niedziela, 4 grudnia 2022

Od Kraski CD Delty (Mezularii) - "Jaspis" cz. 5

 Musiała powtórzyć pytanie, by ożywić skamieniałą Mezularię i otworzyć jej dziób.

— O...oh. - ptaszyna zawahała się na moment. - A... dlaczego bym nie miała? Twoje utknięcie w tym miejscu to hymm... częściowo moja wina. - Kraska uniosła jedną brew, po raz pierwszy obrzucając kurtynę kurtuazji poważnym wzrokiem. Jakie kłamstwo może się za nią kryć? - Jednak to też nie tak, że robię to w ramach zapłaty za wyrządzone krzywdy. Nie, nie! W żadnym wypadku. Chociaż powinno się sprzątać po swoich błędach. Ja po prostu mam dobre serce, dla... niewinnych istot, które utykają za wielkimi drzewami w dziurach, Resko. - zachichotała na koniec, znów spoglądając błyszczącymi oczami w niebo. - I cóż. Nie chcesz mojej pomocy? 

— Nie, nie. - odparła szybko. - Po prostu byłam ciekawa. - rozmówczyni, usatysfakcjonowana odpowiedzią, przysiadła znów obok dziury. 

— Może polecę po jakąś pomoc? - rzekła głośno - Zanim znowu zacznie rzucać żabami. 

— Nie, j-jeszcze nie. Proszę. - mruknęła wilczyca na wszelki wypadek, gdyby to pytanie było skierowane do niej, a nie do wnętrza Mezularii. Coś jej mówilo, że to zły pomysł.

— No dobrze. Skoro tak... 

Przeczucie sprawdziło się, bo chwilę potem dało się słyszeć potężny grzmot, a świat doświadczył kilkusekundowej zawiechy. 

— Nadal pada? - spytała cicho wadera, by upewnić się, że towarzyszce nic się nie stało. To tak na marginesie; po prostu nie miała lepszego pomysłu na wyrażenie siebie.

— Tak. Słyszałaś ten grzmot?

— Słyszałam. 

— Na chwilę rozświetlił świat na ślepo. Podpalił drzewo i uciekł. Fascynujące stworzenie. Tajemnicze zarazem. Ale cóż mu po zejściu na ziemię? Nie sądzisz, że to trochę... bezsensowne. Potężne pioruny gotowe są niszczyć i rozrywać drzewa większe i starsze od nas, a ten uraczył nas tylko paleniskiem do zagrzania piór przy blasku ognia. — Mezularia odetchnęła. — Jak szybko się zapaliło tak i szybko zgasło. Parszywy ten świat. Zsyła mi ciągle metafory śmierci. Jakby chociaż raz nie mogła to być pozytywna wizja! Nie, oczywiście. Eh.

— C-co? - zdołała tylko wydusić z siebie Kraska.

— Co? A. To... em.. Nie przejmuj się. - ptaszyna machnęła lekceważąco skrzydłem. - Nie ma co zaprzątać tak młodej główki sprawami wszechświata. To jego własne sprawy, niezrozumiałe dla nas malućkich, prawda? Lepiej może żeby i takie zostały! Z dala od naszych parszywych niemądrych mózgów, ha? Czyż nie wszechświecie? - niebo znów rozbłysło oślepiającym blaskiem, bynajmniej słonecznym i dobrym. - Ah, tak tak. Widzisz. Nie ma się co przejmować. Chociaż ty tam taka zamknięta, może niekoniecznie widzisz. Nieważne! Nieważne! Raska kochana ty moja, nie ma co sobie tym główki zaprzątać, za mało wiesz, za mało doświadczyłaś. Zresztą, co ja gadam. Wszyscy mamy za mało doświadczenia, ale znowu chyba zbaczam z tematu czyż nie? Haha. Głupiutka ja! Wybacz mi. Czasem za dużo rozmawiam, kiedy jakiś temat mnie pochłonie. Żyjesz tam jeszcze?

— Tak. - potwierdziła wadera, biorąc głęboki wdech, który wstrzymywała do końca monologu. - W-wcale mi to nie przeszkadza, to b-bardzo mądre, co mówisz. Mój brat powiedziałby to samo, tylko wolniej. - jej towarzyszka zaśmiała się dźwięcznie, oglądając się za siebie jakby dla potwierdzenia, że te słowa również nie były jej własne.

— Zabawna jesteś, Rasko. Może to i mądre, ale niemądrze jest dużo gadać. Mowa jest srebrem, a milczenie złotem, czyż nie? - odparła, machając skrzydłem to w tę, to w drugą stronę. 

— M-milej mi ciebie słuchać, niż tych grzmotów, Mezulario. 

— Och, dziękuję. - może jej się tylko zdawało, czy ptaszyna lekko się uśmiechnęła? Sama nie była w stanie się powstrzymać. Szczere lub nie, było to pochlebstwo. - Ale chyba już naprawdę polecę po pomoc. Czas płynie nieustannie, i nie zna litości dla rozwlekłych gawędziarzy, o nie. A ty chyba nie chcesz tu zostać na zawsze? O tak, burza już się wycofuje, ale i suche to miejsce też nie będzie wygodne, Rasko. 

— Oczywiście! Nie traćmy cz-czasu... - przytaknęła wadera ochoczo. - Dziękuję. - dodała sekundę później. Mogła to zrobić ładniej...

— Do zobaczenia, adios! - jej głos zmieszał się z błotem plaszczącym pod ptasimi stopami, gdy odrywały się od podłoża. Powietrze zaszeleściło dwukrotnie, opływając rozpostarte skrzydła Rublii,  i tyle ją Kraska słyszała.   

Wytrząsnęła wodę z uszu. Tajemniczy kamień zwisający na jej piersi okazał się zaskakująco ciepły, gdy położyła go sobie na łapę. Łapa była taka duża, niezgrabna... Może faktycznie zamieniła się w kreciego wilka? Zaczęła orać pazurami grunt przed sobą. Zagarniała go pod siebie, by ona i ziemia zamieniły się miejscami. Gdyby ją teraz widzieli Indi i Dreniec, do końca życia nie daliby jej spokoju... Wreszcie wypełzła z dziury dorosła wadera, ubłocona od łap do głów i przemoczona do suchej nitki. Rychło w czas, by zobaczyły ją nadciągające wilki.


<Mezularia? Tudzież ktoś z wilków? :)>

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz