piątek, 25 lutego 2022

Od C6 CD Flory - ,,Sobowtór''

Nie spodziewałem się tej wizyty.
- Chyba nie myślicie, że ona mówi prawdę?- prychnąłem, lustrując wzrokiem jakikolwiek punkt, który nie był ślepiami alfy pod dwoma mocnymi łukami kierującymi się naprzeciw siebie. - To słowo przeciwko słowu!
- Z racji czasu, od jakiego znamy Florę, darzymy ją o wiele większym zaufaniem niż…- Nymeria połknęła ostatnie słowo, najwyraźniej wyjątkowo paskudne, gdyż nie umiała ukryć zniesmaczenia między zębami.
- A gdzie tu sprawiedliwość? Mamy przecież śledczych prawda? Może by im pozwolić na odbębnienie ich pierdolonej roboty i udowodnić, kto łże, a kto jest ofiarą?!
- Proszę się nie unosić, to nie jest potrzebne.- Ta przyboczna Agresta mówiła więcej niż on sam. Do tego brzmiała o wiele bardziej władczo, wiedziała, jak modulować głos by brzmieć jak mediator, a jej gadzi jęzor umiejętnie szafował słowami tak, że kompromitacją było nie posłuchać. Psia kość.
- Dziękuję Nymerio, ale on ma trochę racji.- Agrest odchrząknął.- Ry? 
Jasny chuderlak wyjrzał zza rzędu głów.
- Czy nie przesłuchałeś już Flory?
- Jak tylko się o tym dowiedziałem. - Jego berecik opadł mu na jedno oko, gdy skinął na szaraka.
- W takim razie nie będzie problemu z wysłuchaniem drugiej strony. Nie masz nic przeciwko mam nadzieję?
- To moja praca.
- Świetnie.
Nie tracili czasu.
Nymeria odprowadziła Florę do wyjścia, gdy ta nie czuła się już na siłach, by kontynuować spotkanie. Powiedziała, że woli nie słyszeć moich odpowiedzi z jakiegoś powodu. Agrest za to wolał pozostać świadkiem, w razie gdyby jakieś fakty z rozmowy uleciały Ry z głowy. Muszę uważać na słowa. Cholera jasna, co ja im powiem?
- Możemy zaczynać?
Pokiwałem łbem.
- Gdzie byłeś poprzedniej nocy?
- W swojej jaskini oczywiście.
- Z kim?
- Flora u mnie nocowała, bo burza była. Nierozsądnie jest chodzić pod drzewami, gdy grzmi.
Kawałek węgielka zaskrobał o kawałek papieru z poszarpanymi rogami. Przełknąłem ślinę i łypałem ukradkiem, jakie nieme zarzuty są mi właśnie stawiane.
- Jak przebiegała ta noc?
- Rozpaliliśmy ognisko, pojawiło się wiele dymu, ale byliśmy tak zmęczeni, że nie zwróciła na to uwagi. Zasnęła zaraz po. Wyszła w środku nocy na deszcz i nie chciała mi powiedzieć dlaczego…to było dziwne.
- Zachowywała się jakoś inaczej?
- Mam wrażenie, że w chruście omyłkowo pojawiła się gałązka jakiegoś trującego zielska. Okropnie śmierdziało, gdy rozpaliliśmy, kto wie co wdychaliśmy. Może to dlatego zaczęła lunatykować i bredzić od rzeczy.- Wzruszyłem ramionami. -  Może dlatego wyhalucynowała to, o co właśnie mnie teraz obwinia? 
- W takim razie czy sam odczułeś jakieś objawy na sobie? Też miałeś halucynacje?
- Ja…nie jestem pewien. Widziałem postaci.- Tego o dziwo nie musiałem zmyślać.- Moich towarzyszy z przeszłości. To nieistotne dla tej sprawy.
Ciche skrobanie, mój ciężki oddech. Starałem się opanować drżenie ogona. 
- Z jakiego rejonu zbieraliście chrust? 
- Z otoczenia, nie oddaliliśmy się zbytnio od jaskini, bo w każdej chwili pogoda mogła się popsuć.
- Czyli zaprzeczasz wszystkim zarzutom odnośnie gwałtu?
- Oczywiście. Niczego nie jestem bardziej pewien.
Wyszli, by oglądać roślinność na zewnątrz. Jak już przewidywałem, nie byli w stanie określić konkretnie która roślina jest halucynogenna, a która nie. Flora nie była wystarczająco poczytalna w tej chwili, mogła tylko potwierdzić, które są lecznicze, które trujące, chociaż tylko te najbardziej jej znane. Potrzebowali zielarza, a ja uzyskałem trochę więcej czasu.
Oni odeszli, a wieczór zapadł szybko. Nie myślałem, że kiedykolwiek polubię wódkę, ale zmieniły się okoliczności. Cały wieczór czyściłem zapasy ze spichlerza, aż ktoś wścibski mnie nie wyrzucił. Jedną małpkę pozwoliłem sobie jednak wynieść. Zdrowie wszystkich ofiar!

Mszczuj zgodził się pomóc przy identyfikacji flory wokół mojego domu. Jak dobrze, że pierwszy napatoczył im się on, a nie Mika. Kurza ślepota, krótkowzroczność i skostniały chód starucha były wprost wyborne, niebiosa mają mnie w opiece. Zanim dojdą na miejsce zdarzenia, ja już mogę być dawno na innym kontynencie. Nie chciałem obnosić się z tym, że się pakuję, ale w rzeczy samej, miałem wszystko w najlepszym porządku. W razie co.
- Dokąd tym razem?- Rzuciłem na odchodzącego Ry’a.- Stary Mszczuj jeszcze nie skończył!
Został pozostawiony sam na sam, by w swoim ślimaczym tempie przeprowadzić oględziny każdego gatunku chwastu w promieniu 200 metrów, przyglądając się uważnie ich ząbkom na liściach, licząc je, próbując soku z przełamanej łodyżki, miażdżąc w łapach. Każdego po kolei. 
- Poradzi sobie.- westchnął ze skrywanym wyczerpaniem.- Ja mam jeszcze kogoś do zapytania. 
Postanowiłem, że pójdę w jego ślady. To w końcu moje losy się ważą, prawda? Mam prawo do wiadomości z pierwszej łapy. 
Ry łypał na mnie co każde 500 metrów, upewniając się, czy może już sobie poszedłem. 
- Zamierzasz tak za mną iść? Pozwól mi pracować.
- Jakoś Agrest mógł robić ci za świadka gdy JA byłem przesłuchiwany. Też mam prawo wiedzieć, co się dzieje w MOJEJ sprawie.
Nie zdecydował się mnie przeganiać. Może uznał, że i tak nie dałby rady.

- Dobrze cię widzieć Ry.- Domino przywitała nas w progu. - Witaj C6. Już lepiej się czujesz?
- Znakomicie. Chociaż, masz może coś do picia? Chyba jestem odwodniony.
- Pewnie, zapas jest za ziołami, poczekaj tu momencik.
Śledczy złapał ją za skrzydło i przyciągnął delikatnie do siebie. Wyszeptał coś jej do ucha, a ta spojrzała na niego pytająco z rozwartymi w przestrachu dużymi oczętami. Dodał coś, co z ruchu warg wyglądało jak ,,proszę”, co spotkało się ze zgodą. Szybko podreptała do zapasu wody, a Ry zachował się, jakby wszystko było znowu w porządku. Oglądał chorych, skrobał w udeptanej ziemi jakieś literki, westchnął ciężko. Domino wróciła z glinianą czarką w zębach, wręczyła mi ją z lukrowanym uśmiechem tylko po to, by on wziął ją na stronę. Siorbałem swoją wodę w skupieniu i przyglądałem się, jak wpierw idą do stanowiska Flory i proszą ją na rozmowę. Widziałem iskierki strachu w jej oczach, gdy położna ją o coś spytała. To było coś ważnego, to oczywiste. Nie widziałem szczegółów, ale ruchy ust wystarczały. Co? Zgodziła się? Ospale, ale jednak. Niemożliwe, co oni znowu wyprawiają do cholery? Na języku poczułem metaliczny posmak. Spojrzałem na własne łapy, były poharatane i mokre, pode mną kałuża wody moczyła mozaikę glinianych skorup. Nawet nie pamiętałem trzasku.
***
Flora ułożyła się wygodnie na posłaniu w odosobnionej komórce położniczej. Ry został za progiem, zastawiając wejście tyłem. Pozwolił waderom na chwilę intymności.
- Mam nadzieję, że pamiętasz, to bezbolesna procedura. Nie musisz się niczym martwić, po prostu się odpręż i rozluźnij. 
Uzdrowicielka wypchnęła całe powietrze ze zlepionych stresem płuc.
- Wszystko w porządku?
Kiwnęła łbem trochę za szybko, jak na zrelaksowaną osobę. Mimo to uwierzyła jej i pozwoliła sobie zacząć badanie.
Nie spodziewała się ujrzeć tego co, zobaczyła w ciele wadery. Myślała, że się przewidziała, to to….zrobiła krok w tył. Chyba pisnęła.
- Coś nie tak?- Flora zauważyła jej przerażenie, ta jednak nie potrafiła zabrać łapy z pyszczka. Jej duże uszy postawiły się na sztorc, cały kręgosłup wygiął się jak pęknięta struna. Nie była pewna, co właściwie widziała. Ale to z pewnością nie było normalne. 
Ry odwrócił się zaniepokojony piskiem położnej.
- Flora?- wydukała nakrapiana.
-Tak?- Podniosła się lekko, nie wiedząc na kim zakotwiczyć rozbiegany wzrok.
Domino łypnęła na basiora w panice. 
- Ry, mogę cię prosić na słówko?
***
Ciepłe światło świec wycinało piękne, długie elipsy na deptaku przed jaskinią wojskową. Wcisnąłem się między zarośla, zakryłem świecący fluorescencyjny róg jakąś szmatą, byleby tylko zlać się pomiędzy oschłe listowie i kostropate konary ciernistych krzewów. Przytuliłem się do lodowatej skały i nasłuchiwałem śmiechów grupy rozszalałych wilków i starałem się nie zasnąć ze zmęczenia. Długo czekałem, może do północy, kołysany lodowatymi powiewami w hipotermiczną drzemkę. Dosłyszałem rytmiczny chrzęst łapanego szronu, ocknąłem się. Czekoladowy basior wyszedł na zewnątrz chwiejnym krokiem, żegnając z dala swoich koleżków. Odczekałem aż będzie sam, z dala od nikogo.
- Admirał?
Wilk odwrócił się powoli, łypiąc jednym żółtawym ślepiem znad boku. 
- My się znamy?
- Jeszcze nie.- Podszedłem bliżej, aż jego futro nabrało delikatnego, zielonkawego odcienia.- Ale co stoi na przeszkodzie. Dużo o tobie słyszałem i o tym jak radzisz sobie z problemami. Bo wiesz, potrzebuję rady do właśnie jednego z takich problemów.

(Flora?)

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz