Słońce przenikało zielony sufit lasu. Ciągnęłam za sobą młodego jelenia. Delikatne ciało okazało się cięższe, niż mi się na początku wydawało. Gdy zaciągnęłam je pod jaskinię przyjaciółki, ostatnie promyki już znikały za horyzontem. Przycupnęłam na plaży, rozkoszując się widokiem. Nagle moich uszu doszedł dźwięk łamanych gałęzi. Odwróciłam się i wśród ciemnych drzew zobaczyłam basiora z łapami zanurzonymi w niebieskich płomieniach. Dreszcz załaskotał mnie po karku. Magnus przybliżył się do mnie z nieco odpychającą miną.
- Nocka? - zapytał. Kiwnęłam głową. - Dzisiaj?
Popatrzyłam na niego z pytaniem w oczach. Prychnął lekceważąco, po czym odwrócił się w stronę morza. Daleko od brzegu, na niebie zbierały się czarne jak śmierć chmury. W powietrzu czuć było zapach burzy.
- Nic nam nie będzie w jaskini - wzruszyłam ramionami, na co basior spiorunował mnie wzrokiem.
- To nie będzie zwykła burza - mruknął i nie czekając na moją reakcję, skierował się do swojego domu. W tym samym momencie z lasu wyłoniła się Kara. Trzymała w zębach dwa dorodne króliki i uśmiechała się na mój widok.
- Czego chciał Magnus? - spytała, jednocześnie gestem zapraszając mnie do jaskini.
- Nieważne. - zabrałam się za oporządzanie zwierzyny. Przyprawianie zostawiłam przyjaciółce. W środku nie było już nic widać, więc wystrzeliła wiązkę ognia z łapy. Jestem pod wrażeniem, jak sprawnie posługuje się swoją mocą. Oprawioną skórę złożyłam w jednym miejscu, po czym zabrałam się za krojenie mięsa. W tym czasie Kara sporządziła marynatę. Oddzieliła część na śniadanie, a resztę położyła nad ogniskiem. Ostatnim razem, gdy próbowałam zrobić to, co ona, posiłek skończył jako węgiel. Poważnie nie mam pojęcia, jak to się stało. Zjadłyśmy przepyszną kolację, a potem położyłyśmy się przy grzejącym ogniu. Z pełnym brzuchem w ciepłej jaskini od razu zaczęły mi się kleić powieki. Ruda koleżanka nie miała tego w planach. Próbowała mnie jakoś ożywić, machając mi ogonem przed nosem. Mruknęłam tylko ostrzegawczo, ale nie przeszkodziło jej to w niczym. W końcu skorzystałam ze starej, dobrej metody.
- No dobra - zerwałam się na równe łapy - opowiem ci historię. Będzie trochę strasznie, ale nic się nie martw.
Popatrzyła na mnie z wyraźnym zainteresowaniem. Historia o wilku wisielcu od zawsze była wykorzystywana przez moje starsze rodzeństwo, kiedy im przeszkadzałam w rozmowach. Jest naprawdę upiorna, nigdy nie mogłam po niej zasnąć i uciekałam za każdym razem, gdy starszy brat, zaczynał ją opowiadać. Wciąż nie lubię strasznych klimatów, ale oficjalnie mogę powiedzieć, że na tę jestem uodporniona.
- To działo się całkiem niedawno i całkiem niedaleko... - starałam się zabarwić głos na bardziej ochrypły. Kara nastawiła uszy. - Szczęśliwa rodzina, małe szczenięta miały wszystko, czego tylko pragnęły. Jedzenie, ciepło, miłość. Sielskie życie, daleko od wojen, daleko od zgiełku. Nikt nie mógł uwierzyć, dlaczego nagle jedno z nich zniknęło...
Historia się rozkręcała, a uśmiech znikał z twarzy mojej przyjaciółki. Nieskromnie przyznam się, że jestem dobrą bajarką. Każde moje słowo odbijało się w umyśle i na ciele słuchacza. Wilczyca robiła się coraz bardziej spięta i nerwowa. Opowieść toczyła się dalej, a napięcie rosło. Wyobraźnia słuchacza ma być tak pobudzona, by umysł sam kroczył w kierunku tego, czego się najbardziej boi. Całość ma za zadanie tylko przygotować wilka do wielkiego, przerażającego finału. Powietrze wyraźnie gęstniało. Ciche grzmoty z zewnątrz dodawały klimatu. Kolejni bohaterowie znikali, a Kara nieznacznie się skuliła.
- ...mam dość waszego szczęścia! Jęknęła postać, po czym rozpłynęła się w powietrzu - w momencie, kiedy historia się skończyła, na plaży uderzył piorun. Obie podskoczyłyśmy ze strachu. Potem uderzył kolejny, i kolejny. Jak rozjuszony byk, wróciły do mnie słowa Magnusa, a Kara drżała cała jeszcze po mojej historii. Na plaży pojawiła się seria błyskawic uderzających w to samo miejsce. Wyjrzałyśmy zobaczyć, co się dzieje. Wszystkie pioruny uderzały w jeden punkt, seria się nie kończyła. Mój umysł zaczął się przenosić.
Wszystko dookoła było białe, spowite mgłą. Na plaży panowała cisza, nie było tu burzy. Moja świadomość była w całkowicie innym wymiarze. Wyczułam po swojej prawej stronie pewne napięcie - Kara. W pewien sposób po omacku złapałam ją i wciągnęłam do Mgły. Jej moc emanowała czerwienią. Popatrzyła na mnie z wyraźnym zdziwieniem.
- Nie powiedziałam ci jeszcze o tym. - mruknęłam przepraszająco. Wtedy w oddali. Wśród głuchej ciszy rozległ się niesamowity trzask pioruna. Biały piasek zaczął dymić, a z niego wyłoniła się mglista postać.
Wysoka, szczupła wadera o hardym spojrzeniu. Teraz była wyraźnie zaniepokojona. Gdy jej zbłąkany wzrok zetknął się z moim, zobaczyłam znajomy błysk. Mglista postać wpatrywała się w nas, a we mnie narastało poczucie, że gdzieś już ją widziałam. Zadrżała nagle i obróciła się w stronę lasu, jakby coś usłyszała. Nic nie zauważyłam, spojrzałam na Karę, spodziewając się, że do niej doszedł ten dźwięk. Pokręciła przecząco głową, wiedziałam, że ona też kojarzy stojącą przed nami postać. Wilczyca bez ostrzeżenia, może w reakcji na niedościgniony głos zerwała się z miejsca i pobiegła do lasu, mijając nas.
- Poczekaj! - krzyknęłam za nią. Zerwałam się do biegu, ale mgła w tej chwili zniknęła, a ja byłam z Karą z powrotem przy jej jaskini. Rozejrzałam się nerwowo. Burza przesunęła się na północny-zachód. W zielonym lesie zobaczyłam mglisty kształt wadery. Pobiegłam za cieniem. Kara ruszyła za mną, próbując mnie zatrzymać.
- Widzę ją! - odpowiedziałam. Przyjaciółka wyraźnie nie wiedziała, dlaczego biegniemy, ale była wciąż blisko, próbując dotrzymać mi kroku. Gnałam jak opętana za mgłą. Gałęzie szarpały mi futro, gdy mijałam drzewa. W ciemności ciężko było ominąć wszystkie przeszkody. Mięśnie zebrały się do pracy, umysł był owładnięty pragnieniem dogonienia tajemniczej postaci. Z otępienia wyrwał mnie przenikliwy krzyk Kary.
- Stój! - użyłam pazurów, by szybciej zahamować. W samą porę, bo przed nami rozciągał Skryty Las. Mglisty kształt zniknął z pola widzenia.
<Talazo?>
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz