sobota, 19 lutego 2022

Od Hyarina CD Ducha - ''Grzesznicy i święci''

Szary wilk objął spojrzeniem zdenerwowanego towarzysza, po czym sięgnął pamięcią do jakiejkolwiek rozmowy z nim. Były to zwykle wymiany kurtuazji, polecenia, opinie, rady. To, do czego strateg został powołany. Zaskoczyło go to nagłe wynurzenie, szczególnie, że mieli w watasze psychologa, a Duch wolał to wszystko wyznać jemu. Przełknął ślinę, dając sobie jeszcze tę sekundę lub dwie do namysłu.
- Każdy z nas to czuje. Każdy, kto ma, choć trochę oleju w głowie, rzecz jasna – zaczął dość neutralnie, spokojnym tonem, ważąc każde słowo. Nie był w stanie porzucić tego oficjalnego brzmienia swojego głosu, mimo widoku rozchwianego wilka, który wyraźnie przyszedł do niego po pomoc, odrzucając wszystkie statusy i etykiety. Był generałem o każdej porze dnia i nocy. Choć nie miał zbyt długiego stażu, ta postawa, którą przybierał zdążyła wejść mu w krew i stać się częścią niego samego. Co się wydarzy, gdy wojna się skończy? Kiedy wataha przestanie potrzebować generała? Nie wiedział.
- Pamiętaj, że może nadejść moment, gdy będziesz musiał podjąć trudne decyzje. Także o swoim życiu – ciągnął nieco łagodniej. Podszedł do białego wilka, położył mu łapę na ramieniu i potrząsnął nim lekko.
- Weźcie się w garść, Towarzyszu – dodał, starając się wlać w to zdanie jak najwięcej ciepła. Cokolwiek trapiło Ducha, nie miał zamiaru tego bagatelizować. Jesteśmy jednością, w której każda jednostka ma znaczenie. Admirale, ty możesz myśleć, żeśmy zaślepieni ideałami, że z nas stado owiec, że to ja prowadzę ich wszystkich na rzeź. Który to już raz zwracał się w myślach do wilka, którego nigdy nie poznał? Zapłonął w nim ogień, jego własna pochodnia, która zdawała się rozświetlać ciemność jaskini.
- Damy sobie radę. Ja nie pozwolę, byśmy przegrali. A jeśli przegramy... - urwał na chwilę, wstrzymując oddech. - Pójdę na dno wraz z tym okrętem.

Duch wydawał się spokojniejszy, gdy opuszczał jaskinię wojskową. Jasna plama maszerowała żwawo, wyróżniając się na tle zalanej ciemnością łąki, którą przecinało gdzieniegdzie blade światło księżyca. Hyarin nie miał zamiaru wracać do domu. Ułożył się z najgłębszym kącie jaskini wojskowej i przymknął oczy. Znał każdy zakamarek tego miejsca, każdy wyłom, poluzowany kamień, pęknięcie w ścianie. Chropowatość skały. Sklepienie, z którego czasami kapała woda. Ale tylko czasami, jak na złość, jakby Matka Natura płakała nad ich losem. Przecież sama potem upijasz się krwią przegranych, pożerasz ich ciała, dlaczego więc rozpaczasz? Wszystko ma swój początek i koniec. Hyarin zastanawiał się nieraz, do którego było mu bliżej. Mimowolnie wyobraził sobie wyczyszczone do nagich kości zwłoki Mundusa. Połyskującą w jaskrawym słońcu czaszkę, puste oczodoły, w których ziała pustka. Z prochu powstałeś i w proch się obrócisz. Czy te słowa kogokolwiek podnosiły na duchu? Basior nie po raz pierwszy poczuł, że kurczowo trzyma się życia, jakby każda przypadkowo napotkana osoba miała zamiar mu je wyrwać z łap. Kiedy zdążył tak bardzo docenić jego piękno, ulotność, a zarazem bezmiar każdego pojedynczego oddechu. Kali, to twoja wina. Mógłby być lepszym generałem, gdyby nie naraził się jednej z odwiecznych królowych, które władają światem od zarania dziejów. Potęga miłości, tak osłabiająca, zapierająca dech, ściskająca żołądek i odbierająca zmysły. To, co złe staje się dobre. To, co dobre – wątpliwe. Wkradło się do jego serca współczucie, empatia, pozwalał sobie na wzruszenie, niepokój, troskę. Martwił się nie tylko o Kali. Od dłuższego czasu czuł się odpowiedzialny chociażby za Szkła i Agresta. Ten pierwszy wykonywał jego rozkazy bez mrugnięcia okiem, ten drugi zaufał mu, nie zważając na niezbyt korzystną przeszłość. Tak bardzo nie chciał ich zawieść. Czy, kiedy wojna się skończy … czy będzie musiał odejść?

Minęło trochę czasu. Sytuacja napięła się jeszcze bardziej, przekraczając granice możliwości, które ustanowił Hyarin – widocznie zbyt optymistycznie. Gdy spodziewał się, że po śmierci Mundusa, porwaniu wilków z jaskini medycznej i podpaleniu jaskini alfy nic więcej stać się nie może, oto nadciągnął jeden z najgorszych wrogów. O VCIG słyszał tylko z kronik i opowieści tutejszych mieszkańców. Może tam, gdzie bywał wcześniej nie było tak zjadliwej choroby, a może były jeszcze gorsze, dlatego o VCIG nikt nie wspominał, traktując to jak przeziębienie? Nie miał czasu na wymyślanie kolejnych możliwości, trzeba było obmyślić plan działania, jako iż Admirał zabunkrował się w jaskini medycznej razem z … Ciri. Skrzywił się na samą myśl. Nie mógł dać się ponieść emocjom, nie teraz. Nie teraz i nigdy więcej. Zdrady bolą jak wyciągnięcie ciernia z ciała. Ból był rozdzierający, wprawiał niemal w osłupienie, ale potem przychodziła ulga. Wojna wyciąga z każdego to, co najgorsze. Jeśli ktoś zdradził, to najwyraźniej tak miało być. Lepiej teraz niż później. Wziął głęboki oddech i spojrzał na Ducha siedzącego przed nim. Dzielił ich kamienny stół z rozpostartą na nim mapą okolicy.
- Wycofujemy oblężenie – powiedział Hyarin, wbijając wzrok w stratega. Mina Ducha nie zdradzała niczego, wręcz można było odnieść wrażenie, że po części się tego spodziewał. Nie można było tego dłużej ciągnąć.
Zatem uważa pan, że mogą przydać się gdzie indziej? - poważny głos Ducha rozbrzmiewający w jego głowie już nie wprawiał w dyskomfort. Przewrócił oczami na kolejne z kolei zatytułowanie go panem.
- Tego nie wiem, ale w razie czego będziemy gotowi. Poza tym zdziesiątkował nas wirus, oni długo nie dadzą rady. To nasza ostatnia linia obrony, ale wróg nie musi o tym wiedzieć – odparł cicho, utkwiwszy spojrzenie w płaskich górach na północnym skrawku zaznaczonych terenów.
- Mam prośbę – zaczął znienacka, na co biały basior drgnął. - Wycofamy oblężenie, ale nie pozostawimy jaskini bez opieki, to byłoby nierozsądne. Ty i wybrany przez ciebie zdrowy wilk, którego mi przedstawisz zajmiecie się obserwacją z odległości. Nie podejmujecie żadnych działań, w razie podejrzanych zachowań od razu idziecie z tym do mnie. Chcę wiedzieć, co tam się dzieje.
Czy nie lepiej byłoby wysłać tam szpiega? - jak przystało na dobrego stratega, Duch podejmował wszystkie możliwości.
- To kwestia czasu.

Kto by się spodziewał, że minie tak mało czasu między wycofaniem wojsk spod jaskini medycznej, a wyruszeniem Admirała na samotną wędrówkę w stronę terytorium WSJ?
- Szczur wylazł z nory szybciej niż sądziłem – zareagował Hyarin na raport Ducha, który stał teraz przed nim wyprostowany, z uniesionym czołem. Generał postukał naostrzonym piórem w blat stołu, pogrążając się w rozmyślaniach. Nie uprzedził jego ruchu, on wciąż był krok przed nimi. Gdzie poszedł? Dokąd się tak śpieszył i dlaczego sam? Tak bardzo żałował, że go tam nie było. No i co byś zrobił, bohaterze? Aresztowałbyś go? Czy zabił na miejscu? Uśmiechnął się pod nosem do swoich myśli. Marzył o każdej jednej z tych rzeczy. Morderstwo Mundusa śniło mu się do dzisiaj, a podświadomość ubarwiała je z każdym snem coraz bardziej. 
- Co o tym wszystkim sądzisz, Duchu? - rzucił jakby w roztargnieniu, nie spuszczając jednak badawczego spojrzenia ze stratega. Cenił sobie jego rady, był bardziej doświadczony niż Theodore. Mimo wszystko wciąż utrzymywał wystarczająco duży dystans, jak przystało na nieufnego generała. Szkło, obyś doszedł do ciebie. Brakuje tu kogoś, kogo mógłbym być w stu procentach pewien.

<Duch?>

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz