Biegłem przed siebie sam już nie wiedząc przed czym uciekam. Nie miałem
dużego pola manewru. Z każdej strony otaczało nas morze. A morska woda, mimo że
ciepła, nigdy nie była po naszej stronie. Mięśnie łap zaczęły mnie piec od zbyt
wielkiego wysiłku. Zewsząd zaczęły otaczać mnie światła i paskudny ryk
silników. Już wiedziałem, kto mnie gonił. Ich coroczne wizyty zawsze kończyły
się tak samo. Chaosem, popłochem i ocknięciem następnego ranka, bez pamięci o
dniu poprzednim. Skręciłem swoje ciało w stronę skarpy. Odwróciłem się w biegu,
w stronę drapieżników i posłałem im piękny uśmiech. Chwilę później spadałem już
w dół, w ciepłe odmęty morza.
Ocknąłem się nagle. Ten sen.
Wydawał się taki rzeczywisty. Wspomnienie uderzyło mnie tak mocno, że przez
dłuższą chwilę nie potrafiłem się z niego otrząsnąć. Wygląda na to, że pamięć
zaczęła mi już wracać kilka dni wcześniej. Na początku myślałem, że to tylko
sny, ale teraz już wszystko ułożyło się w pełną całość. Podświadomie jednak
czułem, że coś jest nie w porządku. Te przebłyski mogły oznaczać tylko jedno.
Wrócą po nas. Pewnie w najmniej oczekiwanym momencie. Nie mogłem sobie pozwolić
na opuszczenie gardy. Spojrzałem na słońce rozpoczynające nowy dzień. Musiałem
porozmawiać z Karą, jeśli ja coś pamiętam to ona też musi.
- Tiska, widziałaś coś
dziwnego w nocy? – spytałem nadal patrząc przed siebie. Brak odpowiedzi mnie
zaniepokoił. Odwróciłem się i poczułem jak emocje zalewają moje ciało.
Odetchnąłem kilka razy, ale i tak nie mogłem opanować wybuchu. Obudziłem szczęśliwie
śpiącą waderę i wytknąłem jej, na pozór spokojnym głosem, jak bardzo
nieodpowiedzialnie się zachowała. No dobra. Przyznaje, że nie takich słów
użyłem. Jednak jak mogła tak zignorować moje słowa!? Może gdyby chodziło o samo
mięso, to nie zareagowałbym tak gwałtownie, ale teraz już nie chodziło tylko o
to. Nie mogłem jej powiedzieć, co mogło się stać. To sprawa moja i Kary, im
mniej wilków będzie coś wiedziało tym lepiej. Specjalnie więc odsunąłem ją od
siebie. Poczułem dziwne drgnięcie w sercu, gdy zobaczyłem jej urażoną minę. Nie
mogłem jednak już nic cofnąć. Teraz na pewno przez dłuższy czas nie będzie
chciała mnie widzieć, co pozwoli mi dowiedzieć się czegoś więcej o tym co
działo się na wyspie.
Gdy Tiska odeszła po naszej
wymianie zdań, ja zająłem się dostawą zamarynowanego mięsa. Przerzuciłem
wszystko na obie skóry, które zostały z oporządzonych jeleni i z pomocą kilku
kawałków sznurków i gałązek zawiązałem je sobie na szyi tak, że jedna była po
mojej prawej stronie, a druga po lewej. Tak uzbrojony, udałem się do Agresta,
który wskazał mi najlepsze miejsce do zostawienia pożywienia i zawiadomił inne
wilki o całej sprawie. Przez kotłujące się w mnie emocje, nie byłem w stanie
sam nic zjeść, więc od razu po załatwieniu tej sprawy, pobiegłem do jaskini Kary.
Zastałem moją siostrę
biegającą samotnie wzdłuż plaży. Zrównałem z nią krok, a gdy Kara mnie
zauważyła, gwałtownie się zatrzymała. Spojrzała na mnie niezadowolona, a nawet
wręcz wściekła. Cokolwiek to było, byłem pewien, że zaraz się dowiem.
- Jak mogłeś? – zaczęła i jej
złość od razu zmieniła się w smutek. Jej oczy zeszkliły się a oddech urywał.
- Młoda… - szepnąłem tylko i
przytuliłem siostrę. Nie odepchnęła mnie, ale też się nie odwzajemniła.
Pozwoliła tylko na chwilę pocieszenia.
- Chciałeś się zabić.
Chciałeś… mnie zostawić. – Wyglądało na to, że opuszczające jej ciało serum,
wstrzyknięte przez istoty, sprawiły, że przypomniała sobie o zdarzeniach sprzed
wypadku. Jeśli można było to nazwać wypadkiem.
- Ja… - nie byłem w stanie
nic powiedzieć. Tyle rzeczy się działo, tyle chciałem jej powiedzieć, ale nie
potrafiłem. Wadera odsunęła się i otarła łapą łzy.
- To teraz nieważne. Teraz
musimy chronić watahę przed tymi co po nas idą. Masz pojęcie co się stanie jak
znajdą tak dużą watahę? Rozpoczną wszystko na nowo. Coroczne łapanki, te
strzykawki, namierzanie nas przez… - dotknęła delikatnie miejsce pod uchem, gdy
mogliśmy wyczuć delikatne zgrubienie. – … to coś.
- Zabiorą wszystkich ponownie
na wyspę. Codzienna walka o jedzenie i wodę. Pamiętasz jak wysuszyli jedyny
strumyk z wodą? Tygodniami nie mieliśmy co pić. Musieliśmy kopać ziemię do
krwi, żeby znaleźć choć kropelkę pitnej wody.
- A na końcu przysłali
zarażonego wilka, który wybił całe nasze stado. – determinacja na jej twarzy,
mogła aż przerazić. – Nie pozwolę by to wszystko się powtórzyło. Lada dzień
mogą przylecieć na tych swoich maszynach i zniszczyć to co tutaj zbudowaliśmy.
To co przez lata tutaj budowali. Musimy iść do Agresta. On nam pomoże. –
powiedziała i już chciała ruszyć do biegu.
- Stój. – zatrzymałem ją
łapą. – Nie możemy im nic powiedzieć. Jeżeli ktoś się dowie to jest większa
szansa, że ich też złapią. Jeśli będziemy się trzymać na uboczu, w pobliżu
plaży to zabiorą tylko nas i reszta będzie wolna.
- Chyba żartujesz? Urodziłam
się na tej wyspie i nie mam zamiaru tam nigdy więcej wracać. Pozory normalnego
wilczego życia to za mało by wymazać wszystko inne. Wiem, że zawsze mówiłeś, że
mogło być gorzej, że powinniśmy dawać się badać i eksperymentować na nas, bo
dzięki temu mamy jedzenie. Tylko zobacz do czego to doprowadziło. Nasza rodzina
nie żyje i to dlatego, że nie walczyliśmy o naszą wolność. – spojrzała na mnie
z wyższością. – Teraz mamy szansę ich pokonać. Nasza wataha jest silna i z
niejednym już wygrała. Musimy im zaufać.
- Pokonać kogo? – usłyszałem znajomy
głos. Spojrzeliśmy na Tiskę wychodzącą zza drzewa.
- Kara… proszę Cię. –
szepnąłem do siostry, ale ona już mnie nie słuchała.
<Tiska?>
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz