piątek, 29 maja 2020

Od Magnusa CD Tiski – „Inna Droga”

Biegłem przed siebie sam już nie wiedząc przed czym uciekam. Nie miałem dużego pola manewru. Z każdej strony otaczało nas morze. A morska woda, mimo że ciepła, nigdy nie była po naszej stronie. Mięśnie łap zaczęły mnie piec od zbyt wielkiego wysiłku. Zewsząd zaczęły otaczać mnie światła i paskudny ryk silników. Już wiedziałem, kto mnie gonił. Ich coroczne wizyty zawsze kończyły się tak samo. Chaosem, popłochem i ocknięciem następnego ranka, bez pamięci o dniu poprzednim. Skręciłem swoje ciało w stronę skarpy. Odwróciłem się w biegu, w stronę drapieżników i posłałem im piękny uśmiech. Chwilę później spadałem już w dół, w ciepłe odmęty morza.

Ocknąłem się nagle. Ten sen. Wydawał się taki rzeczywisty. Wspomnienie uderzyło mnie tak mocno, że przez dłuższą chwilę nie potrafiłem się z niego otrząsnąć. Wygląda na to, że pamięć zaczęła mi już wracać kilka dni wcześniej. Na początku myślałem, że to tylko sny, ale teraz już wszystko ułożyło się w pełną całość. Podświadomie jednak czułem, że coś jest nie w porządku. Te przebłyski mogły oznaczać tylko jedno. Wrócą po nas. Pewnie w najmniej oczekiwanym momencie. Nie mogłem sobie pozwolić na opuszczenie gardy. Spojrzałem na słońce rozpoczynające nowy dzień. Musiałem porozmawiać z Karą, jeśli ja coś pamiętam to ona też musi.

- Tiska, widziałaś coś dziwnego w nocy? – spytałem nadal patrząc przed siebie. Brak odpowiedzi mnie zaniepokoił. Odwróciłem się i poczułem jak emocje zalewają moje ciało. Odetchnąłem kilka razy, ale i tak nie mogłem opanować wybuchu. Obudziłem szczęśliwie śpiącą waderę i wytknąłem jej, na pozór spokojnym głosem, jak bardzo nieodpowiedzialnie się zachowała. No dobra. Przyznaje, że nie takich słów użyłem. Jednak jak mogła tak zignorować moje słowa!? Może gdyby chodziło o samo mięso, to nie zareagowałbym tak gwałtownie, ale teraz już nie chodziło tylko o to. Nie mogłem jej powiedzieć, co mogło się stać. To sprawa moja i Kary, im mniej wilków będzie coś wiedziało tym lepiej. Specjalnie więc odsunąłem ją od siebie. Poczułem dziwne drgnięcie w sercu, gdy zobaczyłem jej urażoną minę. Nie mogłem jednak już nic cofnąć. Teraz na pewno przez dłuższy czas nie będzie chciała mnie widzieć, co pozwoli mi dowiedzieć się czegoś więcej o tym co działo się na wyspie.

Gdy Tiska odeszła po naszej wymianie zdań, ja zająłem się dostawą zamarynowanego mięsa. Przerzuciłem wszystko na obie skóry, które zostały z oporządzonych jeleni i z pomocą kilku kawałków sznurków i gałązek zawiązałem je sobie na szyi tak, że jedna była po mojej prawej stronie, a druga po lewej. Tak uzbrojony, udałem się do Agresta, który wskazał mi najlepsze miejsce do zostawienia pożywienia i zawiadomił inne wilki o całej sprawie. Przez kotłujące się w mnie emocje, nie byłem w stanie sam nic zjeść, więc od razu po załatwieniu tej sprawy, pobiegłem do jaskini Kary.

Zastałem moją siostrę biegającą samotnie wzdłuż plaży. Zrównałem z nią krok, a gdy Kara mnie zauważyła, gwałtownie się zatrzymała. Spojrzała na mnie niezadowolona, a nawet wręcz wściekła. Cokolwiek to było, byłem pewien, że zaraz się dowiem.

- Jak mogłeś? – zaczęła i jej złość od razu zmieniła się w smutek. Jej oczy zeszkliły się a oddech urywał.

- Młoda… - szepnąłem tylko i przytuliłem siostrę. Nie odepchnęła mnie, ale też się nie odwzajemniła. Pozwoliła tylko na chwilę pocieszenia.

- Chciałeś się zabić. Chciałeś… mnie zostawić. – Wyglądało na to, że opuszczające jej ciało serum, wstrzyknięte przez istoty, sprawiły, że przypomniała sobie o zdarzeniach sprzed wypadku. Jeśli można było to nazwać wypadkiem.

- Ja… - nie byłem w stanie nic powiedzieć. Tyle rzeczy się działo, tyle chciałem jej powiedzieć, ale nie potrafiłem. Wadera odsunęła się i otarła łapą łzy.

- To teraz nieważne. Teraz musimy chronić watahę przed tymi co po nas idą. Masz pojęcie co się stanie jak znajdą tak dużą watahę? Rozpoczną wszystko na nowo. Coroczne łapanki, te strzykawki, namierzanie nas przez… - dotknęła delikatnie miejsce pod uchem, gdy mogliśmy wyczuć delikatne zgrubienie. – … to coś.

- Zabiorą wszystkich ponownie na wyspę. Codzienna walka o jedzenie i wodę. Pamiętasz jak wysuszyli jedyny strumyk z wodą? Tygodniami nie mieliśmy co pić. Musieliśmy kopać ziemię do krwi, żeby znaleźć choć kropelkę pitnej wody.

- A na końcu przysłali zarażonego wilka, który wybił całe nasze stado. – determinacja na jej twarzy, mogła aż przerazić. – Nie pozwolę by to wszystko się powtórzyło. Lada dzień mogą przylecieć na tych swoich maszynach i zniszczyć to co tutaj zbudowaliśmy. To co przez lata tutaj budowali. Musimy iść do Agresta. On nam pomoże. – powiedziała i już chciała ruszyć do biegu.

- Stój. – zatrzymałem ją łapą. – Nie możemy im nic powiedzieć. Jeżeli ktoś się dowie to jest większa szansa, że ich też złapią. Jeśli będziemy się trzymać na uboczu, w pobliżu plaży to zabiorą tylko nas i reszta będzie wolna.

- Chyba żartujesz? Urodziłam się na tej wyspie i nie mam zamiaru tam nigdy więcej wracać. Pozory normalnego wilczego życia to za mało by wymazać wszystko inne. Wiem, że zawsze mówiłeś, że mogło być gorzej, że powinniśmy dawać się badać i eksperymentować na nas, bo dzięki temu mamy jedzenie. Tylko zobacz do czego to doprowadziło. Nasza rodzina nie żyje i to dlatego, że nie walczyliśmy o naszą wolność. – spojrzała na mnie z wyższością. – Teraz mamy szansę ich pokonać. Nasza wataha jest silna i z niejednym już wygrała. Musimy im zaufać.

- Pokonać kogo? – usłyszałem znajomy głos. Spojrzeliśmy na Tiskę wychodzącą zza drzewa.

- Kara… proszę Cię. – szepnąłem do siostry, ale ona już mnie nie słuchała.


<Tiska?>


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz