- Jednak nie uciekłaś? –
powiedziałem pogardliwie czując za sobą ruch. Nie podniosłem nawet pyska znad
martwego zwierzęcia. Po zapachu wiedziałem, że to Tiska. Wadera odburknęła coś
cicho i mnie okrążyła. Położyła coś przed oprawianym przeze mnie jeleniem.
- O co ci chodzi? –
spojrzałem na nią i na to co przyniosła. Kilka gałązek jeżyn leżało złączonych
w niewielki bukiet. – Kara mówiła mi kiedyś, że są dobre do zaprawy. Rosną tylko
w jednym miejscu w lesie, wiec stwierdziłam, że po nie pójdę. – wytłumaczyła
się przypatrując mi się z ciekawością.
- Myślałem… - przerwałem, bo
nie wiedziałem co powiedzieć. Może jednak nie będzie tak źle jak zapowiadałem.
Nadal jednak zostawienie martwych jeleni samych było co najmniej głupotą.
- Hmm? – wadera uśmiechnęła
się delikatnie, jakby chciała mnie zachęcić.
- Wrzuć do zaprawy przy
liściach.
- Okej! – Tiska chwyciła gałązki
ponownie do pyska i zrobiła co kazałem. Ciągle była taka pogodna. Nie męczyło jej
to?
- Późno już. Powinnam zbierać
się do siebie, mieszkam dość daleko.
- Prześpisz się u Kary. Nie
ogarnę wszystkiego sam. – powiedziałem nie przerywając pracy. Wadera nic nie powiedziała.
Usiadła niedaleko i obserwowała moją pracę. Podgrzałem delikatnie ostrze, które
trzymałem w łapach i wykonałem ostatnie nacięcie, odcinając tkankę trzymającą
skórę. Bez słów przeszedłem do drugiego jelenia, a Tiska zajęła się odkrajaniem
mięsa od kości u pierwszego zwierzęcia. Praca szła nam szybko, Tiska co jakiś
czas coś komentowała, zauważyłem, że nie przepadała za ciszą. Irytująca
przypadłość. Gdy ułożyliśmy ostatni kawałek mięsa na liściu, księżyc był już
wysoko na niebie. Mięsa wyszło mniej niż przypuszczałem, ale nie było co się
dziwić, skoro moja towarzyszka podjadała co drugi kawałek. Rozłożyłem świeżą
skórę i położyłem się na niej, odgradzając się od zimnej ziemi. Nie żebym czuł
jej zimno, tak tylko zakładam, że ziemia ma niższą temperaturę niż powietrze.
Mimo wszystko na skórze spało mi się lepiej.
- To ja będę lecieć. –
powiedziała Tiska.
- Odprowadziłbym cię do Kary,
ale ktoś musi pilnować, żeby pobliskie zwierzęta nic nie podkradły. –
powiedziałem rzucając delikatną aluzje waderze.
- Nie, ja pójdę do siebie.
Nie chce robić kłopotu twojej siostrze.
- Dla niej to nigdy nie
będzie kłopot. Wpuszcza do siebie każdego, nie zdziwiłbym się jakby niedługo
zamieszkała ze skunksem, bo jest „Taki słodki”. – podwyższyłem głos udając
Karę, a Tiska uśmiechnęła się i zachichotała.
- To w jej stylu. – przyznała
i stała jeszcze chwile, chyba rozmyślając co zrobić. A niech mnie… mogę tego żałować,
ale jakoś muszę spróbować się zmienić.
- Wiesz co, – zacząłem gdy wadera już się odwróciła. – jestem
zmęczony i nie dam rady czuwać całą noc. Zostań tu to zrobimy warty.
<Tiska?>
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz