środa, 16 października 2024

Od Wayfarera

Way oglądał swoją watahę z daleka. Watahę, w której dorastał, którą przez lata nazywał domem i do której z chęcią wracał każdej wiosny. Teraz jednak zmienił zdanie.

W rzeczywistości to stwierdzenie szeroko mijało się z prawdą. Nie zmienił zdania, bolało go, że jego serce dokonało takiego wyboru, ale całe życie słuchał się swojej natury i nie zamierzał teraz od tego odchodzić. W końcu taka była jego filozofia od… zawsze.

Po raz ostatni widział znajome sobie srebrne chabry, a po jego policzkach popłynęły łzy.

Wiele wilczych lat spędził na podróżach na południe i z powrotem, stając się zwiastunem wiosny dla swojej rodziny. Często śmiali się, że wiosna nie nadeszła, dopóki Wayfarer nie postawi łap na terenach Watahy Srebrnego Chabra. To by znaczyło, że w tym roku jesień nadeszła wyjątkowo szybko, a wiosna już nigdy się tu nie pojawi.

Potrzeba odejścia pojawiła się nagle, tak jak każdego roku, jednak tym razem była inna. Nie prowadziła na południe, do ukochanej i jej watahy, a gdzieś dalej, w zupełnie nieznane miejsca, do których żeby dojść, należało podróżować więcej niż rok. Najlepiej, aby droga trwała kilka lat. Najlepiej, by nigdy więcej nie prowadziła z powrotem.

Paco, teraz już podrośnięty i nauczony podróży, szybko znalazł swojego ojca. Jego zielony kapelusz kiwał się na boki, gdy basior kłusował w kierunku starszego, zadowolony i szczęśliwy. A jednak w jego oczach tlił się smutek. Również i on otrzymał znak od losu, że pozostanie w Watasze Srebrnego Chabra nie jest jego przeznaczeniem. Wayfarer wiedział o tym dobrze, miał w końcu doświadczenie w czytaniu podróżników, których niejednokrotnie spotykał. Takich samych podróżników jak on, bez domu, bez obowiązków. Bez rodziny. Nomadzi, których dom pozostał daleko w tyle, pojawiając się wyłącznie podczas snu.

– Ty też, co? – zapytał Paco, mimo że dobrze znał odpowiedź. Way kiwnął głową. – Jest jakaś szansa… że rozpoczniemy podróż razem?

Starszy ponownie kiwnął potwierdzająco, cały czas się nie odzywając. Był bardziej przyzwyczajony do posiadania domu. Czuł w piersi, jak jego serce rozpada się na kawałki, nie chciał płakać przy swoim synu.

Dwójka identycznych do siebie wilków stanęła ramię w ramię, tyłem do miejsca, w którym oboje dorastali. Nie zobaczą go już więcej, a jeśli wiatry nie będą przychylne, nie zobaczą również i siebie. Zapewne tak kończą wszyscy podróżnicy. Takie już jest ich przekleństwo.

Nigdy nie przywiązuj się do posiadania domu.

Jeszcze zanim znajome doliny zniknęły za horyzontem, Vadrareshika rzucił im smutne, ostatnie spojrzenie, w głowie żegnając wszystko, co było mu znane. A więc to tak wygląda bycie Włóczykijem.

Koniec

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz