piątek, 22 maja 2020

Od Talazy CD Szkła - "Pierwsza Krew"

Nocne powietrze niosło ze sobą zapach lasu. Zdawało się, że gęstniał w nim słodki zapach jałowca, dyskretna woń jodły, zapach życia i świeżości parujący z połaci świeżej trawy, wszystko jeszcze rozgrzane, ciężkie od żaru czerwonych węgielków zachodu. Czy to wpływ choroby i odosobnienia, że każda najsubtelniejsza nuta zdawała się przeszywać mnie na wskroś, przenikać pod skórę, unosić i zmieniać, czy też było tak zawsze?
Pachniało zmianą; życiem, które płynęło z czterech stron lasu niczym krew powracająca do serca. Zapach ten dawał siłę i nadzieję; byłam skłonna uwierzyć, że wszystko będzie dobrze bez względu na obrót spraw, biec, żyć, uciekać, ale z drugiej strony wilgotna woń stawała mi w gardle, utykała w zatokach, sprawiając, że mimo usilnych starań nie mogłam pozbyć się łez szklących się w kącikach oczu.
Nie wiedząc, jak poradzić sobie z tym uczuciem, siedziałam bezczynnie pod drzewem, pod którym akurat zostawił mnie uciekający jeleń. Jak wiele było w tym sensu? - to niedające spokoju pytanie starałam się zbywać wymówką, tłumaczyć sobie niemożność postawienia kroku przytłaczającym zmęczeniem, do którego jako rekonwalescentka miałam pełne prawo; osobiste preferencje miały natomiast stanowić o tym, że zbierałam siły pod gołym niebem, zamiast poszukać pierwszej lepszej nory czy chociażby ułożyć sobie jakieś legowisko.
Przed prawdą uchronił mnie Szkło. Drgnęłam, gdy ukazał się moim oczom, z niewiadomych powodów niezdolna do wyczucia jego zapachu, nim jeszcze się pokazał. Westchnęłam niezgrabnie, próbując się nie rozpłakać, gdy pierwsze łzy radości zebrały się w moich oczach, jakby czekając tego momentu od czasu poprzedniego rozstania. Czy on nigdy nie zawodzi?
‘’Znalazłeś’’ było jedyną rzeczą, którą potrafiłam z siebie wykrztusić. Basior nie wydawał się bardziej rozmowny. Zdawało mi się, że jego spuszczony wzrok jest oznaką wstydu, dopiero później zrozumiałam, że chodziło o leżący na ziemi kwiat. Płomienne barwy obfitej w kwiaty gałązki zdawały się jeszcze promieniować w bezkresnym mroku nocy, ponownie przywodząc mi na myśl skojarzenie z dogasającym żarem ognia.
- Och, to… - wydusiłam na tyle cicho, że równie dobrze basior mógł tego nie usłyszeć; dość tego, że w ciemności nie mogliśmy dostrzec detali swoich twarzy.
Chciałam powiedzieć sobie, że nigdy jeszcze nie dostałam od nikogo kwiatów, szybko jednak zorientowałam się, że to nieprawda; dlaczego więc teraz nie miałam pojęcia, co zrobić z podarunkiem? Niezgrabnie podniosłam gałązkę na wysokość oczu. Obróciwszy ją raz między pazurami, wsunęłam ją za ucho, w gęstwinę jasnych włosów. Parsknęłam cichym śmiechem, trudno powiedzieć, czy do basiora, czy tylko do siebie samej, czując w jakim są nieładzie; brudne i posklejane, przypominały ususzoną trawę pod koniec lata.
Gdy tylko opuściłam łapę, gałązka trochę opadła; poprawiłam ozdobę, po czym uśmiechnęłam się do Szkła, szczerząc zęby w dziwnej mieszance smutku i radości.
Siedzieliśmy i milczeliśmy, patrząc na skryte w mroku kontury własnych twarzy. Nie było to naturalne zachowanie, z pewnością nie dla mnie. Nieskładne myśli cichutko sugerowały mi, by gdzieś się wybrać, coś zaproponować; tłumiło je jednak przyjemne ciepło spokoju, które rozlewało się po mojej piersi, gdy Szkło znalazł się obok mnie, nareszcie prawdziwy. W cichym lesie trudno było schować się za maską, czy to pracy, czy choroby. Patrzyłam na niego, czytając z jego twarzy, jakim mógł być wilkiem.
Nagle ocknęłam się, ponownie parskając cichym śmiechem.
- Dobrze – otarłam nos, starając wyplątać się z własnych myśli – Dobrze. Chodźmy może… nad rzekę. Powinna być gdzieś… - wyciągnęłam łapę, by niepewnym gestem wskazać kierunek.
- Tam? – uśmiechnął się lekko, kiwając głową w zupełnie przeciwną stronę.
- Tak – odwzajemniłam uśmiech – Tam.

Wartki nurt odbijał światło gwiazd, mieniąc się jak łuski srebrzystej ryby, która nagle znalazła się zbyt blisko morskiej powierzchni. W ogóle zdawało się, że miejsce wypełniał blask; pozbawiony płaszcza z koron starych drzew, świat otworzył się na światło. Co prawda księżyc był niewielki i tylko nieśmiało pobłyskiwał w mroku, może właśnie onieśmielony bezkresnym ogrodem gwiazd rozkwitającym na czystym niebie, lecz w noc taką jak te zdawał się zupełnie niepotrzebny.
Również moje myśli wydały się rozjaśnić. Ze starą radością wbiegłam do wody, od razu zanurzając się po same uszy. Pod jej powierzchnią roztargałam włosy, dopiero teraz przypominając sobie o tkwiących w nich kwiatach; było już jednak za późno, by jakkolwiek je ratować. Wynurzając się, by zaczerpnąć powietrza, odszukałam wzrokiem Szkło. Stał tuż przy brzegu, z odbiciem lubości w oczach chłodząc łapy w rześkiej wodzie, prócz tego zdawał się jednak głęboko zamyślony.
Czy był smutny?, przeszło mi przez myśl, nim ponownie zanurkowałam pod powierzchnię, czyniąc to nawiasem zupełnie bezmyślnie, jakby odruchowo. Woda o tej porze roku wciąż jeszcze była bardzo zimna, toteż nawet spieszyło mi się, by ją opuścić; jeszcze dwa obroty i już byłam na brzegu. Strzepując z siebie krople wody, mogłam niemal przysiąść, że słyszę bicie własnego serca, rozbudzonego potężną dawką adrenaliny. Odszukałam wzrokiem Szkło. Stał blisko, tuż przy moim boku.
Zbliżyłam swój nos do jego. Przysiadł, omal nie wpadając w piękny krzew kaliny, który rozrastał się za jego plecami, nieśmiało wyglądając na brzeg rzeki z leśnej gęstwiny.

< Szkło? >

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz