niedziela, 6 października 2024

Od Almette CD Janki - "Swój pozna swego" cz. 4

Almette spotkała się z Brutusem na obrzeżach wsi, aczkolwiek oddalili się od niej spokojnym spacerem, rozmawiając. Najgorętsze ploteczki były dawno ostygnięte dla Serki, niestety. Za późno dowiedziała się o szczeniakach Euforii, dobermana mieszkającego w domku na rozdrożu, niedaleko farmy z wyłącznie czerwonymi kurczakami. Teraz już ich nie miała, oddali je wszystkie, kiedy podrosły, zostawiając tylko Roko, aby kiedyś zastąpiła matkę na farmie. Do tego, Pani domu, w którego oknie zawsze stał świeży chleb sama urodziła dziecko. Mała Antonina, dziewczynka spod czerwonego dachu, którym niczym innym jak tylko tą właśnie czerwienią się nie wyróżniał, wyjechała do szkoły średniej gdzieś do miasta.
—Widziałam miasto. Muszę przyznać, że to niesamowite, ale przerażające miejsca! —
—Potrowe, prawda?! — Brutus zawsze był ciekawski.
—A no portowe. I statek, nie jeden, a dwa! Bo musieliśmy jakoś wrócić. Z powrotem był taki problem, bo z 24 szczeniaków to ciężko, ale jakoś nam się udało. Ale prawda. Woda była cudowna! Ale miasto strasznie cuchnęło i było głośne. Nie umiałabym wytrzymać tam za długo, stanowczo za dużo …— i Almette zatrzymała się w pół kroku. Jej uszy stanęły na sztorc, oczy powędrowały w kierunku lasu, a ogon zatrzymał się w połowie ruchu. — A to kto? —
— Kto? — Brutus musiał zadrzeć łeb do góry aby spojrzeć gdzie zmierzał wzrok Serki. A ta wpatrywała się w wilka, który stał na brzegach drzew. —O! Widziałem go już. Niedawno całkiem. Na brzegu lasu przy wsi. —
—Widziałeś. I co? —
—Nio i nic wielkiego. Chciałem się przywitać, bo to może ktoś z watahy, ale się zjeżył. I uciekł…—
—Ciekawe czy teraz ucieknie. — Almette uśmiechnęła się i żwawym krokiem, nóżka za nóżką, obrała kurs w kierunku obcego jej wilka.
—Zaczekaj! Co jak cię ugryzie?! — Brutus musiał biec przy jej szerokim kroku, ale jakoś nadążał.
—Ugryzł ciebie? Nie widzę żadnych ran. Więc nie będzie źle. Poza tym, jest nas dwóch na jednego, tak? — Serka jednak zatrzymała się parę kroków od wilka, dając mu spore pole do popisu. Między nimi zawisła cisza przerywana jedynie sapaniem Brutusa, który strasznie się zmachał. Almette uśmiechnęła się szeroko, wszystkie zęby na wierzchu. Wilk, który stał naprzeciw niej mienił się czerwienią i rudością w mętnym letnim słońcu, które raczyło ich swoją obecnością. Jego zielone oczy wbiły się w nią jak w amforę, która zmaterializowała się tam od omamów cieplnych. Almette była bowiem wilkiem dużym, absurdalnie można by powiedzieć. Do tego z sierścią krótką, łapami potężnymi i długimi, ciałem smukłym i wielkimi oczyskami. Górowała nad wilkiem jednym łbem a jednak.
—Hej!— przywitała się, jej głowa pochylając w przód aby powąchać przybysza.

 

<Janka?>


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz