W moim śnie objawiła mi się najprawdziwsza bogini! Przynajmniej wierzyłem, że była to bogini, bo była piękna, pełna gracji, a jej uśmiech promieniał ciepłem i łagodnym światłem. Była wilczycą o białej sierści, błyszczącej kolorami tęczy, gdy uderzało o nią światło. Nawet nie wiedziałem, skąd było to światło, ale było i oświetlało boginię i mnie. Patrzyła na mnie kryształowymi oczami w kolorach bursztynu, aż poczułem się bardzo mały.
– Dlaczego płaczesz? – zapytała mnie, a ja dopiero teraz zauważyłem, że z oczu lecą mi łzy.
– Moja ukochana jest bardzo chora i nikt nie może jej pomóc – wyżaliłem się. Usłyszałem, jak mokre krople uderzają o kamienną posadzkę, na której staliśmy.
– Jeśli ją uzdrowię, czy będziesz mnie wielbić i się do mnie modlić?
Popatrzyłem na nią. Czy ona mówiła prawdę? Czy naprawdę mogła uzdrowić Massalerauvok? Rany, jakby było cudownie! Z pewnością bym ją wielbił z całych sił!
– Tak! – zawołałem. Serce biło mi w piersi jak szalone, wypełnione nadzieją na lepsze jutro.
Bogini uśmiechnęła się szerzej i dotknęła łapą mojego czoła.
– Liczę, że dopełnisz swojej obietnicy – upomniała mnie. – Mam na imię Yrtrix, Bogini Powodzenia i mogę bardzo łatwo sprawić, że nie będzie ci się powodzić. – Jej ostrzeżenie było dla mnie sensowne, na szczęście nie zamierzałem łamać danej obietnicy.
(CDN)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz