środa, 9 lutego 2022

Od Satomiego - "Barwa Niepamięci" cz. 3

 W nieustającym wirze wydarzeń jakimi częstuje nas życie bywają i takie, które odbierają trzeźwość nawet najtęższym z umysłów i choć pozornie niespodziewane zdają się wbijać swe szpony stopniowo, niby od niechcenia, by w końcu (i oby tylko) utoczyć krwi. 

Podobnie było tamtego popołudnia, gdy dwudziestka około wilków zaskoczyła nas na rutynowym patrolu. Usłyszałem ich na długo, zanim zobaczyłem te parszywe sylwetki, niepotrafiących rozróżnić brawury od głupoty wilków. 

Chociaż, może to samo mógłbym powiedzieć o sobie. 

Dziś poznam, czym najwyższy, czylim tylko dumny.

Pozostałą trójkę stróżów straciłem z oczu niemal tak szybko, jak szybko porwał mnie ze sobą wściekły pochód, któremu wyszedłem naprzeciw. 

To miała być igraszka. Ach, iskra tylko. 

Napastnicy rozpierzchli się nieco, zgadywałem, że starali się dobrać do całej naszej czwórki, byśmy nie zdołali ostrzec wojska. Niebo jakby na zawołanie zrobiło się nieco ciemniejsze, jakby chciało przygotować krajobraz na to co miało dopiero nadejść. Odpędzałem od siebie kolejne wilki, nie dosięgając żadnego z nich zanim inny nie spróbował rozszarpać mi gardła. Po raz kolejny, tym razem w stanie przypominającym już bardziej panikę, próbowałem przywołać do siebie ogień. 

Chwila i iskra, gdy się przedłuża, rozpala.

W końcu dopadło do mnie na raz dwóch z nich, przed czym nie zdołałem już się obronić. Ktoś pociągnął mnie na ziemię. Wiedziałem już wtedy, że gryzł by zabić.

Czym jest me życie? Ach, jedną chwilką.


Cisza dzwoniła w uszach, póki nagle nie przerwał jej brutalnie huk wystrzału. Odczekałam chwilę i spróbowałam się podnieść. Mięśnie usilnie odmawiały posłuszeństwa, ale po kilku próbach udało mi się dźwignąć na równe nogi. Zrobiłam parę kroków, desperacko starając się utrzymać równowagę.

— Mogę wiedzieć, co ty właściwie robisz, Kas? Satomi?

— Satomi!

Otworzyłem oczy, wypuszczając gwałtownie powietrze z płuc, które zdawały się bardziej puste niż są zwykle przy wydechu. 

Shino stał nade mną. Stał i patrzył jak próbuję nabrać powietrza, raz za razem nie zaspokajając głodu oddechu, jak zanoszę się kaszlem próbując instynktownie naprawić to czego nie mogłem nawet zobaczyć. I nie wiedziałem nawet sam, który z nas trząsł się tak przeraźliwie.


— Jesteś zupełnie jak brat. Ojciec. Córka. Ty sam. - Odwróciłam głowę, już wiedziałam do czego zmierza. — Nieodpowiedzialna, impulsywna. Nigdy nie myślisz o konsekwencjach.

— Nie wiem, przysięgam ci, że nie wiem. — Podniesiony głos rozniósł się echem po jaskini. Świdrujący ból przeszył mnie na wskroś, ale nie śmiałem poruszyć choćby uchem. A może zwyczajnie nie byłbym stanie? — I przestań do cholery pakować mnie w swoje sprawy. 

— Do kogo niby miałem się zwrócić? Nie mogę nawet zbliżyć się do jaskini wojskowej nie narażając skóry. 

Shino.

— Lato, powiedz słowo, a ich wyprowadzę.

Głos, któremu nie mogłem przypisać właściciela brzmiał chłodno i śmiertelnie poważnie.

— Nie, niech zostaną skoro już przyszli. Nie potrzebuję więcej krwi na łapach.

— Jak uważasz, wrócę później — odezwał się znowu głos, tym razem przesycony gorzkim wyrzutem.

Seria śpiesznych kroków, dwa susy i szelest krzewów.

— Przepraszam cię za tamto, nie pomyślałem...

— Nic nie mów. Zaczynam mieć wrażenie, że lepiej będzie mi się spało, jeśli nie zażądam wyjaśnień.

Zacisnąłem mocniej powieki.


Położyłam się na boku. Oddychanie sprawiało mi coraz większe trudności, a powieki same się zamykały. Ból jakby ustał, nie czułam też zimna, mimo że leżałam w śniegu. Zamknęłam oczy.


Lecz te co jutro rykną, czym są dzisiaj gromy? Iskrą tylko.

Czym jest wieków ciąg cały, mnie z dziejów wiadomy? Jedną chwilką.

C.D.N. (może)

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz