piątek, 4 lutego 2022

Od Pi - "O Krok Bliżej - do dorosłości" cz. 1.1

Życie przestaje być proste kiedy dorastasz. Nie możesz już tłumaczyć swoich zachowań szczenięcą nieśmiałością lub ufnością. Twój immunitet kończy się w ciągu kilku tygodni. A kiedy przygląda się światu takimi oczami jak jej wszystko zdaje się być jeszcze trudniejsze. Wojna czy nie, zdawało jej się, że nigdy nie będzie w stanie zrozumieć nikogo. Nawet siebie. Nie ważne jak mocno się starała, uczucia dawały się być jedynie odległym ukuciem w sercu. I to te własne. Co powiedzieć o czyichś?

Pi zamrugała odganiając resztki snu z powiek. Zapach chłodnej ziemi roznosił się po ich norce, która na 4 osoby była nieco ciasnawa. Ale przynajmniej nie musieli spać na zimnym śniegu, przywykli do luksusu posiadania łóżka ze skór. NA jej oko słońce dopiero szykowało się do uniesienia ponad horyzont, jednak nie chciała wstawać. Ze swoim rodzeństwem zbijali się w kupkę na noce, na jednym łóżku z którego dawno wyrośli. Dzisiaj Pi leżała rozłożona pod łapą Mediany, która wtulała się w jej plecy. Sigma spał zaraz obok, zaciskając ją między dwoma ciałami, na całą noc. Nie narzekała, było ciepło, w sam raz.  A Całka? Całka wylegiwałaby się na bracie, gdyby tej nocy nie została z ojcem. Nawet nieco zacofana w rozumieniu rzeczywistości Pi wiedziała, że ich więź jest dosyć wyjątkowa i niepowtarzalna. Ale dlaczego? W końcu tak różnili się od siebie i ciągle sobie dogryzali.
Jednak nie to było ważne. Liczyło się żeby poczekać aż słońce uniesie się odpowiednio wysoko. Może na połowę swojej doskonałości i obudzić tą bandę dzieciaków. Bo bądźmy szczerzy. Żadne z nich nie dorosło jeszcze całkowicie. Nadal wiele nie wiedzą, wiele nie rozumieją.

—Ugh. Nienawidzę wstawać tak wcześnie. — Sigma wstał niechętnie. Jego łapy mozolnie przesunęły się po chłodnym podłożu. — Zimno! — zawył.
—Jest zima. Czego innego oczekujesz? — Pi otrzepała się przechodząc obok brata. Jej ogon zafalował na wietrze, który niesfornie wpadał przez niewielkie wejście. Wejście, które sprawiało problem Sigmie i jego szerokim ramionom. Nieszczęśnik urósł za duży na pozostawione przez Deltę wejście. Ich tatę. Który był mniejszy nawet od najmniejszej z nich, Mediany.
—Taaa. — jej brat skrzywił się nieznacznie.
—Jak tak dalej będziesz narzekał to się spóźnisz! — Mediana rozciągnęła się w łóżku ziewając.
—O kur.. Rzeczywiście. Słońce już wstało! — spanikował zaraz potem mało nie klinując się w wyjściu. Obie samiczki westchnęły ciężko, bowiem ten wariat ledwo wstał a już gdzieś pędził.
—Skąd on ma tyle energii z rana? — maleńka samiczka wstała w końcu.
—Nie wiem. Nie ma pojęcia. Dzisiaj twój pierwszy dzień w pracy nie? —
—Tak. W końcu przekonam się jak to jest! —
—Pewnie nudno. Dużo papierków. — Pi westchnęła. Sama musiała niedługo ruszać. W końcu ma pracę, odpowiedzialności. Eh. Nie chciało jej się. Życie zdawało się być niezwykle nudne. Codziennie wstajesz otoczony przez zimno, idziesz do pracy, wracasz, śpisz, i tak w kółko. Jaki to ma sens? Nie ma. I Pi nie wiedziała jak się czuć. Ha! Czy ona kiedykolwiek wiedziała jak się czuć i odnosić do czegoś? Nie bardzo. No cóż.

Dzień był... zimny. W końcu tak to bywa zimą. Śnieg zapadał się pod jej łapami. Przynajmniej temperatura nie spadała poniżej -20 za często. Jej oddech wirował na powietrzu kiedy przechodziła wzdłuż granicy. Słońce nie bardzo chciało wychodzić zza chmur kiedy w końcu już wstało. Zakopało się za nimi jak za ciepłą kołderką. Obroną przed patrzeniem na ten bezbronny świat, tak brutalnie spaczony walką i nienawiścią. Ze swoistym niezadowoleniem przedarła się przez zaspę mało w niej nie zostając. Chciała wrócić do domu i poleżeć w ciszy na swoim posłaniu, gdyż to było jedyne zajęcie, które przychodziło jej do głowy. Praca była bowiem... nudna. Nuda, nuda, nuda, nuda. Eh... Nuda. Pusto wzdłuż tej granicy do jasnej. Nikogo poza ... wrogami? Chociaż Pi nie uznawała nikogo za wroga. Za młoda była kiedy wszystko się zaczęło, a jej mała głowa nie nauczyła się nigdy rozdzielać ich na ich i nas na nas. Jakby. Sama wojna nie miała dla niej sensu, ale cóż. To nie była jej decyzja żeby ją zaczynać.

Słodko. Pomyślała zaglądając na spadające powoli na ziemię płatki śniegu. Jej serce wyraziło swoje niezadowolenie, jednak głowa zdała się nie przetworzyć tej informacji, więc wydźwięk tego słowa był taki nijaki. Pi westchnęła. Chciała zobaczyć już trawę, której nigdy nie widziała. Urodzona zimą, zamknięta pośród zimna i śniegu. Chłodna jak on sam.
Do nory weszła obsypana drobnymi śnieżynkami. Cisza. To ją przywitało. Szkoda. Była sama. Jej łapy skierowały ją na posłanie gdzie położyła się i wbiła wzrok w ścianę. W ciszy. W milczeniu. Bez myśli, bez ruchu.
Nudno.
Ale to od teraz jej życie.

```````````````````````````````

—Czyli mówisz, że serio nie wiadomo kto jest naszą matką? — Sigma próbował owinąć soją głowę wokół tej informacji.
—Jeez. Ile razy ja mam ci to jeszcze powtórzyć półgłówku? Tak. Przyniesiono nas w koszyku. — Całka pokręciła głową. Jej brat to jednak był idiota.
—Ale. Kompletnie nie rozumiem. Ugh! —
—Czego ty w tym nie rozumiesz. Przynieśli nas do niego i zostawili. Albo nasi rodzice, albo ktoś wysłany przez matkę. Nic bardziej skomplikowanego. — Mediana wgryzła się w swoją porcję jedzenia, jaką przytargali do nory.
—Eh. Nie rozumiecie mnie! Dlaczego ktoś to zrobił? — Sigma przysiadł smutno pomrukując.
—Kto wie. Może w domu było niebezpiecznie. Może nasza matka zdechła. Może nas chciano zabić. Może jesteśmy dziełem zdrady. Kto wie Sigma. Los pisze różne scenariusze, dla każdego własny i wyjątkowy. — Pi rzuciła swoimi słowami w eter praktycznie, gdyż Sigma nie był przekonany jej zdaniem.
—Ale.. —
—Dobra. Weź się już utkaj. — Całka zirytowana kłapnęła na niego zębami. Ile można było powtarzać to samo?! Zirytowana samica zabrała się za swoje jedzenie. Bycie strażnikiem było męczące i irytujące. Zwłaszcza w czasie stanu wojennego. Wszyscy byli tacy nabuzowani i podzieleni więc bójki były na poziomie codzienności. Dlatego nabiegała się po tej watasze jakby stałą się własnym bratem. I jej to nie odpowiadało. Nie była nim i nie miała nieskończonej ilości energii w sobie.  Nie była pracowitą pszczółką i miała więcej inteligencji niż kamień, który prawdopodobnie i tak wygrałby na tym polu z jedynym samcem w ich miocie.
—Nie kłóćcie się może co? — Mediana rzuciła nawet nie patrząc na nich. Odpowiedziały jej jedynie dwa niechętne pomruki. Chyba nikt nie był w nastroju po tym dniu.

—Idźcie spać do jasnej — Mediana wzburzyła sie rzucając okiem na jej rodzeństwo. Całka i Sigma, szeptem bo szeptem, ale dalej uporczywie próbowali sobie wyjaśnić niedopowiedzenia i nie mogli dojść do zgody. — Jutro mam pracę! —
—Nie ty jedna! — odpowiedzieli jej jednocześnie. A Pi tylko uniosła powieki i zerknęła na rodzeństwo. Czy na prawdę tak wygląda dorosłość? W takim razie Pi chciała być spwrotem młoda, labo już stara.

<Całka? Mediana? Sigma?>


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz