nie szkodzi! Jesz wiewiórki? — pokręciła na nie. — Wilki? — panicznie na nie. — hymn… sarny też nie. Dziki? — nie. — Wydry? — nie — może tygryska. Ja kiedyś miałam okazję. Co prawda był porzucony przez ludzi, parudniowy i nie smakował najlepiej, ale głodnemu nawet chleb smakuje jak miód! — nie. — Nie… to… ryby? — tak. Tak ryby! Piwonia zamachała ogonem. — To jak jesteś głodna to zjem i pójdziemy coś gdzieś znaleźć! — zarzekła się, jakby biorąc już za rzecz pewną, że ich podróż od teraz odbędzie się w parze. — Ale twoje imię. — przeżuwając kawałek mięsa zastanawiała się jak rozwiązać i tą kwestię.
—Zaczyna się może na A?  B? C? Na C! — hymmm. Piwonii zaświeciła się lampka nad głową. Najedzona wstała i przekroczyła nadgryzione ciało. Zajmą się nim padlinożercy. — A druga litera? A? B? C? — i możecie się domyślić, że wyrecytowała tak każdą głoskę jaka pamiętała z młodości i umiała wymienić.
—A więc Cykoria! Ładnie. Ja jestem Piwonia! Też ładnie nie?! Jak taki kwiatek, haha! Chodź. Idziemy na ryby! —

 

<Cykorio?> 

wtorek, 1 listopada 2022

Od Cykorii - „Wrzesion”

Nie wiem, jak wiele dni minęło od tamtego momentu. Łapy bolały mnie od nieustannej wędrówki, ale jakiś cichy głos z tyłu głowy nie pozwalał mi się zatrzymać. Parłam więc nieprzerwanie przez mokrą ziemię i chłodne skały, które nie zdążyły się nagrzać w nieśmiało przewijającym się słońcu. Wiosna. Zbliżała się powoli, lecz nieuchronnie. Dziwnie było mi patrzeć na zieloną trawę powoli wyrastającą w miejscu starej, rozkładającej się tuż pod nią. Jeszcze chwilę temu zalegała tu gruba warstwa śniegu.

Czerwień krwi odcinająca się wyraźnie pośród bieli i czerni krajobrazu, roztapiająca swoim ciepłem biały puch, wcześniej niczym nie wzruszony. Biały pysk mojej matki, tak samo ubrudzony szkarłatną cieczą. I przerażenie w oczach siostry. 

Zatrzymałam się nad brzegiem jakiejś rzeki. Promienie pokładały się na brzegach fal wywołanych bryzą z północy. Woda była czysta, nie trudno było dojrzeć gładkie kamienie pokładające się na jej dnie. Równie prosto wypatrzyłam ryby, czekające tylko, aż się nimi posilę. Za drugim podejściem udało mi się wyłowić suma. Nie było to wiele, ale dużo więcej nie potrzebowałam. Planowałam podążać wzdłuż rzeki z nadzieją, że odnajdę jakieś dogodne miejsce do osiedlenia się. Może jakaś przyjemna wataha czeka właśnie na mnie na końcu tej podróży.
Nigdy się nad tym nie zastanawiałam, ale chyba od zawsze bałam się samotności. Teraz, bez nikogo w zasięgu wzroku od tygodni, nie potrafiłam pozbyć się wszelkich przewidzeń. Sierść jeżyła mi się na odgłos łamanych gałęzi i szumu wiatru rzucającego patyki i liście po leśnym podłożu. Nie mogłam wyzbyć się wrażenia, że ktoś mnie obserwuje, mimo świadomości, jak bardzo jest to irracjonalne. Powoli przestawałam wierzyć swoim zmysłom. Zastanawiam się, czy zdążę kogoś spotkać, zanim całkiem stracę rozum.
Od kilku dni nie byłam w stanie rozpoznać krajobrazu. Znane góry i wyżyny obserwowane z wysokości od szczeniaka zostały zastąpione cichymi nizinami. Czułam się nieprzyjemnie zagubiona, nie mogąc skupić wzroku na horyzoncie ginącym daleko przede mną. W lasach, które stawały na mojej drodze coraz częściej zaczęłam spotykać inne wilki. Nie mogłam jednak powiedzieć, że były to przyjemne okoliczności. Dość naiwnie, wierzyłam w dobrą wolę każdej istoty. Niestety dość szybko przekonałam się, że mieszkańcy tych okolic nie przepadają za mną. A raczej za żadnym skrzydlatym przybyszem, sądząc po osobliwych wyzwiskach rzucanych za mną, gdy uciekałam przed ich ciepłym przyjęciem. Powoli zaczynałam wątpić, czy uda mi się znaleźć dla siebie nową rodzinę. Nie do końca wierzyłam też w swoje umiejętności przetrwania w pojedynkę na nieznanym terenie. Właściwie co chwila spotykałam stworzenia, których nie widziałam nigdy wcześniej. Tylko niektóre z nich rozpoznałam z opowieści mojej matki.
Może to wszystko było błędem. Czy jeśli teraz bym się wycofała, siostra przyjęłaby mnie z powrotem?
Z każdą chwilą moje myśli przysłaniała kolejna warstwa wątpliwości. Uciekłam by ochronić siebie przed konsekwencjami. Pod wpływem skaczącej adrenaliny nie zastanowiłam się nawet, co zrobi moja siostra. Przecież w tej sytuacji nie tylko ja zostałam pozostawiona sama sobie.
Skazałam nas wszystkie na smutny koniec.
W dość niskim wzniesieniu zauważyłam wgłębienie. Poprzedni właściciel musiał wyprowadzić się dość dawno, wszelkie zapachy były bardzo niewyraźne. Zmęczona wędrówką i nieustającymi wyrzutami sumienia postanowiłam pozostać tam chociaż na chwilę, z nadzieją, że następnego dnia wszystko będzie wyglądało dużo lepiej.
Otworzyłam niechętnie oczy, wyrwana z głębokiego snu. Podniosłam łeb, spodziewając się ujrzeć blask kolejnego poranka, jednak zamiast tego zaskoczyła mnie kompletna ciemność nocy. Zdziwiło mnie to. Dookoła nie widziałam niczego, co mogłoby być powodem mojego przerwanego snu. Zaniepokojona wypełzłam z kryjówki, starając się narobić jak najmniej hałasu. 
Delikatna bryza przyniosła mi nieznany zapach. Wiedziałam jedynie, że musi być to kolejny wilk. Napięłam się jeszcze bardziej. Ostatnie, czego potrzebowałam, to następne problemy.
Wzleciałam w powietrze, na odpowiednią wysokość, by uciec od ewentualnego ataku. Mimo mojej ogromnej chęci, nie mogłam wrócić do leża bez upewnienia się, że nic mi nie grozi.
Woń przypłynęła wraz ze wschodnim wiatrem, tego byłam pewna. Uważnie podążyłam w wybranym kierunku, błagając wszelką opatrzność o szybkie rozwiązanie sprawy.
Moje modły musiały zostać wysłuchane, ponieważ już niedługo potem zauważyłam... Kogoś. Kulkę biało-brązowego puchu. Jej boki unosiły się w górę i dół powoli, informując o śnie nieznajomej.
Poczułam jak moje serce zaczyna bić mocniej. Czy to może być to? Ktoś, z kim będę mogła spędzić resztę życia? Nie wyglądała jak inne wilki na które natknęłam się podczas wędrówki. Nie była też aż tak podobna do mnie, ale naprawdę mi to nie przeszkadzało. 
Euforię przerwała jednak nagła refleksja. Jeśli wadera spała, nie mogła mnie obudzić, prawda?
Jak na komendę usłyszałam warkot dochodzący spomiędzy drzew. Nie byłam w stanie zobaczyć przeciwnika, ale z całą pewnością nie był ani niewielki ani przyjazny.
Przez moment zastanawiałam się, co powinnam teraz zrobić. Uciec i ratować swoją skórę? Stanąć w obronie zupełnie nieznanej wadery? Spróbować ją obudzić?
Dość szybko dotarło do mnie jednak, że to może być moja jedyna szansa. Samolubna myśl, ale jaka trafna. Ile jeszcze musiałabym się tułać samotnie, zanim znalazłabym ewentualnego kandydata na towarzysza niedoli? Czy był chociaż cień szansy, że uda mi się przetrwać tak długo, bez znajomości terenu, bez kogoś wspierającego mnie w codziennych trudach?
Nie, nie mogę jej zostawić. Nie popełnię tego samego błędu dwa razy.
Pomyślałam, lądując z głuchym odgłosem ciała zderzającego się z twardą ziemią.

< Piwonia? >

Nowi członkowie!

Cykoria - odkrywca

Piwonia - bloker