piątek, 29 maja 2020

Od Tiski CD Magnusa - "Inna droga"

Robienie wart nad martwymi zwierzętami wydaje mi się całkowicie bezsensowne. Co miałoby się z nimi stać? Tu jest tak wiele zwierzyny, że żaden drapieżnik żyjący na terenach watahy nie ma powodu podkradania jedzenia wilkom. Nigdy nie zdarzyło mi się, żebym upolowała coś, a potem to zniknęło. Magnus musi być nieźle skrzywiony, że urządza czuwanie nad poćwiartowanymi jeleniami. Być może na ich wyspie nie było tak kolorowo jak tutaj, no ale przecież jesteśmy tutaj. Nie tam, tutaj - proste.
- Wiesz co... na terenie watahy raczej nie zdarzają się kradzieże żywności - starałam się, by mój głos nie zdradził moich myśli. Na samym początku znajomości nie mogę wydawać się leniwa i nie chce go źle nastawiać, bo odbije się to potem na naszej pracy. Basior mruknął niezadowolony. Coś dziwnego było w jego postawie.
- Ja wezmę pierwszą wartę - powiedział tak, jakby w ogóle nie usłyszał tego, co przed chwilą powiedziałam. Nie chciałam już więcej drążyć tematu, ziewnęłam przeciągle. Dopiero teraz poczułam, jaka byłam zmęczona. Położyłam się w małej odległości od małego obozowiska. Bez szyszek ciężko było mi zasnąć, ale kojący szum morza zrobił swoje i już po chwili oddałam się w objęcia snu.

Gwałtowne szturchanie wyrwało mnie ze spokojnego cienia. Nad sobą zobaczyłam czerwone ślepia. "Cudownie" - pomyślałam sobie i podniosłam się ociężale. Na plaży zrobiło się tak zimno, że ciężko było mi ruszać łapami. Zbliżyłam się do oporządzonego mięsa, chcąc sprawdzić, czy pojawił się na nim lód. Nie mogłam uwierzyć, że nic takiego się nie stało. Magnus nie zamienił ze mną słowa, tylko od razu zwinął się w kłębek i poszedł spać, widocznie bardzo zmęczony po przeżyciach całego dnia. Zasnął, jakby panujący wokół chłód nie robił na nim wrażenia. Podczas snu wyglądał o wiele przyjaźniej. Jak szczeniak, który śni tylko o kolejnych wielkich przygodach, takich jak wspięcie się na drzewo, albo gonitwa za motylem. Przyjrzałam się żywności. Naprawdę nie mogłam uwierzyć, że nie śpię, żeby wpatrywać się w jedzenie. Jedzenie się je, a nie na nie patrzy. Uśmiechnęłam się na tę myśl. Może...? Rozejrzałam się dookoła, ale w pysku czułam nieprzyjemny posmak. "Innym razem" - postanowiłam. Było mi tak zimno, że na myśl o nocnym podjadaniu robiło mi się niedobrze. Zdecydowanie innym razem. Popatrzyłam w morze. Gwiazdy pięknie migotały nad czarną jak smoła wodą. Zwróciłam uwagę na jedną z nich. Jej blask pulsował w nieregularnym tempie. Miałam wrażenie, że zmienia rozmiary. Może się ruszała? Nawet nie wiem, czy to możliwe, ale byłam pewna że zaczynała się do mnie przybliżać. Powiększała się i powiększała, aż w końcu... zaczęła się zmniejszać. Uciekała przed moim wzrokiem, kurcząc się i oddalając.

Ocknęłam się gdy poczułam gwałtowne szarpnięcie w karku, gdy łeb opadł mi w półśnie. Zamrugałam oczami, starając się rozbudzić. Nie do końca odróżniałam, sen od jawy. Popatrzyłam jeszcze raz na światełka na niebie, wszystko w jak najlepszym porządku. Z lewej strony usłyszałam pomrukiwanie. Odwróciłam się i zobaczyłam, że Magnus rusza łapami przez sen. Uśmiechnęłam się delikatnie, wyglądał tak niewinnie. Oczy znów zachodziły mi cieniami, ciągnąc mnie w otchłań przyjemnego snu. Powoli budziła się we mnie złość, że nie mogę po prostu się położyć i się mu poddać. W sumie dlaczego? Bo jakiś wilk, który urwał się nie wiadomo skąd tak powiedział? Żyję tutaj dużo dłużej i co? Ciężkie myśli krążyły mi po głowie bardzo wolno, przerywane jeszcze nieopanowanym półsnem. Już nie wiedziałam czy już śpię, czy jeszcze nie. Gwiazdy znów zaczynały się oddalać. Chyba naprawdę już mnie nie ma.

- Czy ty jesteś normalna?! - pełen złości krzyk obudził mnie, a nad sobą zobaczyłam ciemne oblicze Magnusa. Kontrolował się, ale był wściekły. Całe jego oblicze przybrało przerażający wygląd. Płomienie wokół łap szalały, choć nie wykraczały poza swoją określoną linię. Słońce już dawno wzbiło się w niebo. Z lasu słychać było śpiew ptaków. Spokój przyrody całkowicie kontrastował z wyrazem pyska basiora.
- Jaką trzeba być idiotką, żeby zasnąć na otwartej plaży przy stercie świeżego mięsa? Wiesz co mogło się stać? Kradzież to jedno, moglibyśmy być już martwi! Nie mogę uwierzyć, że będę pracował z taką kretynką - to jak to powiedział, było wstrząsające. Wydawał się tak opanowany, że każde słowo uderzało mnie jeszcze bardziej. Gdyby to był zwykły wybuch, po prostu bym to zignorowała. W dzieciństwie często kłóciłam się z rodzeństwem, ale wybaczałam im porywczość. Nigdy nie chcieli mnie zranić. Teraz czułam się, jakby każda obelga była wypowiedziana po to, by mnie zniszczyć. Przeszłam więc w tryb obrony - choć w tym wypadku wydawać by się mogło, że raczej walki o życie.
- Co miałoby się stać? Mieszkam tu dłużej niż ty i znam każde zwierzę w okolicy. Ty masz jakieś problemy ze sobą, że robisz zamieszanie o takie głupoty...
- Ja mam problemy? - przerwał mi - Głupia dzi**o, twoim zdaniem to była warta? Wiesz, na czym polega? Może ci wyjaśnię, bo najwyraźniej do tego nie dorosłaś - prychnął lekceważąco, a mi odjęło mowę. On wcale nie był ode mnie starszy, nie miał żadnego powodu się wywyższać. Krew się we mnie zagotowała.
- Słuchaj, przyszedłeś nie wiadomo skąd i teraz się mądrzysz? Powiedz, dlaczego nie zabraliśmy tego wszystkiego w bezpieczne miejsce? Siedziałam na zimnym piasku jak kołek, zastanawiając się, co ci odbiło. Uważasz, że moglibyśmy być już martwi przeze mnie? Dobrze, że nie zamarzliśmy tej nocy przez twoje głupie pomysły! - nie wiem, co z tego co powiedziałam, zrobiło na nim wrażenie, ale chyba zauważyłam jakieś poruszenie na jego mroźnym obliczu.
- Nie było wcale tak zimno - mruknął. - Jak ty w ogóle karmisz watahę, skoro nie umiesz nawet wykonać jednego prostego zadania? Dobrze, że tutaj jest tak dużo zwierzyny. W innym wypadku wszyscy by głodowali z kimś takim jak ty. - zabolało. Poczułam, że nie wygram w tej dyskusji. Uczucie porażki zaczęło ściskać mnie w żołądku.
- Fajnie, że przyszedłeś pomóc - szepnęłam, odwracając się. Ucisk przeniósł się do gardła. Łzy zamgliły mi widok. Na szczęście, on już tego nie zauważył. Biegłam z całych sił do swojej jaskini. Tam czułam się bezpiecznie, tam mogłam bez wstydu się wypłakać. Podziękowałam sobie w duchu za ostatnie treningi. Mogłam teraz błyskawicznie znaleźć się w ukochanych czterech ścianach. Zwinęłam się w kłębek i pozwoliłam sobie na łzy.

Później oczy miałam zapuchnięte, pysk zastygł w charakterystyczny sposób. Nie miałam już siły. Uspokoiłam się. Gdy odetchnęłam głębiej, powietrze gwałtownie przerwało kichnięcie. Moje kichnięcie. Cholerny basior - pomyślałam, kiedy ciało przeszył zimny dreszcz.



<Magnus?>


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz